5 września 2010

Recenzja De-Phazz "LaLa 2.0"


DE-PHAZZ LaLa 2.0, [2010] Phazz-A-Delic || Kiedyś stracę portfel przez tę płytę i to bynajmniej nie z powodu ceny. Słuchając jej kusi mnie, by domykać powieki, a to (przykładowo w autobusie) może się różnie skończyć. Zamykam oczy i wpuszczam do umysłu mieszaninę barw - jazzu, elektroniki, trip-hopu, funky, soulu i najrozmaitszych latynoskich błysków. Wszystko wymieszane w sposób niezwykły.

Warta uwagi jest autoironia obecna zarówno w tytule płyty, jak i jej tekstach. Dowiadujemy się z nich, że album jest tylko kolejnym lala, w podrasowanej wersji 2.0, którą wrzucimy do swojego odtwarzacza mp3. Będzie on w nim jedynie plikiem, który możemy przesłać kablem za pięć centów lub... cokolwiek. Nie dajcie się jednak zwieść panom i pani z De-Phazz (którego pełna nazwa brzmi DEstination PHuture jAZZ) - zawarte na krążku utwory to prawie godzina wspaniałej muzyki downtempo.


Do kompozycji, które szczególnie podbiły moje serce zaliczyłbym pięć tytułów. Pierwszy z nich, "Just A File", jest udanym wstępem płyty. Elektroniczno-jazzowe granie, wspaniały wokal i ciekawy tekst. Nietrudno stać się niewolnikiem nucenia it's just a file. Oryginalne połączenie rockowego grania, jazzowego ducha i elektronicznych syntezatorów ukryło się pod tytułem "Duck & Cover". "When No Words Come" jest najspokojniejszą i równocześnie najbardziej mistyczną piosenką. Subtelny, kobiecy wokal i egzotyczne dźwięki w tle - zarówno instrumentalne, jak i elektroniczne. "Jazz Is The Move" spodobało mi się głównie za męski wokal, ale i muzyka niesie niezły pokład energii. "Fear Is My Business" to głęboki muzycznie, nieco ponury, przejmujący utwór dodatkowo wzbogacony o skrecze i klimatyczne sample. 8/10 [Michał Nowakowski]