7 stycznia 2012

Relacja z koncertu Junior Boys + Diamond Rings 4.12.2011


JUNIOR BOYS + DIAMOND RINGS [4.12.2011], SQ Klub, Poznań || Spotkana na koncercie znajoma muzykę supportującego gwiazdę wieczoru Diamond Rings określiła mianem weselnej. Gdy zaś Junior Boys dopieszczali rozentuzjazmowaną publiczność ostatnimi minutami swojego koncertu, podzieliła się pragnieniem, by to kanadyjski duet tak właśnie zagrał na jej (hipotetycznym) weselu. Elektronika elektroniką, ale klasę wyczuwa się instynktownie.

O supportującym Diamond Rings powiedzieć właściwie da się tyle, że z największym odzewem ze strony publiczności spotkało się jego pojawienie na scenie po koncercie w samym podkoszulku. Krótki tymczasem jego set, prezentujący faktycznie dość prostą i rytmiczną muzykę z płyty „Special Affections”, nie miał specjalnie wiele do zaoferowania, choć niewykluczone, że spory w tym udział mogło mieć nienajlepsze nagłośnienie. Przy okazji pochwała dla organizatorów za punktualność, trzymanie się planu czasowego i rozsądnie krótki czas dla suportu, a zatem za niepopełnienie wszystkich możliwych grzechów, które najczęściej się popełnia (vide poznański koncert The Whitest Boy Alive).

Junior Boys to niewątpliwy fenomen, dysponujący niepodważalnym statusem formacji kultowej a jednocześnie tworzący nadzwyczaj prostą muzykę. Operowanie ciszą, skromne dość aranżacje, wrodzona intymność, to wszystko wpływać mogło na to, że festiwalowe ich wykonania, choćby na ostatnim Off’ie, ponoć nie porywały. Tym większe były oczekiwania przed ponownym testem dla Junior Boys w warunkach klubowych.

Matt Didemus, ładny chłopiec, do którego wzdychać może indie-młodzież obu płci, oraz Jeremy Greenspan, o wizerunku sprzedawcy na stacji benzynowej położonej gdzieś wśród kanadyjskich bezdroży, nie porwali specjalnie konferansjerką, sam koncert jednak sprawiał zwłaszcza drugiemu z nich widoczną przyjemność. Co skutecznie wpływało na reakcje publiczności.

„Parallel Lines” pokazało, że nacisk położony zostanie na dwie ostatnie płyty, udaną „It’s All True” oraz niesłusznie niedocenianą „Begone Dull Care”. Nie zawiodły zatem „Hazel”, „ep”, czy nowy singiel „You’ll Improve Me”. To jednak „Teach Me How To Fight” okazało się utworem najbardziej wyczekiwanym. Romantyczną stronę Junior Boys pokazało „A Truly Happy Ending”, zachwycił nerwowy „Double Shadow”, bardzo zaś entuzjastycznie przyjęto „In The Morning”. Na koniec wybrzmiał „Work”, jeden z najlepszych utworów z przedostatniej płyty, na bis zaś obowiązkowo „Banana Ripple”. Choć jest to z kolei utwór moim zdaniem wyjątkowo przeceniany, to przyznać trzeba, że jako zakończenie koncertu sprawdza się bardzo dobrze.

Czy sprawdziło się Junior Boys? Z pewnością był to mocny akcent na zakończenie koncertowego sezonu 2011, pozostawił jednak u mnie spore uczucie niedosytu. Muzyka to przyjemna, koncert poprawny, lecz dramatycznie wręcz krótki i sprawiający wrażenie mocno wystudiowanego. Było dobrze, jak głoszą wieści, faktycznie lepiej niż w wersji festiwalowej, jednak mam silne wrażenie, że poziom zaledwie dobry jest dla Junior Boys nie do przeskoczenia. [Wojciech Nowacki]