7 grudnia 2012

Recenzja Die Antwoord "Ten$Ion"


DIE ANTWOORD Ten$Ion, [2012] Zef Recordz || To nie jest tak, że nie lubię, jak ktoś się przechwala. Lubię – ale musi mieć porządny powód. Jak indestructible Ninja. Jak Yo-Landi just too hot to handle. Jak DJ raczej jestem wymyśloną postacią Hi-Tek. Ten hiphopowy cyrk zahipnotyzował mnie od pierwszego usłyszenia. I choć przyznaję – powalili mnie wizerunkiem i świeżością debiutu, byłem przekonany, że są strzałem jednoalbumowym. Aż tu nagle Ten$Ion.

Tekst, rap i wizerunek na Ten$Ion to znany z $O$ pastisz gangsta-rapu. Watkin Tudor Jones to satyryk, dla niego to max normal (wykorzystując jedną z dawnych muzycznych inkarnacji Watkina) – na hiphopowej scenie RPA swoje wariactwo już rozprowadził. Die Antwoord to wciąż osobliwy miks szydzenia z kiczowatego rapu i szerzenia fascynacji dziwnością. Przejawia się to w klipach, zdjęciach, muzyce i lirykach. Cała otoczka wokół nich jest naprawdę intensywna.


Za to zmieniła się muzyka; skręcając w rejony niedzisiejszej, choć coraz częściej powracającej, elektroniki. Hi-Tek (jeśli istnieje) z prostych beatów, poskładał dobry podkład. Chwilami kiczowaty, jasne, ale w formułę tego projektu wchodzący aż miło. Brzmieniowo się dzieje – są plemienne bębny (Fatty Boom Boom), jest disco (Baby's On Fire), są trance'owe klawisze (U Make A Ninja Wanna Fuck), techno z krótkim dubstepem (Never Le Nkemise 2) czy bardziej alternatywne brzmienia (Fok Julle Naaiers, I Fink U Freeky). Mimo wszystko, elektronika spina wszystko w jedną klamrę, nadając albumowi spójności.

W połączeniu ze specyficznym rapem Ninjy, jego południowoafrykańskim fokin' akcentem i głosikiem szalonej rich bitch Vi$$er wyszło coś szalenie specyficznego i wyskakującego z szeregu, jak choćby The Prodigy kiedyś, a niedawno Crystal Castles. Stworzenie rozpoznawalnej marki dźwiękowej, to sukces sam w sobie. Pozostaje oczywiście pytanie, czy styl się podoba  – mi bardzo (chyba najtrafniej zacytować fragment I fink u freeky and I like you a lot!). To nie są tylko wygłupy –  kompozycje są ciekawe, motywy świeże, podkład cudnie koresponduje z głosami i reaguje na liryki. Wszystko jest gęste, ale nieprzypadkowe.


Krążek kryje trzy ogromne hity (I Fink U Freeky, Fatty Boom Boom i Baby's On Fire) i trzy solidne kawałki (Never Le Nkemise 2, Fok Julle Naaiers czy U Make A Ninja Wanna Fuck). Jest też jeden bardzo kiepski, Hey Sexy, którego nie ratuje nawet całkiem przyjemna gitara elektryczna Louwtjie Rothmana, bo sposób rapowania na przemian irytuje i nudzi, a kompozycja jest nudna.

Między utworami upchnięto kilka skitów. Pasują do konwencji, ale nie powalają na kolana. Jeden z nich wzbudził dość duże kontrowersje – mowa o DJ Hi-Tek Rulez, w którym przerobiony komputerowo głos, rzekomo Hi-Teka, oznajmia: DJ Hi-Tek will fuck you in the ass/ Fuck you in the ass, you punk ass white boy/ DJ Hi-Tek, yo you can't touch me, faggot. Zarzuty o homofobię zakończyła dopiero wypowiedź, w której Ninja wyznaje, że wielu jego znajomych to geje. W tym wspomniany Hi-Tek.


Choć boję się, że przy następnym materiale Die Antwoord mogą się wyczerpać, wyczekuję trzeciego krążka, kolejnych klipów, a najlepiej filmu dokumentalnego. Jestem głęboko zainteresowany, co napala Ninję i komu Yo-Landi Vi$$er pozwoliłaby się klepać po tyłku! Bo przede wszystkim tym jest Die Antwoord – całą tą kreacją, śmiechem, zaskoczeniem. Igraniem z kiczem. Nieźle, że jako skutek uboczny tych wygłupów powstał ciekawy styl grania. 8.5/10 [Michał Nowakowski]