22 września 2013

Recenzja Nine Inch Nails "Hesitation Marks"


NINE INCH NAILS Hesitation Marks¸ [2013] Null Corporation || I am just a copy a copy a copy. Wszystko już było, dzieje się znów i zawsze będzie. Możesz bluzgać z kapelą nienawistne słowa, odnieść sukces za sprawą swej technicznej agresji, dojrzeć, odstawić używki, zadbać o swoje fizyczne zdrowie, rozpocząć wspólnie z atrakcyjną małżonką nowy rozdział swej artystycznej kariery, możesz nawet zgarnąć Oscara za ścieżkę dźwiękową do filmu o Facebooku. Wszystko może układać się w ścieżkę najlepszą z najlepszych, ale niezależnie od tego ile masz lat i jakie za sobą dokonania, jeśli raz już posmakowałeś smaku depresji, ta dopadnie cię znowu. I wtedy znów będziesz potrzebować gwoździ.


Zapowiedź nie tylko koncertowego powrotu Nine Inch Nails spotkała się z życzliwym przyjęciem. Nie minęło jeszcze aż tyle lat od uśpienia formacji, żeby móc oskarżać Reznora o skok na kasę ani o odcinanie kuponów, mamy raczej do czynienia z dłuższym okresem milczenia niż wielką reaktywacją. Stąd oczekiwania wobec „Hesitation Marks” nie powinny być chyba aż tak wielkie. Ot po prostu kolejny album zespołu o charakterystycznym stylu i ugruntowanej pozycji, po którym wiadomo czego oczekiwać. Nie jest z pewnością najlepsza płyta w dyskografii Nine Inch Nails, ale nie ma też mowy o zejściu poniżej zwyczajowo dobrego poziomu.

Wyraźnie słyszalny jest nacisk położony raczej na syntezatory niż gitary. Ostrzejsze brzmienia gitar pojawiają się choćby w „Various Methods of Escape”, ich dźwięki pojawiają się poprzetykane tu i ówdzie, brudne ściany dźwięku stawiane są jednak w większości przy pomocy syntetycznych środków, klawiszy, efektów, automatów perkusyjnych. Choć w „While I’m Still Here” pojawia się nagle saksofon. Z większych zaskoczeń można mówić jedynie o quasi-hiphopowym charakterze „All Time Low” oraz syntetycznym bluesie rodem z albumów Depeche Mode w „I Would For You”.

W kontekście zmysłu melodycznego Trenta Reznora można wręcz mówić w przypadku „Hesitation Marks” o industrialnym synth-popie. Zaskakująco przebojowe „Everything” spotkało się już zarzutami o „komercyjny” charakter, uświadomić sobie jednak trzeba, że mocna i agresywna muzyka Nine Inch Nails zawsze miała spory potencjał. Ostatnia jak do tej pory płyta, darmowe „The Slip”, wypełniona była przecież kompozycjami, które spokojnie można było wraz z Reznorem zaśpiewać/wykrzyczeć. Na tym tle „Hesitation Marks” wypada nawet odrobinę gorzej, brakuje tu bowiem bardziej charakterystycznych melodii, nie licząc oczywiście singlowych „Came Back Haunted” czy „Copy of A”. Pulsu materiałowi dodają raczej typowe dla Reznora repetycje, choćby w utworze „Satellite”.

A co z zarzutem, że Trent Reznor jest już za stary aby cedzić słowa o depresji/bezmocy/bezsensie? Och, nie bądźcie śmieszni. Wszystko już było, dzieje się znów i zawsze będzie. I wtedy znów będziecie potrzebować gwoździ. 7/10 [Wojciech Nowacki]