22 kwietnia 2013


BLOODGROUP Tracing Echoes, [2013] AdP Records || Min臋艂y ju偶 dwa tygodnie od kolejnej wizyty Bloodgroup w Polsce i nadal pozostaje otwarte pytanie, czy aby nie s膮 przyk艂adem typowego polskiego fenomenu. Zagraniczne media muzyczne zasadniczo o nich milcz膮, u nas przyci膮gn臋li swego czasu spore t艂umy na koncerty, tym razem w ramach trasy koncertowej promuj膮cej ich najnowszy album zagrali u nas a偶 trzykrotnie. I zar贸wno koncerty Bloodgroup, jak i ich p艂yty spokojnie zaliczy膰 mo偶na do dozna艅 jak najbardziej przyjemnych.

Popularno艣膰 sympatycznego kwartetu w naszym kraju mo偶na najpewniej wyja艣ni膰 naszym og贸lnym uwielbieniem, granicz膮cym z fanatyczn膮 ekstaz膮, wobec muzyki z Wiadomo-Jakiego-Kraju. Stosowanie kategorii geograficznych cz臋sto niezas艂u偶enie krzywdzi wielu wykonawc贸w, nies艂usznie wrzucanych do jednego wora i bezustannie por贸wnywanych do tych, kt贸rzy znajduj膮 si臋 na jego wierzchu. Chyba mniejsz膮 rol臋 w przypadku Bloodgroup odgrywa name-checking rodem z notek prasowych, cho膰 pewnie niekt贸rzy z艂apali si臋 na por贸wnania do The Knife czy The xx. Tymczasem Bloodgroup ani nie pretenduj膮 do wydumanego artyzmu tych pierwszych, ani nie s膮 tak rozdzieraj膮co nudni jak ci drudzy.


Na bezpretensjonaln膮 elektronik臋 zawsze mo偶na liczy膰. Debiutancki album „Sticky Situation” brzmi jak dzie艂o gromady przyjaci贸艂 chc膮cych si臋 po prostu troch臋 rozerwa膰, ale przynosi niew膮tpliwe spor膮 porcj臋 zabawy. „Dry Land” jest ju偶 p艂yt膮 dojrzalsz膮, lepiej wyprodukowan膮, oferuje te偶 materia艂 nieco bardziej zr贸偶nicowany. „Tracing Echoes” zdecydowanie podtrzymuje ewolucj臋 ku wi臋kszej dojrza艂o艣ci, jest jednak materia艂em mniej r贸偶norodnym i stawiaj膮cym na sp贸jny klimat.

Mo偶na to by艂o te偶 zaobserwowa膰 w trakcie koncert贸w Bloodgroup. Ci, kt贸rzy mieli przyjemno艣膰 uczestniczy膰 w ich poprzednich, niezwykle energetycznych wyst臋pach, ewidentnie spodziewali si臋 powt贸rki z ostrych bit贸w i morderczego ta艅ca w strugach potu. Tymczasem najnowszy materia艂, cho膰 nadal przynosi chwytliw膮 elektronik臋, zdecydowanie wi臋kszy nacisk ni偶 na zadziorny rytm k艂adzie na przestrzenne pe艂zaj膮ce basy, zbli偶aj膮c nieco Bloodgroup do deep-house’u w wykonaniu ich krajan z GusGus.


I jest to zmiana zdecydowanie w dobr膮 stron臋. Cho膰 na 偶ywo wi臋cej jest obecnie ko艂ysania ni偶 szale艅czych skok贸w, to „Tracing Echoes” jest albumem do kt贸rego chce si臋 wraca膰, mimo balansowania na granicy muzyki t艂a i wi臋kszego zaanga偶owania. Sp贸jno艣ci materia艂u wreszcie nie rozbijaj膮 quasi-hiphopowe inspiracje wokalne, g艂osy Sunny 脼贸risd贸ttir i Janusa Rasmussena mi艂o si臋 dope艂niaj膮, nie t艂umi膮c zbytecznie muzycznego t艂a. Co ciekawe, w bardziej nastrojowych fragmentach wokal Sunny zacz膮艂 przypomina膰 Lan臋 Del Rey, Rasmussen za艣 zrezygnowa艂 na szcz臋艣cie ze 艣rednio udanych agresywniejszych okrzyk贸w.

Sp贸jno艣膰 „Tracing Echoes” skutkuje te偶 brakiem ewidentnych przeboj贸w, ale w piosenki takie jak „A Threat”, „Fall”, „The Water” czy „Lines” mo偶na si臋 z przyjemno艣ci膮 zas艂ucha膰, przy „Indefinite” za艣 mo偶na te偶 spokojnie zaanga偶owa膰 inne partie cia艂a. Bloodgroup nie maj膮 wielkich ambicji i bardzo dobrze. Bez ci艣nienia i wyg贸rowanych oczekiwa艅 mog膮 nam proponowa膰 lekk膮 i sympatyczn膮 rozrywk臋. 6.5/10 [Wojciech Nowacki]

20 kwietnia 2013


Cho膰 Czechy to najbardziej zlaicyzowany kraj Europy, to 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia nale偶膮 do najwa偶niejszych w roku i zwi膮zane s膮 z szeregiem ciekawych tradycji. Sma偶y si臋 kapra, kroi sa艂atk臋 ziemniaczan膮, dostaje prezenty od Je啪铆拧ka (tak, od ma艂ego Jezuska, czeski paradoks), ale kluczowym punktem programu jest wieczorna poh谩dka. S艂贸wko to oznacza bajk臋, Czechom jednak dodatkowo kojarzy si臋 z wigilijnym wieczorem. Co roku bowiem czeska (i wcze艣niej czechos艂owacka) telewizja emituje wtedy bajk臋. W Polsce repertuar sprowadza si臋 rzecz jasna do Kevina, 艣wi膮tecznego Shreka, Kevina, Szklanej Pu艂apki i Kevina. Czeskie poh谩dky to bajki zar贸wno dla dzieci, jak i dla doros艂ych, cz臋sto si臋gaj膮 do lokalnej tradycji, literatury i historii, przede wszystkim jednak bardzo wa偶ny jest w nich element muzyczny.

Do najs艂ynniejszych nale偶y „艩铆len臎 smutn谩 princezna” z 1968 roku, w kt贸rej g艂贸wne role zagrali Helena Vondr谩膷kov谩 oraz V谩clav Neck谩艡. M艂oda Helena by艂a jeszcze wtedy zwiewn膮, radosn膮 istot膮 o pi臋knym g艂osie. Znacznie s艂abiej kojarzony w Polsce Neck谩艡 jest postaci膮 r贸wnie znacz膮c膮 dla czeskiej muzyki co Vondr谩膷kov谩, do dzi艣 darzony jest jednak powszechnym szacunkiem. W 2002 roku przeszed艂 ci臋偶ki wylew, po d艂ugotrwa艂ej rehabilitacji powr贸ci艂 triumfalnie piosenk膮 „P暖lno膷n铆” nagran膮 z zespo艂em Umakart na potrzeby filmu „Alois Nebel”. Jako aktor za艣 kojarzony by膰 powinien przede wszystkim z r贸l w filmowych adaptacjach ksi膮偶ek Hrabala w re偶yserii Ji艡铆ho Menzla: „Ost艡e sledovan茅 vlaky” oraz „Sk艡iv谩nci na niti”. Neck谩艡 wyda艂 w zesz艂ym roku nowy solowy album, na pocz膮tku marca za艣 og艂oszono, 偶e wznowiona zostanie 艣cie偶ka d藕wi臋kowa do wspomnianej wy偶ej poh谩dky.


8 marca natomiast ukaza艂 si臋 nowy album grupy Monkey Business p.t. „Happiness Of Postmodern Age”. Zesp贸艂, na czele kt贸rego stoi Roman Hol媒, s艂ynnie z charakterystycznego poczucia humoru i licznych prowokacji, muzycznie za艣 prezentuje weso艂y i bezpretensjonalny funk. Monkey Business s艂yn膮 m.in. z radosnego przeboju po艣wi臋conego spaleniu Jana Husa, na najnowszym albumie w trzech piosenkach pojawia si臋 wokal samej Joan Baez.


Prace nad now膮 p艂yt膮, maj膮c膮 si臋 ukaza膰 na pocz膮tku maja, ko艅czy te偶 Monika Na膷eva. Pocz膮tkowo aktorka teatralna karier臋 muzyczn膮 rozpocz臋艂a we wczesnych latach dziewi臋膰dziesi膮tych pop-rockowym albumem „Mo啪nosti tu sou...“, w ostatniej dobie zwr贸ci艂a si臋 zdecydowanie w stron臋 elektroniki, czego efektem jest m.in. nagrany wsp贸lnie z Timem Wrightem album „The Sick Rose“ oparty o teksty modernistycznych poet贸w. 艢rodki na rejestracj臋 nowego materia艂u, inspirowanego ba艣niami poetki Sylvy Fischerov茅, p.t. „Milosn媒 slabiky“ Na膷eva zebra艂a za po艣rednictwem portalu hithit.cz


Nie pr贸偶nuje r贸wnie偶 Lenka Dusilov谩, kt贸rej „Baromantika” nale偶y do najlepszych czeskich album贸w ostatnich lat. Na koncertach prezentuje ju偶 nowe kompozycje, na jesie艅 za艣 obiecuje wydanie koncertowego DVD, kt贸rego pierwszym upublicznionym fragmentem jest video do utworu „Smiluje”. 


[Wojciech Nowacki]

19 kwietnia 2013


THE STROKES Comedown Machine, [2013] RCA || Mam pewien sentyment do The Strokes. Bynajmniej nie dlatego, 偶e nale偶臋 do mi艂o艣nik贸w ich legendarnego debiutu. Doceniam jego znaczenie dla historii muzyki, ale pierwsze albumy The Strokes muzycznie mnie nie porywa艂y a leniwa maniera Juliana Casablancasa strasznie mnie m臋czy艂a. (Anegdota: pami臋tam jak pierwszy raz us艂ysza艂em niezapowiedziane w radio „Take Me Out” Franz Ferdinand i pomy艣la艂em, 偶e, o, to chyba pierwsza fajna piosenka Strokes’贸w. Ups.)

To jednak „Angles” by艂a pierwsz膮 p艂yt膮 kt贸r膮 w 偶yciu zrecenzowa艂em, w艂a艣nie dlatego, 偶e wyda艂a mi si臋 niezas艂u偶enie niedoceniona. Zaskakuj膮co cz臋sto do niej wracam i ewidentnie zyskuje ona z czasem. Obezw艂adniaj膮ce „Machu Picchu” nadal uwa偶am za najlepsz膮 i najbardziej przebojow膮 kompozycj臋 The Strokes. Ale i reszta piosenek z „Angles” tworzy lekk膮, bezpretensjonaln膮 i barwn膮, niczym kontrowersyjna ok艂adka, ca艂o艣膰. Stylistyczne rozedrganie tego albumu nie wszystkim jednak przypad艂o do gustu, potraktowany zosta艂 z lekkim pob艂a偶aniem i przymru偶eniem oka, jako rozgrzewka po paroletnim milczeniu zespo艂u.

Sami cz艂onkowie grupy niemal natychmiast po wydaniu „Angles” rozg艂aszali, 偶e dopiero teraz poprawie uleg艂y wi臋zi mi臋dzy nimi i przyp艂yw si艂 tw贸rczych nap臋dza ich do szybkiej rejestracji i wydania nowego materia艂u. Do dzi艣 m贸wi膮 o z艂ej atmosferze towarzysz膮cej nagrywaniu tego albumu. Zesp贸艂 pracowa艂 samodzielnie nad kompozycjami, Casablancas za艣 osobno dogrywa艂 wokale, dosy艂aj膮c je p贸藕niej drog膮 mailow膮. Dzi艣 twierdzi, 偶e jego dystans od reszty muzyk贸w by艂 celowym zabiegiem maj膮cym wymusi膰 na nich wi臋kszy udzia艂 w tworzeniu muzyki The Strokes. Nawet je艣li faktycznie tak by艂o, to w ich opinii by艂 to nieudany eksperyment, po kt贸rym zgodnie og艂osili, 偶e kolejny album b臋dzie ju偶 w pe艂ni zespo艂ow膮 kreacj膮.


Nikt nie powiedzia艂 tego wprost, ale zasugerowany zosta艂 kryzys, po kt贸rym to The Strokes objawi膮 si臋 jak nowo narodzeni wraz z kolejnym albumem. Tymczasem to „Comedown Machine” w艂a艣nie brzmi jak powsta艂a w ci臋偶kiej atmosferze, wymuszona p艂yta zespo艂u na kraw臋dzi rozpadu. Mniej wi臋cej po艂owa piosenek daje si臋 jako艣 zapami臋ta膰, cho膰 偶adna nie si臋ga pu艂apu, w kt贸rym mog艂aby by膰 zakwalifikowana jako przeb贸j. Najlepiej wypada „Partners In Crime”, fajnie prezentuje si臋 (ironicznie prorocze?) „Happy Ending” oraz kr贸tkie i zadziorne „50/50”. Singlowe „All The Time” to utw贸r typowo dla The Strokes rozlaz艂y, bli偶szy fanom debiutu ni偶 kontrowersyjny „One Way Trigger”, kt贸rego ejtisowa energia ledwie przykrywa wyczuwalne zm臋czenie. To jednak otwieraj膮cy album „Tap Out” brzmi jakby spokojnie m贸g艂 by膰 za艣piewany w latach osiemdziesi膮tych przez Madonn臋.

Reszty by mog艂o nie by膰. Nie rozumiem oskar偶e艅 „Comedown Machine” o zbytni膮 eklektyczno艣膰 w sytuacji, gdy ledwie udaje si臋 wyr贸偶ni膰 jakikolwiek jego fragment. Eklektyczno艣膰 w艂a艣nie by艂a najlepsza stron膮 „Angles”, nad nowym albumem ci膮偶y tylko jedno okre艣lenie – zm臋czenie. Mieli艣my dobr膮 p艂yt臋 powsta艂膮 w z艂ej atmosferze, otrzymali艣my p艂yt臋 s艂ab膮 maj膮c膮 powsta膰 w lepszej atmosferze. Je艣li zapowiedzi zespo艂u traktowa膰 powa偶nie, to ich oczekiwania chyba szybko okaza艂y si臋 niespe艂nialne. P艂yta nie jest praktycznie w 偶aden spos贸b promowana, zesp贸艂 zadeklarowa艂, 偶e nie b臋dzie jej towarzyszy膰 trasa koncertowa. Wielkie logo RCA bije z ok艂adki, jakby wydawca chcia艂 podkre艣li膰, 偶e tak, to w艂a艣nie my wydali艣my swego czasu s艂ynne „Is This It”. Ca艂o艣膰 nabiera sensu dopiero gdy u艣wiadomimy sobie, 偶e „Comedown Machine” jest finalnym albumem The Strokes w ramach kontraktu z RCA. Zesp贸艂 albo nabierze teraz nowych si艂, albo ich pi膮ty album oka偶e si臋 ostatnim. 4/10 [Wojciech Nowacki]

16 kwietnia 2013


YEAH YEAH YEAHS Mosquito, [2013] Interscope || Karen O wraz z Yeah Yeah Yeahs przeszli d艂ug膮, ale przede wszystkim interesuj膮c膮 muzyczn膮 drog臋. Debiutanckie LP „Fever to Tell” jest mocno inspirowanym brzmieniem The White Stripes rockiem gara偶owym, a wokale Karen, prowokuj膮ce i ociekaj膮ce seksem, maj膮 i艣cie punkowego ducha. Proste, toporne niemal riffy i dynamika, 艣wie偶o艣膰. Wydane w 2006 roku „Show Your Bones” porusza si臋 ju偶 w konwencji szeroko poj臋tego indie, jest albumem bardziej lirycznym, zar贸wno tekstowo jak i muzycznie, ale te偶 bardziej zachowawczym. Najwi臋ksz膮 jednak ewolucj膮 w brzmieniu zespo艂u jest w moim mniemaniu „It’s Blitz”, b臋d膮cy powa偶nym krokiem w stron臋 synthpopu, kt贸ry to krok uwa偶am za ca艂kiem dobre zjawisko. Obserwuj膮c ten stopniowy rozw贸j czeka艂em i zastanawia艂em si臋 powa偶nie, co YYYs zaserwuj膮 s艂uchaczom na najnowszym kr膮偶ku o nazwie „Mosquito”, kt贸rego premiera odb臋dzie si臋 16 kwietnia.

Pierwszy i jedyny jak do tej pory singiel, „Sacrilege”, jest mocno zachowawczym, rytmicznym, ale niew膮tpliwie przebojowym utworem. G艂os Karen jest mocno stonowany, za to rozmachu numerowi dodaj膮 pojawiaj膮ce si臋 pod koniec gospelowe wstawki z ch贸rem w艂膮cznie. Ju偶 to daje pewne wskaz贸wki odno艣nie tego, jakimi klimatami muzycznymi otacza si臋 ca艂y album.


Przede wszystkim jest do艣膰 zr贸偶nicowany kompozycyjnie: wspomniane ju偶 „Sacrilege” rozpoczyna kr膮偶ek, tu偶 po nim tempo zwalnia wraz z melancholijnym i spokojnym „Subway”. Do艣膰 subtelna, s膮cz膮ca si臋 melodia wspomagana jest przez lekki gitarowy riff i wydobywaj膮ce si臋 z t艂a d藕wi臋ki metra. W dodatku, co na „Mosquito” wyst臋puje raczej cz臋sto, g艂os Karen jest senny i oddalony. Ca艂o艣膰 kojarzy si臋 z delikatnym post-rockiem, a w miar臋 s艂uchania albumu takich odniesie艅 do zr贸偶nicowanych gatunk贸w muzycznych jest coraz wi臋cej.

Je艣li kto艣 bardzo t臋skni za popiskuj膮c膮 do wt贸ru ci臋偶szych brzmie艅 Karen, za tym pazurem z pierwszych epek i „Fever to Tell”, to swoistym ho艂dem dla takich s艂uchaczy jest „Mosquito”. Nie przecz臋, jestem jednym z takich s艂uchaczy, dlatego t臋 piosenk臋 polubi艂em szczeg贸lnie. Min臋艂o jednak dziesi臋膰 lat i nawet ten pazur si臋 zmieni艂, muzycznie jest to du偶o mniej surowe, bardziej melodyjne i rytmiczne, co uwa偶am za zmian臋 na plus. Kolejnym utworem, kt贸ry ma w sobie t臋 dziko艣膰 jest „Area 52”, w kt贸rym zachwyca agresywna linia gitary.

Mocno wyr贸偶niaj膮cym si臋 nagraniem na tle tego, sp贸jnego przecie偶, albumu jest „Under the Earth”, numer pe艂en elektronicznych smaczk贸w i udziwnie艅. S膮 kosmiczne d藕wi臋ki przewijaj膮ce si臋 w tle, chwilami mocno akcentowane syntetyczne tony, wokal wzmocniony echem i efektami jeszcze pot臋guje wra偶enie opanowanej dziwaczno艣ci. W brzmieniu Yeah Yeah Yeahs nadal dominuje 艣piew Karen O wsp贸艂graj膮cy z gitar膮, wstawki elektroniczne, kt贸rych obecno艣膰 przewidzia艂em, s膮 p贸ki co tylko dodatkiem. Sprawia to, 偶e utwory s膮 bogatsze brzmieniowo, wielop艂aszczyznowe – niew膮tpliwie zwi臋ksza to przyjemno艣膰 s艂uchania, bo t艂o jest zgrane z g艂贸wn膮 lini膮 melodyczn膮, nie ma wra偶enia chaosu czy te偶 przesytu. Urzeka na przyk艂ad u偶ycie w numerze „These Paths” sampla wokalnego w stylu glitchowym lub wr臋cz witch-house’owym. W „Buried Alive” jest nawet featuring, i to featuring rapera. O ile co do umiej臋tno艣ci i flow Dr. Octagona mam wiele zastrze偶e艅, to samo pojawienie si臋 go na albumie 艣wiadczy o otwieraniu si臋 Karen i koleg贸w na nowe gatunki.

S艂owem, kt贸re si臋 tutaj ci艣nie na usta, jest „eklektyczno艣膰”. Opr贸cz wszystkich wymienionych ju偶 nawi膮za艅 i smaczk贸w „Mosquito” oferuje r贸wnie偶 utwory bardzo lekkie i niemal sielskie, w stylistyce podobne do takich klasyk贸w z „It’s Blitz” jak „Little Shadow”, czy „Hysteric”. Karen O tak naprawd臋 nigdy mnie nie rozczarowa艂a, niezale偶nie, czy z zespo艂em, czy w projektach solowych, czy w kooperacji z innymi artystami. Tym razem jest identycznie, nie ma niedosytu typowego dla album贸w d艂ugo oczekiwanych. W konwencji 艂adnie 艣piewaj膮cych pa艅 z udziwnionym rockowym podk艂adem jest to dla mnie jak na razie album roku, chocia偶 czuj臋, 偶e powa偶nym rywalem dla „Mosquito” b臋dzie 艣wietnie zapowiadaj膮cy si臋 majowy kr膮偶ek bli藕niaczek CocoRosie. 8/10 [Rados艂aw Kolago]

14 kwietnia 2013


THE GATHERING Disclosure, [2012] Psychonaut Records || W latach dziewi臋膰dziesi膮tych The Gathering uchodzi艂 w wielu kr臋gach za zesp贸艂 kultowy. Umiej臋tnie bowiem 艂膮czy艂 w jednej fascynacji s艂uchaczy metalu, fan贸w trip-hopowej elektroniki i mi艂o艣nik贸w mocnych 偶e艅skich wokali. Odej艣cie z grupy zjawiskowej Anneke van Giersbergen chyba jednak spowodowa艂o spadek wi臋kszego zainteresowania The Gathering i ograniczenia go do najwi臋kszych fan贸w. A szkoda.

Z pewno艣ci膮 si臋 nara偶臋 mi艂o艣nikom The Gathering i Anneke, zreszt膮 niejeden raz ju偶 to zrobi艂em. My艣l臋, 偶e rozstanie wysz艂o obu stronom na dobre. Na klasycznych albumach The Gathering cz臋sto mia艂em wra偶enie, 偶e wokal Anneke daleko wykracza poza mo偶liwo艣ci zespo艂u, przy膰miewaj膮c klimatyczn膮 przecie偶 muzyk臋, czasem wr臋cz (teraz uchylam si臋 od cios贸w) niekoniecznie do niej pasuj膮c. Sama van Giersbergen znacznie lepiej spe艂nia si臋 w swojej solowej tw贸rczo艣ci i w rado艣niejszym, momentami popowym repertuarze. Czego przyk艂adem 艣wietna p艂yta „Air”, czy cho膰by zesz艂oroczne „Everything Is Changing”.

„Disclosure” to drugi ju偶 album z now膮 wokalistk膮, Silje Wergeland, wydany po trzyletniej przerwie, mo偶na wi臋c liczy膰 na pe艂ne dotarcie si臋 nowego sk艂adu. I faktycznie tak jest, s艂yszymy tutaj pewny siebie, dojrza艂y zesp贸艂, doskonale 艣wiadom swych najlepszych atut贸w. Otrzymujemy dawk臋 bezpretensjonalnego, energetycznego rocka z wcale niema艂ym potencja艂em komercyjnym. Album brzmi 艣wietnie, produkcja nadaje mu g艂臋bi臋, kt贸rej brakowa艂o cho膰by na ostatnim albumie Anneke. Ca艂o艣膰 nadal jest subtelnie i gustownie podbita elektronik膮, ale opr贸cz tego pe艂no tu aran偶acyjnych smaczk贸w, jak tr膮bka w „Meltdown”, smyczki w „Paralized”, gitara akustyczna w „Gemini I”, pianino w „Missing Seasons”, czy wyeksponowanie linii basu we fragmencie „I Can See Four Miles”.


Album otwiera firmowe „Paper Waves”, w jego pierwszej po艂owie dominuj膮 szybkie tempa, tutaj te偶 znajduj膮 si臋 dwie kluczowe dla p艂yty kompozycje, „Meltdown” oraz „Heroes For Ghosts”, obie udost臋pnione jeszcze przed premier膮 p艂yty. „Meltdown” rozpoczyna si臋 mocnym, elektronicznym wst臋pem, w 艣rodkowej cz臋艣ci bit oraz gitara idealnie ze sob膮 wsp贸艂graj膮, pojawia si臋 wspomniana tr膮bka i zmierzaj膮c ku ko艅cowi utw贸r zwalnia i powoli si臋 roztapia. Najbardziej jednak zaskakuje pojawienie si臋 m臋skiego wokalu w dwug艂osie z Silje. Epickie „Heroes For Ghosts” jest centralnym punktem albumu, po kt贸rym to p艂yta zwalnia tempo, werw臋 odzyskuj膮c dopiero w niemal fina艂owym „I Can See Four Miles” (je艣li potraktowa膰 „Gemini II” jako wyciszony epilog).

Mo偶liwo艣ci wokalne Wergeland s膮 oczywi艣cie znacznie mniejsze od Anneke, przez co, paradoksalnie, lepiej wpisuj膮 si臋 w ca艂o艣膰 obrazu The Gathering jako zespo艂u, zbytnio go nie przyt艂aczaj膮c. Barwa jej g艂osu bynajmniej nie odbiega drastycznie od legendarnej poprzedniczki, jest bardziej matowa, wywa偶ona, czasem bardziej dziewcz臋ca ni偶 kobieca. Najwa偶niejsze jednak dla „Disclosure” s膮 s艂owa. Nie艂adnie by by艂o nazwa膰 ten album koncepcyjnym, aczkolwiek prawd膮 jest, 偶e w warstwie lirycznej stanowi sp贸jn膮 ca艂o艣膰, perfekcyjnie opisuj膮c膮 stan po bolesnym rozstaniu. W „Meltdown” mamy jeszcze gniew, kt贸ry z wolna roztapia si臋 w spokojne zastanowienie co dalej („Paralized”), nieudana pr贸ba ucieczki od przesz艂o艣ci („Heroes For Ghosts”) prowadzi do pogodzenia si臋 z wiecznym powtarzaniem si臋 tej samej historii (the shadow of dependance w „I Can See Four Miles”).

Trzeba jeszcze doda膰, 偶e p艂yta jest pi臋knie wydana, warto wi臋c przy艂o偶y膰 si臋 do poszukiwa艅 kompaktu lub podw贸jnego winyla. Solidny album solidnego zespo艂u, dzi艣 ju偶 nieco zapomnianego. Chc膮cym od艣wie偶y膰 sobie pami臋膰 o The Gathering polecam „Disclosure” jako najlepszy do tego 艣rodek. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]

STARFUCKER Miracle Mile, [2013] Polyvinyl || „Julius” by艂 w 2011 roku jednym z najbardziej udanych singli z pogranicza tanecznej elektroniki i obezw艂adniaj膮cego popu. To ta sama kategoria co „Midnight City” M83, „How Deep Is Your Love?” The Rapture czy “Polish Girl” Neon Indian. Ale bez hype’u, szerszej rozpoznawalno艣ci, fanek mdlej膮cych na letnich festiwalach. Troch臋 szkoda. Najbardziej jednak szkoda, 偶e p艂yta „Miracle Mile” nie zwi臋kszy popularno艣ci Starfuckera, jest bowiem zaledwie cieniem 艣wietnego „Reptilians”.

Umiejscowiona w stanie Michigan wytw贸rnia Polyvinyl zas艂uguje na pe艂ne uznanie. Cho膰 z dost臋pno艣ci膮 jej wydawnictw w Polsce jest ci臋偶ko, nie jest to raczej wina labelu, lecz naszego rynku. Podobnie jak ci臋偶ko wini膰 indie-zesp贸艂 za wydawanie w niezale偶nej wytw贸rni. Z katalogu Polyvinyl najmocniej stoj膮 u nas zdecydowanie Deerhoof, Xiu Xiu i Of Montreal. W ostatnich latach do艂膮czyli do nich, za spraw膮 艣wietnego debiutu i niesamowitych koncert贸w, Japandroids. Pierwsz膮 pere艂k膮 s膮 jednak Casiokids z p艂ytami „Topp stemning p氓 lokal bar” oraz „Aabenbaringen over aaskammen”. Drug膮 za艣 Starfucker.

Nazwa kojarz膮ca si臋 bardziej z zespo艂em pudel-metalowym z pewno艣ci膮 intryguje, ale nie pomaga komercyjnie. Pocz膮tkowo solowy projekt Joshuy Hodgesa przerodzi艂 si臋 w pe艂nowymiarowy zesp贸艂, na chwil臋 zmieni艂 nazw臋 na bardziej banalny i hipsterski PYRAMID, nast臋pnie Pyramidd, po czym powr贸ci艂 do szyldu Starfucker. Cz臋sto jednak zapisywanego jako STRFKR (co nie u艂atwia wyszukania wydawnictw grupy w serwisach streamingowych). „Reptilians”, drugi album formacji z 2011 roku, przyni贸s艂 艣wietn膮 porcj臋 elektronicznego popu z singlem „Julius” na czele. 呕ywa, radosna i skrz膮ca si臋 chwytliwymi melodiami p艂yta by艂a niezwykle barwn膮 ca艂o艣ci膮. Tym bardziej szkoda „Miracle Mile”.


Nie tylko nie znajdziemy tu przeboju na miar臋 „Julius”, singlowe „While I’m Alive” czy „Atlantis” plasuj膮 si臋 jednak kilka klas ni偶ej, ale i ca艂y album najzwyczajniej w 艣wiecie nie przyci膮ga uwagi. Nadal mamy tu dreampopowe wokale i elektroniczne podk艂ady, rola syntezator贸w zosta艂a jednak zredukowana na rzecz akustycznych gitar. Domy艣la膰 si臋 nale偶y, 偶e pierwotne kompozycje na nich by艂y w艂a艣nie skomponowane, ale zabrak艂o pomys艂贸w na dalsz膮 aran偶acj臋. „Miracle Mile” wydaje si臋 zwraca膰 mocno ku hippisowskiej psychodelii, nie si臋ga jednak poziomem do „Andorry” Caribou. Zamiast kolorowego odlotu po LSD mamy tu raczej t膮 faz臋 imprezy, gdy sko艅czy艂o si臋 piwo, wszyscy s膮 niedopici i si臋gaj膮 po gitary 偶eby niedosyt ukoi膰 艣piewem.

Niby-analogowa produkcja brzmi momentami faktycznie jak z kasetowego magnetofonu, ale takiego co to cz臋sto wci膮ga ta艣my. Podobne do siebie kompozycje, w jednym tempie, zm臋czone wokale i brak ciekawszych pomys艂贸w na melodie i aran偶acje, doskwieraj膮 zw艂aszcza na tle 偶ywio艂owego „Reptilians”. To nadal jest bardzo przyjemna muzyka, ale zesp贸艂 chyba niechc膮cy epatuje zm臋czeniem. Na szcz臋艣cie znajdziemy tu przebojow膮, najbogatsz膮 i najlepsz膮 na p艂ycie piosenk臋 „Leave It All Behind”. Przyjemnym fina艂em jest te偶 siedmiominutowy „Nite Rite”, mo偶e nie najoryginalniejszy, ale niemal krautowo hipnotyzuj膮cy. „Miracle Mile” to typowa p艂yta z kategorii „mo偶na, ale po co”. Je艣li kto艣 zainteresowa艂 si臋 zespo艂em o tak rozrywkowej nazwie niech raczej zdecydowanie si臋gnie po „Reptilians”. My czekamy dalej. 5/10 [Wojciech Nowacki]

10 kwietnia 2013


JAMES BLAKE Overgrown, [2013] Polydor || Nie da si臋 m贸wi膰 o drugim albumie Jamesa Blake'a nie odnosz膮c si臋 ani s艂owem do jego debiutu. Po tym jak jego epki ruszy艂y z posad scen臋 brytyjskiego gara偶u i basu, po tym jak wszyscy wieszczyli 22-letniemu ch艂opakowi, 偶e b臋dzie wielki, nadszed艂 czas na realizacj臋 tego planu. Na singiel promuj膮cy wybrany zosta艂 cover balladki (te w膮tki sygnalizowa艂 ju偶 James na "Klavierwerke") Feist, co mnie osobi艣cie i ca艂kiem szerok膮 rzesz臋 s艂uchaczy wprowadzi艂o w konsternacj臋. Paradoksalnie, ten strza艂 w stop臋 okaza艂 si臋 strza艂em w dziesi膮tk臋 na drodze kariery Brytyjczyka. Z miejsca jego popularno艣膰 przybra艂a rozmiary wr臋cz monstrualne. Blake sta艂 si臋 jedn膮 z najbardziej prominentnych postaci sceny wsp贸艂czesnej. Zwiedzi艂 p贸艂 艣wiata obje偶d偶aj膮c wszystkie najwa偶niejsze miejsca na festiwalowej mapie lata, nagra艂 s艂ab膮 epk臋 i wypu艣ci艂 艣wietny singiel "Retrogade", kt贸ry zaostrzy艂 nam niew膮tpliwie apetyty na "Overgrown".


Znamienny zdaje si臋 ju偶 sam tytu艂. Blake dojrza艂 przedwcze艣nie. Debiut okaza艂 si臋 dzie艂em niesamowicie dojrza艂ym, poruszaj膮cym si臋 w granicach dramatyzmu, alienacji i braku zrozumienia. Jednocze艣nie b臋d膮c pr贸b膮 intymnej wiwisekcji w艂asnych fobii i gorzkich wspomnie艅. To wszystko zosta艂o przefiltrowane przez frapuj膮ce, niemal偶e bez wyj膮tku, eksperymenty formalne i kompozycyjne w zakresie piosenki popowej. Wielu narzeka艂o, 偶e album jest przyci臋偶kawy czy nudnawy, ja stanowczo oponuj臋. Taka atmosfera by艂a warunkiem koniecznym do kontemplacji wyzna艅 m艂odego Brytyjczyka. Analogiczna sytuacja ma przecie偶 miejsce z "Mi艂o艣ci膮" Hanekego, je艣li nie damy si臋 ponie艣膰 narracji i jej charakterowi, stwierdzimy, 偶e to nuda i nic poza tym. Self-titled nie by艂 przecie偶 albumem, kt贸ry s艂ucha si臋 z przyjemno艣ci膮 i dla przyjemno艣ci, co w jeszcze wi臋kszym stopniu stanowi o jego fenomenie.

Nie mo偶na wyrwa膰 utwor贸w Blake'a z kontekstu jego osobistych prze偶y膰, a poczucie zagubienia jest zdecydowanie ich dominant膮. W openerze Brytyjczyk wy艣piewuje uparcie fraz臋 I don't want to be a star sygnalizuj膮c, 偶e sytuacja w jakiej si臋 znalaz艂 wcale mu nie odpowiada. Przyt艂oczy艂 go ci臋偶ar s艂awy i oczekiwa艅 wobec kolejnych jego muzycznych posuni臋膰 (wiem, nie jest to dog艂臋bna psychoanaliza). Na dystansie ca艂ego albumu ta nerwowo艣膰 jest nader widoczna. Blake szafuje pomys艂ami w spos贸b, zdawa膰 by si臋 mog艂o, chaotyczny. Dwoi si臋 i troi by zadowoli膰 s艂uchacza, jednocze艣nie serwuj膮c mu to, co smakowa艂o ju偶 ostatnim razem, i nowe, ca艂kiem nie przystaj膮ce menu, w wyniku czego powstaje bardzo ci臋偶kostrawna mieszanka.

Obecno艣膰 ne debiucie stopniuj膮cych napi臋cie tzw. "mgie艂ek" na debiucie nadawa艂a mu odpowiedni rytm i maskowa艂a songwriterskie braki Brytyjczyka. Na "Overgrown", postawi艂 on nacisk na konkret, format piosenkowy, obna偶aj膮c tym samym wszelkie swoje s艂abo艣ci. Pr贸偶no szuka膰 w tym zestawie magii debiutu, poniewa偶 Blake bardziej irytuje, ni偶 czaruje. Jego wokal m臋czy gdzie艣 w po艂owie albumu, melodie s膮 jak zwykle bardzo szkicowe, ulotne do tego stopnia, 偶e ca艂kiem ulatuj膮 z g艂owy, nie zostawiaj膮c nawet cienia wra偶enia na temat utworu. Ponadto operuje on dok艂adnie tymi samymi trickami co na poprzednich wydawnictwach, zmieniaj膮c niekiedy akcenty, jednak w efekcie i tak jest przewidywalnie i nudno.

Najpro艣ciej ujmuj膮c, klimat debiutu ewakuowa艂 si臋 przez kuchenne drzwi, a bez tego kr贸l jest nagi. "Overgrown" czy nast臋pne "I'm Sold" w prostej linii odpowiadaj膮 "I've Never Learned To Share" i "The Wilhelm Scream" w dok艂adnie ten sam spos贸b buduj膮c napi臋cie, jednak nie przystaj膮c do zdolno艣ci wzbudzania emocji pierwowzoru. Cho膰 "Overgrown" wci膮偶 dysponuje pewnymi pok艂adami Blake'owego uroku i z pewno艣ci膮 jest w stanie poruszy膰. "Take A Fall For Me" stara si臋 przenie艣膰 tw贸rczo艣膰 Brytyjczyka w rejony taneczne, jednak偶e 艣rodki, kt贸rymi operuje s膮 ju偶 od dawna znane, je艣li nie wyczerpane, leitmotiv nie odznacza si臋 absolutnie niczym i ginie w g膮szczu podobnych mu kawa艂k贸w.


Niew膮tpliwym highlightem albumu jest singiel "Retrograde", w kt贸rym mo偶emy us艂ysze膰 echa epek sprzed debiutu, melodia od pierwszej chwili 艂apie, 艣ciska w gardle, wzrusza, dotyka do g艂臋bi. W podobnej relacji sytuuje si臋 "Our Love Comes Back", w kt贸rym intymno艣膰 budowana przez 艣wietn膮 lini臋 basu, glitchowe wstawki i 艣wietnie za艣piewany tekst, nie daje nam zw膮tpi膰 w talent drzemi膮cy w Brytyjczyku. P贸藕niej mamy ca艂kiem przyjemnie wybrzmiewaj膮c膮, opart膮 na fortepianowych plumkni臋ciach, balladk臋 w i艣cie Blake'owym stylu. Do ko艅ca albumu widzimy po raz kolejny jak Blake niezgrabnie lawiruje na granicy wra偶liwej intymno艣ci debiutu a elektronicznie rozbuchanych, ostrych aran偶y.

Brytyjczyk nie jest pierwsz膮, ani ostatni膮 postaci膮, kt贸ra wpad艂a w pu艂apk臋 drugiej p艂yty. Zawieszenia pomi臋dzy tym co znane, a tym co poci膮gaj膮ce, lecz niepewne. Chcia艂 nam da膰 podobne pok艂ady dog艂臋bnego smutku, opakowuj膮c je w zgo艂a nieprzystaj膮c膮 do nich estetyk臋. Jasne, da艂oby si臋 wyj艣膰 z tego rozkroku obronn膮 r臋k膮, gdyby nie fakt, 偶e same kompozycje okaza艂y si臋 zwyczajnie s艂abe. Te piosenki, w przeciwie艅stwie do debiutu, nie potrafi膮 przebi膰 si臋 偶adn膮 drog膮 przez okowy naszej wra偶liwo艣ci. Oczywi艣cie s膮 przes艂anki w postaci "Retrogade", czy "Our Love Comes Back", i偶 warto da膰 Brytyjczykowi kredyt zaufania. Jego stonowana ekspresja, kt贸ra kupi艂a sobie szerokie grono wyznawc贸w, zosta艂a porzucona na rzecz, nieco nachalnej i niejednoznacznej potrzeby przebojowo艣ci, co w przypadku tego artysty zdaje mi si臋 tropem ca艂kowicie chybionym. Jednak w obliczu tego potkni臋cia, za jaki nale偶y traktowa膰 "Overgrown", jeszcze bardziej interesuj膮ca staje si臋 dalsza droga muzyczna Blake'a. 4.5/10 [Patryk Weiss]

9 kwietnia 2013


THE KNIFE  Shaking The Habitual, [2013] Rabid || Pierwszy utw贸r na kr膮偶ku jest dla mnie niemal tak samo wa偶ny jak pierwsze zdanie powie艣ci. Kakofoniczne „A Tooth For An Eye” przechodzi ten test znakomicie. Jest jak zaproszenie do egzystencjalnej podr贸偶ny, kt贸ra za moment nast膮pi. Jak przyznaje rodze艅stwo, ca艂y album jest jednym wielkim kwestionowaniem przymiot贸w, kt贸re decyduj膮 jak膮 pozycj臋 w spo艂ecze艅stwie zajmuje dana jednostka. Ten utw贸r z kolei jest sygna艂em od Karin, 偶e ich prac臋 te偶 mo偶na podda膰 pr贸bie. Podkre艣la to u偶ywaj膮c fragmentu powie艣ci Jeanette Winterson pt. The Passion (I`m telling you stores, trust me). 

"Shaking The Habitual” to kawa艂 niezwykle dobrej ale i ci臋偶kiej muzyki. Mi艂o艣nicy prostych i klarownych podzia艂贸w, zapewne poczuj膮 si臋 sfrustrowani, kiedy przyjdzie im s艂ucha膰 ponad o艣mio a nawet dziewi臋tnastominutowych kompozycji. Jest to zreszt膮 przyczyna podzia艂u „Shaking The Habitual” na dwie p艂yty. Z tej pierwszej, niekwestionowanymi zwyci臋zcami s膮 – wspomniane ju偶 wy偶ej – „A Tooth For An Eye”, znany ju偶 nam znakomicie psychodeliczny „Full Of Fire”, kt贸rego si艂臋 przekazu wzmacnia videoklip wyre偶yserowany przez Marit 脰stberg  oraz „Wrap Your Hands Around Me”. S艂uchaj膮c wst臋pu tego ostatniego, na my艣l przychodzi mi „Ark” Brendana Perry'ego. Chodzi mi tu o te ci臋偶kie i powolne syntezatorowe d藕wi臋ki. Jest to jedyna ballada na tym albumie  i chyba najmniej oszcz臋dny w s艂owa utw贸r. Karin 艣piewaj膮ca wrap your arms around me, tell me all those things you haven`t told me, sprawia, 偶e w cz艂owieku budz膮 sie u艣pione t臋sknoty a g艂owa mo偶e odpocz膮膰 od dawki emocji zaserwowanej w czterech pierwszych utworach.

Najl偶ejszy dla ucha jest tu chyba “Without You My Life Would Be Boring”. Je艣li chodzi o instrumentarium to jest niesamowicie energetyzuj膮cy, nieco egzotyczny. Jakby inspirowany muzyk膮 wschodu. Z kolei „Old Dreams Waiting To Be Realized”  zosta艂 ju偶 przez kilku zagranicznych recenzent贸w okrzykni臋ty „niepotrzebnym” albo „okropnym”. Nic dziwnego. Jest to bardzo dziwna, niepokoj膮ca i – jakby nie patrze膰 – przeokropnie d艂uga kompozycja, w kt贸rej przewa偶aj膮 elektroniczne d藕wi臋ki poprzeplatane m.in. wyciem syren. Wokal wkrada si臋 na chwil臋, jednak robi to tak jakby przeciska艂 si臋 nie艣mia艂o przez szpary w 艣cianie. Co na to 偶e艅ska cz臋艣膰 duetu? W jednym z wywiad贸w powiedzia艂a: it`s nice to play with people`s time these days. Ja traktuje to jako swego rodzaju katharsis, ale zdaj臋 sobie spraw臋 偶e wi臋ksza cz臋艣膰 odbiorc贸w po prostu ukr贸ci sobie ods艂uch i wrzuci kr膮偶ek nr dwa.


„Raging Lung” ma prawie jedena艣cie minut, ale ani przez chwil臋 nie m臋czy. Wr臋cz przeciwnie: chcia艂oby si臋 wi臋cej. Bardzo ciekawa i w dodatku sp贸jna kompozycja, czego nie mo偶na powiedzie膰 o kolejnym numerze. Rozpocz臋cie „Networking” to bowiem moment, w kt贸rym ma si臋 ochot臋 powiedzie膰 „Nie dzi臋kuj臋. Mam ju偶 pe艂en talerz wra偶e艅 i nie potrzebuj臋 dok艂adki”. Surowe potrzaskane techno. A偶 nie mam na to przymiotnika, ale uczucie jest podobne do tego jakby kto艣 przy艂o偶y艂 mi do g艂owy perkusyjny talerz a potem rytmicznie uderza艂 w niego drewnianym wa艂kiem do ciasta.

Po nim nast臋puje kr贸tki przerywnik „Oryx”, a nast臋pnie „Stay Out Here”, w kt贸rym go艣cinnie g艂osu udzieli艂y Shannon Funchess (z Light Asylum) oraz Emily Roysdon. Pozwolicie, 偶e nie b臋d臋 si臋 rozpisywa膰 nad pozosta艂ymi dwoma utworami. Dodam tylko, 偶e kolejny - „Frackling Fluid Injection” -zosta艂 nagrany przy wsp贸艂pracy… 艂贸偶kowych spr臋偶yn. W niekt贸rych sytuacjach to mo偶e i przyjemny d藕wi臋k, ale w tym zestawieniu dzia艂a jak katalizator migrenowego b贸lu g艂owy.

Generalnie nie polecam podchodzi膰 do tego albumu jak do standardowej produkcji muzycznej. W przeciwnym wypadku czeka was rozczarowanie. Polecam przy tym zapozna膰 si臋 z kr贸tkim komiksem autorstwa Liv Str枚mquist „End Extreme Wealth”, kt贸ry znajdziecie na oficjalnej stronie zespo艂u. No chyba, 偶e zdecydujecie si臋 zakupi膰 kr膮偶ek – w贸wczas historia graficzna w bonusie. „Shaking The Habitual” to odwa偶ne dzie艂o dw贸jki wspania艂ych artyst贸w. Mimo, 偶e s膮 na tej p艂ycie m臋cz膮ce momenty, to  niczego bym st膮d nie wyrzuci艂a. Jest to 艣wietny koncept album i je艣li dla kogo艣 oka偶e si臋 zbyt ci臋偶ki to c贸偶… kino awangardowe te偶 nie dla wszystkich jest zrozumia艂e. A to jest zdecydowanie muzyka, przy kt贸rej potrzeba skupienia, absolutnie nie nadaje si臋 na muzyk臋 t艂a, chocia偶 dwa remiksy si臋 ju偶 pojawi艂y tak偶e… pota艅czy膰 b臋dzie jeszcze mo偶na.  Daje mu najwy偶sz膮 ocen臋, nie tylko za liryki i warstw臋 muzyczn膮, ale za prze艂amanie stereotypu i walk臋 w obronie cz艂owiecze艅stwa. 10/10 [Agnieszka Hirt]

7 kwietnia 2013


THE FLAMING LIPS The Terror, [2013] Bella Union || Ci臋偶ko zliczy膰 wszystko to, czym raczyli nas The Flaming Lips po wydaniu bardzo dobrze przyj臋tego “Embryonic”. Wiem, bo z ciekawo艣ci pr贸bowa艂em. Muzyka wydana w 偶elowym p艂odzie, gumowej czaszce, czekoladowym sercu, krwisty winyl, utw贸r sze艣ciogodzinny, utw贸r dwudziestoczterogodzinny, najwi臋ksza ilo艣膰 odegranych koncert贸w w ci膮gu jednego dnia… Wydawa膰 by si臋 mog艂o, 偶e zesp贸艂 sp臋dzi艂 ostatnie lata 艣wietnie si臋 bawi膮c. W艂a艣nie, bawi膮c przede wszystkim „si臋”, bo poka偶cie mi kogo艣 z 偶elowym p艂odem The Flaming Lips albo kogo艣, kto wys艂ucha艂 dwudziestoczterogodzinn膮 piosenk臋 „7 Skies H3”.

Mo偶e jednak nie bawili si臋 tak dobrze, mo偶e wszystkie te cudaczne ruchy by艂y w艂a艣nie przejawem z艂ych rzeczy. Nie wiadomo, bowiem to nie dzia艂ania zespo艂u, lecz informacje prasowe w zwi膮zku z wydaniem nowego albumu m贸wi膮 o z艂ej sytuacji w grupie i narkotykowym problemie Stevena Drozda jako o g艂贸wnych motywacjach stoj膮cych za „The Terror".

D藕wi臋kowego terroru tu jednak nie znajdziemy. Szkoda, by膰 mo偶e pog艂臋biona brutalizacja brzmienia The Flaming Lips by艂aby bardziej interesuj膮ca od tego, co faktycznie otrzymujemy. Miejsce w艣r贸d klasyk贸w prze艂omu wiek贸w zapewnili sobie stosunkowo najbardziej przyst臋pnymi albumami „The Soft Bulletin” oraz „Yoshimi Battles The Pink Robots”. Przyznaj臋, 偶e dra偶ni mnie bana艂 „Yoshimi”, od kt贸rej wol臋 bardziej r贸偶norodne „At War With The Mystics”. To jednak wydany w 2009 roku „Embryonic” zjednoczy艂 wszystkich w podziwie dla istniej膮cej ju偶 ponad 20 lat grupy, zdolnej nadal do stworzenia wielkiego albumu, przy okazji od艣wie偶aj膮c brzmienie o mocne charakterystyczne basowe przestery.

„The Terror” przynosi wyra藕n膮 odmian臋, wynikaj膮c膮 raczej ze 艣wiadomej ewolucji. Po „Embryonic” The Flaming Lips na szcz臋艣cie uraczyli nas dwukrotnie muzyk膮 wydan膮 na bardziej tradycyjnych no艣nikach ni偶 gumowe czaszki i embriony. Remake’owy album „The Dark Side Of The Moon” nadal opiera艂 si臋 na brudnych przesterach, ale ju偶 „The Flaming Lips And Heady Fwends”, tworzony zreszt膮 r贸wnolegle do „The Terror”, dopuszcza艂 wi臋cej syntezatorowych d藕wi臋k贸w i mimo ca艂ej plejady drastycznie r贸偶nych go艣ci brzmia艂 zaskakuj膮co sp贸jnie.


Pierwszy od czterech lat regularny album The Flaming Lips jest jednak rozczarowaniem nie tylko ze wzgl臋du na d艂ugi okres oczekiwania wype艂niony ekscentrycznymi szale艅stwami. „The Terror” jest zwyczajnie jedn膮 z najs艂abszych pozycji w dyskografii grupy, p艂yt膮, do kt贸rej nie ma po co wraca膰 i kt贸ra zapewne stosunkowo szybko zostanie zapomniana. Odrobina znanego basowego brudu pojawia si臋 jedynie w „Butterfly, How Long It Takes To Die”. Przestery, ale gitarowe, pojawiaj膮 si臋 w pierwszym utworze „Look… The Sun Is Rising”, kt贸ry od razu nakre艣la syntezatorowy, cho膰 nie synth-popowy, charakter p艂yty. Gitar tu nie u艣wiadczymy. 呕ywa perkusja w miar臋 s艂yszalna jest w jedynym nieco agresywniejszym utworze „Turning Violent”. W „You Are Alone” pojawia si臋 nawet co艣 w rodzaju bitu, b臋d膮cego jednak podk艂adem bardziej do monotonnej melorecytacji ni偶 do piosenki. Obiecuj膮co 13-minutowy „You Lust” rozpoczyna si臋 nerwowo, nie tylko d藕wi臋ki zegara kieruj膮 nasze my艣li w stron臋 najlepszych kompozycji Pink Floyd, ale szybko okazuje si臋, 偶e utw贸r ten nie oferuje ju偶 wiele wi臋cej.

Monotonnia jest jedynym czynnikiem terroryzuj膮cym s艂uchacza nowego albumu The Flaming Lips. Promocyjny medley brzmi w zasadzie jak jeden utw贸r. P艂yta nie nale偶y do najd艂u偶szych, nie ma wi臋c szans nas zm臋czy膰, ale jest bole艣nie jednorodna, nie da si臋 z niej wy艂oni膰 ani jednego fragmentu, ca艂o艣膰 przep艂ywa w jednym tempie, w jednym nastroju i nic nie sk艂ania nas do powrotu. Terkocz膮cy, syntezatorowy ambient w „Be Free, A Way” kojarzy膰 si臋 mo偶e z Blonde Redhead z p艂yty „Penny Sparkle”. O ile jednak tamten album, r贸wnie偶 sceptycznie przyj臋ty, by艂 r贸偶norodny i niew膮tpliwie przebojowy, to „The Terror” nie oferuje nam w zasadzie nic. 4/10 [Wojciech Nowacki]

6 kwietnia 2013


SWANS The Seer, [2012] Young Gods || Muzyka totalna. To okre艣lenie wystarcza za jakikolwiek opis Swans. Michael Gira zainteresowany jest wy艂膮cznie d藕wi臋kiem. Zar贸wno muzyka, jak i ha艂as, s膮 tylko jego kategoriami. Przyzwyczajanie estetyczne nie maj膮 tu 偶adnego znaczenia, w muzyce Swans chodzi tylko o zanurzenie w d藕wi臋ku. D藕wi臋ku totalnym.

Drugi po reaktywacji zespo艂u album Swans przynosi dwa dyski i ponad dwie godziny muzyki. Zjawiskowej? Piorunuj膮cej? Zapieraj膮cej dech w piersiach? Porywaj膮cej? Nie, wszystkie przymiotniki brzmi膮 banalnie w zderzeniu z monolitem „The Seer”, cho膰 „oczyszczaj膮cy” wydaje si臋 najbardziej stosownym.

32-minutowy utw贸r tytu艂owy dor贸wnuje d艂ugo艣ci膮 wielu ca艂ym wsp贸艂cze艣nie wydawanym albumom. Kt贸rych uwa偶ne wys艂uchanie bardzo cz臋sto nu偶y. „The Seer” natomiast, monumentalny niczym ksi臋ga Starego Testamentu, jest doznaniem g艂臋bokim i faktycznie niemal religijnym.

Paradoksalnie utwierdza w tym 23-minutowy i fina艂owy „The Apostate”. Wykrzykiwane przez Gir臋 s艂owa: we’re on a ladder to god, we’re on a ladder to god, space cunt, brain wash, star dust, space fuck tylko pozornie bowiem s膮 obrazoburcze. Je艣li absolut ma by膰 istotnie wszechogarniaj膮cy, to ladder to god i space fuck musz膮 by膰 to偶same. I nie nale偶y si臋 z tego powodu wstydliwie czerwieni膰.

Mocnym fragmentem jest te偶 „Avatar” (przyczyna 呕enady Miesi膮ca, gdy dziennikarz naszego najbardziej rockowego czasopisma spyta艂 w wywiadzie Michaela Gir臋, czy utw贸r ten jest inspirowany filmem o to偶samym tytule i scen膮 lotu na smoku) oraz otwieraj膮cy ca艂o艣膰 „Lunacy”, w kt贸rym to pojawiaj膮 si臋 go艣cinnie Mimi Parker oraz Alan Sparhawk z zespo艂u Low.

Go艣ci na „The Seer” jest zreszt膮 znacznie wi臋cej. Fan贸w klasycznego wydania Swans ucieszy pojawienie si臋 Jarboe, dawnej towarzyszki 偶yciowej Giry i niegdysiejszego drugiego filaru grupy. Za cz臋艣膰 mro藕nych ozdobnik贸w odpowiedzialny jest Ben Frost. Instrumentalnie zesp贸艂 wspomaga r贸wnie偶 Grasshopper, czyli Sean Mackowiak z Mercury Rev. Najsilniej jednak zaznaczona jest tutaj obecno艣膰 Karen O z ewidentnie prze偶ywaj膮cego renesans popularno艣ci Yeah Yeah Yeahs. Za艣piewana przez ni膮 stosunkowo zwyczajna piosenka „Song For A Warrior” mocno jednak odstaje od ca艂o艣ci, przywodz膮c na my艣l raczej wcze艣niejsz膮 wsp贸艂prac臋 Karen z The Flaming Lips i nadkruszaj膮c monolityczn膮 struktur臋 „The Seer”.

Poza tym jednym wyj膮tkiem, 艣ciany d藕wi臋ku stawiane przez Swans trwaj膮 niezachwianie. A偶 chcia艂o by si臋 pos艂u偶y膰 terminem post-rocka, gdyby to poj臋cie nie zosta艂o ostatecznie zdewaluowane przez wsp贸艂czesnych gitarowych epigon贸w. Po wys艂uchaniu „The Seer” okazuje si臋 jednak, 偶e fundamenty tych 艣cian tkwi膮 w… bluesie. Oczywi艣cie nie prza艣no-harmonijkowym, ale brudnym, bagiennym, pe艂nym rozpaczy rodem z ameryka艅skiego Po艂udnia. Rozbuchanym rzecz jasna do monstrualnych rozmiar贸w. Brudna muzyka dzia艂a oczyszczaj膮co? Owszem, co tylko potwierdza wyj膮tkowo艣膰 Swans. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]

1 kwietnia 2013


Zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e to troch臋 strza艂 w stop臋. Celem "Bohemofilii" jest propagowanie dobrej czeskiej muzyki i ukazywanie bogactwa tamtejszej sceny. Ale niew膮tpliwym elementem tego bogactwa sa te偶 rzeczy s艂abe i okrutnie s艂abe. Skoro mamy ca艂y szereg kurioz贸w w Polsce, to musz膮 i takowe istnie膰 w Czechach. Prima aprilis to teoretycznie 艣wi臋to 艣miechu, wi臋c w najbli偶szym czasie nie znajdziemy ju偶 lepszej okazji na prezentacj臋 moich ulubionych najstraszniejszych piosenek z Republiki Czeskiej. Zatem dzi艣 odcinek specjalny, uwaga, rzecz tylko dla czytelnik贸w o mocnych nerwach!


Na rozgrzewk臋, dos艂ownie i w przeno艣ni, zaprasza nas Helena Vondr谩膷kov谩. Niegdy艣 naprawd臋 utalentowana piosenkarka i aktorka, powoli zacz臋艂a traci膰 kontakt z muzyczn膮 (i nie tylko) rzeczywisto艣ci膮, zach艂ystuj膮c si臋 niekoniecznie najlepszymi zachodnimi trendami. Dzi艣 ju偶 zasadniczo nie sili si臋 nawet na kopiowanie, z lubo艣ci膮 艣piewa tanie zagranicznie przeboje w prza艣nych wersjach z czeskim tekstem. W latach 80-tych by艂a jednak bardziej subtelna. Oto mamy piosenk臋 "Svaly" (pol.: musku艂y), czyli Olivia Newton-John po demoludowemu, zatem na biedno. Bardzo biedno. Kluczowy jest tutaj teledysk, Helena w b艂yszcz膮cej lycrze, styropianowe sztangi, drabinki gimnastyczne rodem z polskich tysi膮clatek, no i ci m臋偶czy藕ni. W膮saci m臋偶czy藕ni w slipach. Najwi臋kszym problemem tej piosenki jest jednak jej niew膮tpliwa przebojowo艣膰. Nie ukrywam, mam do niej pewn膮 s艂abo艣膰 i zdarza mi si臋 pod艣piewywa膰 Proto tady denn臎 cvi膷铆m s 膷inkami, cvi膷铆m s 膷inkami, koukni, jak se r媒sujou...


A oto przyk艂ad piosenki tak obrzydliwej, 偶e a偶 nawet nie艣miesznej. Muzyka, tytu艂, tekst, teledysk, wszystko jest tu dramatycznie z艂e. Karel Gott, na tle muzyki idealnie pasuj膮cej do rodzinnych imienin w pokoju z fototapet膮 i kasetonami na suficie, 艣piewa o tym, jak to podoba mu si臋 "kakaowa" pi臋kno艣膰. Gott, z min膮 podstarza艂ego lubie偶nika, prezentuje niesmaczn膮 i rasistowsk膮 fantazj臋 emeryta, kt贸r膮 najlepiej podsumowuje komentarz na YouTube karel ty kurevnik. Dodajmy do tego koszmarn膮 dwuznaczno艣膰 tytu艂owego przymiotnika i mamy pe艂en obraz grozy. Ciekawych informuj臋, 偶e tak, mia艂 romans z bohaterk膮 teledysku.


Eva i Va拧ek to bezdyskusyjni klasycy keyboardowej muzyki weselnej. Podobnej muzyki mamy oczywi艣cie w Polsce mn贸stwo, ale o tym, 偶e istnieje target jej potrzebuj膮cy 艣wiadczy powy偶szy teledysk, a raczej 偶ywe i autentyczne reakcje zgromadzonej publiczno艣ci. Tu ruszamy ramionkami, tu wszyscy klaszczemy, potem do k贸艂eczka, zm臋czeni mog膮 spokojnie klaska膰 przy sto艂ach... ot, etnograficzna ciekawostka. Z komentarzy na YT: "minuta ciszy dla ch艂opca z 2:11, kt贸ry musi by膰 do dzi艣 szykanowany" oraz "tak w艂a艣nie wyobra偶am sobie piek艂o".


Gorzej jednak, gdy muzyk臋 dla starych ludzi prezentuj膮 ludzie m艂odzi. Katka i Jindra to objawienie czeskiego internetu ostatnich miesi臋cy. Niesamowity image, stroje, 偶ywa choreografia, ekspresyjna mimika, najprawdziwsza mi艂o艣膰 iskrz膮ca mi臋dzy piosenkarzami, zaskakuj膮ca ilustracja piosenki "Mosty" klipem na mo艣cie. I jest tego wi臋cej, zaintrygowanych odsy艂am na kana艂 YouTube duetu. Z komentarzy: "Katka to ikona mody" (nota bene, tak Czesi wyobra偶aj膮 sobie katoliczki i statystyczne Polki) oraz "still better love story than Twilight".


Z t膮 piosenk膮 mam natomiast problem. Ruda z Ostravy to raper, podobno zabawny, nie wiem, bo go nie rozumiem. Czeski j臋zyk jest wbrew pozorom niezwykle zregionalizowany, sam pos艂uguj臋 si臋 praskim z morawskimi nalecia艂o艣ciami, ten z okolic Ostravy, teoretycznie bliski polskiemu, jest dla mnie jednak r贸wnie zrozumia艂y co gwara g贸rno艣l膮ska. Ostrava to 艣l膮skie miasto b臋d膮ce odpowiednikiem naszych Katowic. Zniszczone, brudne, niebezpieczne, ale o specyficznym industrialnym klimacie, kt贸ry ma swoich mi艂o艣nik贸w. Wracaj膮c do piosenki, nie jestem pewien czy to pastisz, czy na serio, ale niew膮tpliwym kuriozum jest rapowanie o kopalniach i czarnych paznokciach do muzyki b臋d膮cej przer贸bk膮... sami sprawd藕cie czego.


Tym razem podchwytliwie. 膶okovoko s膮 bowiem jednym z najfajniejszych zjawisk w czeskiej muzyce. Dwie dziewczyny z Brna postanowi艂y dla zabawy rejestrowa膰 sw贸j autorski pastisz hiphopu, uzbiera艂y si臋 z tego piosenki na darmowy album "Best Of" a dwa lata temu wyda艂y oficjalny debiut w postaci p艂yty "Hudba". Dziewczyny du偶o koncertuj膮, ch臋tnie zapraszane s膮 do telewizji, zawsze bowiem zaskocz膮 swym absurdalnym poczuciem humoru. Kluczowe dla 膶okovoko s膮 niezwykle zabawne i trafne teksty, pe艂ne gier s艂ownych, nie boj膮ce si臋 偶adnego tabu i udanie podsumowuj膮ce czesk膮 rzeczywisto艣膰. Cz臋sto z mocno feministycznego punktu widzenia. Jest to zatem zjawisko bardzo hermetyczne, bez dobrej znajomo艣ci j臋zyka nie ma mowy o poprawnej jego interpretacji i 艂atwo pomy艣le膰, 偶e faktycznie mamy do czynienia z czym艣 bardzo z艂ym. Nie pomagaj膮 w tym WTF-teledyski, jak ten powy偶szy, absolutnie niezrozumiale ilustruj膮cy krwist膮 piosenk臋 o menstruacji, wyci膮ganiu tampon贸w w toalecie i malowaniu wargami sromowymi krwawych swastyk na majteczkach.


Czesk膮 telewizj臋 ogl膮dam najch臋tniej nocami, ze szczeg贸ln膮 za艣 lubo艣ci膮 programy ezoteryczne. Polskie wr贸偶ki i taroci艣ci to zaledwie u艂amek kuriozalno艣ci w por贸wnaniu z tym, co prezentuj膮 czescy. Ale jednym z mych ulubionych program贸w s膮 noce powt贸rki "Po拧ta pro tebe", czyli rzeczy o wysy艂aniu list贸w do zaginionego rodze艅stwa, zapomnianej rodziny, sk艂贸conych krewnych, w oczekiwaniu na pojednanie w telewizyjnym studiu. Mieli艣my w naszej telewizji kr贸tko polski odpowiednik, kt贸rego tytu艂u nawet nie pami臋tam, podczas gdy w Czechach program osi膮gn膮艂 niebywa艂膮 wr臋cz popularno艣膰. M.in. za spraw膮 odcinka, do kt贸rego nawi膮zuje powy偶szy, hmm, utw贸r. Sk艂贸cone z nie do ko艅ca zrozumia艂ych powod贸w matka i c贸rka, zrobi艂y niesamowity show, do dzi艣 u偶ywa si臋 cytat贸w z ich telewizyjnej k艂贸tni, w rodzaju Ahoj Alenko, radost nem谩m, Jirko dej mi nitrak czy kultowe ju偶 zdanie c贸rki chybovat je lidsk茅, odpou拧tet je bo啪sk茅, ale j谩 nejsem B暖h! Ca艂膮 sytuacj臋 doskonale i r贸wnie emocjonuj膮co ilustruje powy偶szy techniacz, pe艂en niesamowitych hook'贸w, z tym po s艂owach ale j谩 nejsem B暖h na czele.


Na koniec wracamy do Z艂otej Heleny. W duecie z Davidem Hasselhoffem. Zgodnie z tytu艂em jest to faktycznie co艣 niedaj膮cego si臋 opisa膰 s艂owami. Co ciekawe, znikn膮艂 z Internetu oficjalny teledysk do tego arcydzie艂a, ale za to mo偶ecie sobie poogl膮da膰 zdj臋cia Heleny i, co gorsza, Davida. W tym to s艂ynne ze szczeniaczkami.

Nazdar! [Wojciech Nowacki]