17 lutego 2013

Recenzja Nosaj Thing "Home"


NOSAJ THING Home, [2013] Innovative Leisure || Album “Home” rozpoczyna utwór tytułowy i faktycznie, można poczuć się jak w domu. Jest swojsko, bezpiecznie, bez porywu i bez niespodzianek. Wydaje się, że nie jest to tylko figura retoryczna, ale rzeczywisty zamysł stojący za drugą płytą Jasona Chunga.

„Drift”, obok „There Is Love In You” Four Tet i „Black Noise” Panthy du Prince, była płytą kluczową dla elektroniki końca pierwszej dekady XXI wieku. Niedługi, podszyty hiphopową rytmiką i skrzący się pomysłami album nie sprawił jednak, żeby Chung stał się szczególnie popularną i rozpoznawalną postacią. Stworzył kilka świetnych remiksów (dla Flying Lotusa, The xx czy Radiohead), jego własna twórczość zasługiwała na zdecydowanie większą uwagę.

Stąd, nie ukrywam, spore oczekiwania i nadzieje związane z następcą „Drift”. Pierwszym singlem było „Eclipse/Blue” z wokalnym udziałem Kazu Makino z Blonde Redhead. Główną niespodzianką był sam wokal, zastosowany po raz pierwszy w czysto instrumentalnej do tej pory twórczości Nosaj Thing. Sam utwór, piosenka właściwie, brzmi bardzo w stylu Blonde Redhead, Kazu Makino najwyraźniej znajduje się pod mocnym elektronicznym wpływem „Penny Sparkle”, ostatniej płyty swej macierzystej formacji. Jeśli chodzi o Nosaj Thing, zaistniało niebezpieczeństwo, że jedyny postęp ograniczać się będzie do zaproszenia wokalistów, co jest częstym przypadkiem elektronicznych instrumentalistów odkrywających nagle jak rewolucyjny jest śpiew (vide Silver Rocket na polskim poletku).


Na (nie)szczęście na „Home” znajduje się jeszcze tylko „Try” z udziałem… Toro y Moi. I ten całkiem ciekawy utwór brzmi już faktycznie jak Nosaj Thing z wokalem Chaza Bundicka, a nie kolejna piosenka Toro y Moi. Reszta albumu to już instrumentalny standard Nosaj Thing. Okazuje się jednak, że być może jednak pójście na całego w stronę wokali nie byłoby najgorszym pomysłem. O ile bowiem kompozycje z „Drift” były zaskakujące, pomysłowe i inteligentne, o tyle „Home” brzmi jako całość nijako. Żaden fragment nie zapada w pamięć, „Glue” posiada trochę bardziej taneczny charakter, w „Safe” słychać dalekie echa dubstepu, wspomniany już „Try” przypomina retro-elektronikę w wykonaniu Com Truise.

Muzyce Com Truise też można czasem zarzucić lekką nudę, ale ten przynajmniej posiada własny rozpoznawalny styl. Tego zdecydowanie brakuje na „Home”, album przepływa, lecz jest zbyt krótki nawet na muzykę tła. Brakuje tu inwencji, charakterystycznego dla „Drift” hiphopowego podbicia. Nosaj Thing ze zdolnego dzieciaka zaostrzającego apetyty swoim debiutem zmienił się w zdolnego dzieciaka bawiącego się w elektronikę godną darowego downloadu z Bandcampa. Szkoda.

Już po wydaniu „Home” pojawiły się informacje, że to części utworów dogrywa wokale Elin Kastlander ze szwedzkiego duetu jj. Dziwny to i spóźniony zabieg, niemniej „Home” choć rozczarowało, to nie jest bynajmniej płytą złą. Ale Nosaj Thing nadal pozostaje „tylko” wielką nadzieją. 5.5/10 [Wojciech Nowacki]