11 grudnia 2011

Recenzja Swahili Blonde "Psycho Tropical Ballet Pink"


SWAHILI BLONDE Psycho Tropical Ballet Pink, [2011] Neurotic Yell || O projekcie Swahili Blonde można było usłyszeć już w 2009 roku. Wtedy to z inicjatywy Nicole Turley, amerykańskiej perkusistki i wokalistki narodził się zespół grający muzykę z pogranicza eksperymentalnego rocka i afro-beatu. O pierwszym studyjnym albumie grupy, "Man Meat" z 2010 roku, nie było zbyt głośno. Jednakże w połowie tego roku zaczęła do nas docierać informacja o planowanym nowym krążku tej formacji z udziałem John'a Frusciante, byłego gitarzysty Red Hot Chili Peppers. Duże nadzieje związane z albumem zaczęli mieć nagle fani Papryczek. Gitarzysta, który za swój niezwykle nowoczesny, a zarazem emocjonalny styl grania został okrzyknięty przez wielu geniuszem muzycznym. Czy pokładane nadzieje były słuszne?

Zacząłem od obejrzenia teledysku do "Purple Ink", promującego krążek. Tkwię bowiem w przekonaniu, że skoro grupa muzyczna wybiera utwór do takiego zadania, musi być naprawdę dobry. Po wysłuchaniu "Purple Ink" miałem jednak mieszane uczucia - beznamiętny wokal Nicole przeplatany, psychodelicznym riffem Frusciante’a i bitem, który sprawia wrażenie wykonanego przy pomocy jakiegoś taniego automatu. Do tego przerafinowane wideo. Wszystko wysyłało wyraźny sygnał, że mamy do czynienia z trudną w odbiorze muzyką. Postanowiłem jednak tak wcześnie nie przekreślać albumu.


Cała płyta jest muzycznym eksperymentem, mającym raczej na celu wydobycie inspiracji (której ja swoją drogą tutaj nie znalazłem), niż zapewnieniu nam jakichś wyrafinowanych estetycznych doznań. Słychać tutaj wymuszoną amatorszczyznę, która towarzyszy w sumie każdemu utworowi na płycie.

Znaleźć można też łatwiejsze do przełknięcia kawałki. "Scoundrel Days" jest na przykład ciekawym połączeniem rocka alternatywnego i jazzu, z interesującym, charakterystycznym dla stylu Frusciante’a gitarowym riffem w refrenie. "Zelda Has It" to z kolei połączenie psycho-jazzu z łagodnymi rockowymi wstawkami, przypominającym nieco wczesne projekty byłego gitarzysty Red Hotów. Jednakże płyta jako całokształt sprawia wrażenie wykonanej bardziej po to, by przeciwstawić się ortodoksyjnemu tworzeniu albumów, niżeliby pokazać ludziom coś innowacyjnego, czego jeszcze nie słyszeli.

"Psycho Tropical Ballet Pink" raczej szybko odejdzie w zapomnienie. A biorąc pod uwagę to, że był to w dużej mierze album doświadczalny, to nie ma w sumie dużej potrzeby, by się z nim zapoznawać. Racja – szanuję artystów, którzy pragną tworzyć coś odmiennego, ale istnieje wielu muzyków, którzy lubią eksperymentować (np. Damon Albarn) i wychodzi im to jakoś… może nie lepiej, ale sensowniej. Krążkiem jestem zawiedziony, mimo że od tego gatunku nie wymaga się zbyt wiele. 4/10 [Gracjan Cuper]