14 czerwca 2011

Recenzja Cuba de Zoo "Rozkaz"


CUBA DE ZOO Rozkaz, [2011] Mystic || Zupełnie nie rozumiem Jacka Świądra porównującego Cuba de Zoo do Much. Melodyjne gitary i dość subtelne wokale, to jeszcze za mało by być bzykającym owadem. Rozkaz niewiele ma wspólnego z Notorycznymi debiutantami czy Terroromans. Jeżeli już coś przywoływać, to Lady Pank czy Oddział Zamknięty i to za ożywienie kilku ciekawych cech polskiego rocka z tamtych czasów, a nie za łudzące podobieństwo.

Rozkaz to tuzin biało-czerwonych przejawów melodyjnego rocka. Kuba Podolski sporo bawi się głosem (to jeden z większych atutów płyty!) i skocznymi riffami, Przemek Nagadowski w niejednym momencie pozwala sobie nieźle pouderzać w perkusje, a Adam Goniszewski serwuje porządną porcje basowej energii.

To nie jest muzyka eksperymentów, to ścieżka porządnie uklepana, ale ekipa z Ostródy przeszła ją na tyle zamaszystym krokiem, że słucha się tego bardzo przyjemnie. Frontman przygotował dość zaczepne liryki, ale pewnie sam zdaje sobie sprawę – to nie jest poezja najwyższych lotów. Trochę o czymś i trochę o niczym, kilka momentów się udało, a kilka nie. W każdym razie zrośnięte z muzyką i modulowaniem głosu aż tak nie razi.

Nie ma tu żadnych ballad, nieco spokojniejsze są No chodź i Doktor, ale przeważają żywiołowe, wręcz taneczne utwory, a jeden nawet dosłownie – Tańcz. Muzycznie jest całkiem całkiem – wstęp wokalny rodem z reggae, a później sporo dynamicznego gibania i mostek z ciekawie przerobionym głosem. Znacznie trudniej pochwalić tekst, bo chociaż ma udany moment (Naprawdę tańczy ten kto szczęśliwy jest/ Zaprawdę tańczy ten kto szczęśliwy jest), to w zasadzie oferuję jakiś straszny kicz (Jak król Dawid tańcz co sił/ tak jak Elvis kręć biodrem swym). Za to spory plus za te jacksonowe chórki na finiszu! Łuu! Łuu!

Najbardziej za krążkiem przemawia pięć utworów – co ciekawe znajdują się bezpośrednio po sobie na pozycjach 1-5. Czarne auto zawozi nas wprost do muzycznych lat 80-tych. Podobają mi się zadziornie wyrzucane zwrotki i dynamicznie płynący refren (strasznie wkręcił mnie sposób w jaki Kuba przeciąga śluuuub i juuuuż). Robię to dla kraju! - rozbrzmiewa wraz z porywającym, rock'n'rollowym motywem gitar i perkusji – robię to dla ojczyzny! Muzycznie Dla kraju podoba mi się najbardziej, a już napewno wprowadza moje ciało w największe drgawki. Gitara chodzi tu, jak trzeba, a dalej jest mostek w stylu, jaki silnie katują Foo Fighters.


Grób jest nieco grafomański, ale muzycznie jest porządne – szczególnie to przeciąganie w refrenie. Wpada w ucho. W przypadku Sztormu muszę się z jedną uwagą zgodzić z wspomnianym we wstępie recenzentem – gitarka mogłaby się wkomponować w pinkfloydowską ścianę. Ciekawie to koresponduje z wokalami nieco zahaczającymi o sposób śpiewania Spiętego (Lao Che). Nr pięć, czyli Atlantis jest przede wszystkim świetnie odśpiewane, ale również instrumenty zasługują na pochwałę. Gigantyczny plus za odważne, falsetowe chórki – brzmią kapitalnie!

Z niezłych utworów pojawią się jeszcze Płoń i zamykający album Doktor (Hej doktorze może zechciałbyś mi pomóc?/ weź mi polej póki jeszcze mogę stać). Z kolei jako znacznie słabsze wskazałbym mało zachęcające No chodź, nieporywający Tren o Warszawie, posiłek z raczej mdłego Menu czy jeden z przeciętnych pochlejów przy Aqua di Vita (chociaż ten ostatni ma jeden niezły element – zakończenie, od momentu krzyku).

Rozkaz nie jest rewolucją, ale to dobry debiut. Warto po niego sięgnąć – przywoła wspomnienia z lat 80-tych, a tych, którzy – tak jak ja – znają te lata jedynie z opowieści, naprowadzi na klimat jaki wtedy w muzyce panował. 7/10 [Michał Nowakowski]