25 września 2013

Relacja z praskiego koncertu Kamp! 24.09.2013


KAMP! + DEATHS [24.09.2013], MeetFactory, Praha || Zabawne, że Kamp!, powszechnie uznawany za najlepszy polski zespół koncertowy ostatnich lat, miałem okazję zobaczyć dopiero w Pradze. Z czeskiej perspektywy nie jest to formacja zupełnie nieznana, o czym można było przekonać się naocznie. Koncert, choć w mniejszej sali MeetFactory, zgromadził całkiem sporą publiczność, której reakcje świadczyły o entuzjastycznym obyciu z materiałem łódzkiego tria.

MeetFactory należy do najważniejszych miejsc na koncertowej mapie Pragi i zdecydowanie do najbardziej hipsterskich. Chcecie zobaczyć jak wygląda, jak ubiera się i prezentuje młoda, modna i alternatywna Praga – wybierzcie się do MeetFactory. Nie jest to typowy klub muzyczny, choć koncertowe eventy dają mu największego rozgłosu. Miejsce to, położone z dala od centrum, w południowej części Smíchova, mieści się w sporym pokolejowym budynku, w raczej industrialnym otoczeniu i tuż przy linii kolejowej. Pomyślane było jako centrum alternatywnych, czy wręcz awangardowych sztuk, na parterze mieszczą się sale w których odbywają się koncerty, wystawy, warsztaty, czy przedstawienia teatralne. Piętra oddane są w użytek artystom, warto wspomnieć, że swój warsztat ma tam m.in. słynny i kontrowersyjny rzeźbiarz David Černý.

Łodzianie mogą się zatem poczuć w takim otoczeniu całkiem swojsko, na szczęście horyzonty Kamp! wykraczają daleko poza granice Łodzi a nawet Polski. Długo egzystowali przede wszystkim jako zespół koncertowy, mając na koncie świetne epki i kolejne single, przez kilka lat podgrzewali atmosferę oczekiwania na swój pełnowymiarowy debiut. Przez ten czas jednak nabyli niesamowitego obycia scenicznego, w Pradze zaprezentowali się jako doświadczony, pewny siebie i bezbłędny technicznie zespół.

Koncert trwał niewiele ponad godzinę, napięcie siadło odrobinę dopiero pod koniec właściwego setu. Od początku postawili na szczęście na bezlitosne taneczne kawałki i swoje najlepsze kompozycje, obyło się zatem bez dansingowej otoczki rodem z płyty „Kamp!”, która jest bezdyskusyjnie jednym z najważniejszych polskich albumów dekady, ale niestety również przeleżanym i dyskusyjnie ukierunkowanym na ejtisowe pościelówy. Koncert jednak pokazał Kamp! nadal od elektroniczno-tanecznej strony, rodem z pierwszych epek, lecz w jeszcze bogatszej odsłonie. Kompozycje były dłuższe, napięcie było w nich dawkowane jeszcze bardziej sprawnie nie pozostawiając chwili wytchnienia.

Czesi najżywiej reagowali na single, co wcale nie było rzeczą oczywistą, najwyraźniej znali również teksty i mieli opanowane wszelkie taneczne ruchy. „Distance of the Modern Hearts” czy „Melt” przyjęte zostały szczególnie żywo, podobnie jak zagrane na bis „Cairo”. Pod sceną podskakiwał sam Petr Marek z Midi Lidi, praska publiczność kupiona była już od drugiego, trzeciego utworu, a bardziej rozgrzane od Czechów były chyba tylko Czeszki. Pozdrowienia dla jednej, która wybrała się na koncert w szpilkach. Moja stopa nigdy Cię nie zapomni.

O suporcie, praskim trio Deaths (dawniej Girls on Drugs), powiedzieć można tyle, że dobrany był całkiem nieźle. Zaprezentowali mocno inspirowaną latami osiemdziesiątymi muzykę, podobną właśnie do spokojniejszej, albumowej wersji Kamp! z odrobiną Twin Shadowa. Szkoda, że na razie bardziej skupiają się na wrzucaniu zdjęć na tumblra niż publikowaniu swojej muzyki. [Wojciech Nowacki]