19 czerwca 2014

Recenzja Cut Copy "Free Your Mind"


CUT COPY Free Your Mind, [2014] Modular || Pamiętacie darmowy album "Duality" za którym stał niejaki Captain Murphy a w istocie sam Flying Lotus? Ten gęsty hiphopowy mixtape układał się w złożoną z upiornych sampli opowieść o typowej new-age'owej sekcie. Charyzmatyczny, pozornie miłosierny lider, mający ocalić wyselekcjonowanych wiernych przed zagładą z kosmosu i trenujący ich w sztukach umysłowych w rzeczywistości przeprowadzał głębokie pranie mózgu.

Gdy Cut Copy bombardują mnie tekstami w rodzaju Shine brighter, shine on, Shine brighter than the sun, Free your mind, You gotta reach the sky if you want your life to shine to zamiast tanecznych podrygów czuję narastające mdłości. Rozumiem, Australia musi być strasznie fajnym, wesołym i słonecznym miejscem, ale liryki w rodzaju powyższego i wszechobecna tytułowa mantra Free your mind sprawia, że sam czuję się być poddawany praniu mózgu przez Cut Copy. Nie mam nic przeciwko radosno-beztroskiej muzyce, szczególnie o tej porze roku, ale o tym, że można nagrać taneczny album niepozbawiony ambicji przekonali nas już Hercules & Love Affair. Wesołkowata psychodelia przejawia się u Cut Copy nie tylko w muzyce, ale i w wyjątkowo niezdarnych tekstach, ba, pojawiają się nawet sekciarskie sample podobne do tych z "Duality". Tam jednak miały straszyć i budować literacką fikcję, Cut Copy tymczasem nie puszczają do słuchacza żadnego oka i wydają się być całkiem serio ze swoją new-age'ową słoneczną psychoterapią. Efekt jest nawet jeszcze bardziej przerażający.


Psychodeliczną opowieść rodem z kosmosu, pełną popkulturowych klisz i z zamierzonym tanim posmakiem serwują nam już przecież inni Australijczycy z Empire of the Sun, ale u nich przynajmniej wiemy, że jest to tylko rozrywkowa fasada i wizerunek. Słuchając "Free Your Mind" czujemy się słodko i niezręcznie. Najlepiej nie wgłębiać się w płytki przecież przekaz albumu i oddać się wyłącznie muzyce, choć pokłady radości i na nią mają nienajlepszy wpływ. Po wyjęciu dowolnie wybranej piosenki z kontekstu płyty mamy gotowy letni przebój. W całości jednak jest to dawka uderzeniowa i trochę nieznośna a Cut Copy zaczynają być karykaturą samych siebie w większym stopniu niż nasi Kamp!

Zarówno Empire of the Sun, jak i Kamp! słychać w naiwnie kolorowym, ale bezwstydnie tanecznym "We Are Explorers". W tej piosence mamy pop-post-meta-psychodelię XXI wieku, ale Cut Copy sięgają i głębiej. Tytułowe "Free Your Mind", pomijając tekst, to kolejny z fajniejszych utworów, zakotwiczony jest mocno w latach 90-tych rezonując zarówno eurodancem, jak i odrobiną rave'u a'la Primal Scream. Do pierwotnej kwasowej psychodelii lat 60-tych sięgają zaś w "Dark Corners & Mountain Tops", choć już z gorszym efektem. Od tytułu "Meet Me In The House Of Love" mogą zazgrzytać zęby, ale głębszy elektroniczny bit naprawdę cieszy. I tu moim faworytem pozostaje "Let Me Show You Love" z pełzającym, hipnotycznym i niemal deep-house'owym podbiciem.

Reszta albumu rozpływa się jednak w tęczowej marmoladzie. Szkoda, Cut Copy zawsze byli zespołem radosnym, szczególnie na "In Ghost Colours", powszechne uznawanym za ich najlepszą płytą. Ja jednak najbardziej cenię "Zonoscope", na którym pokazali że wcale nie muszą być tak jednowymiarowi. "Free Your Mind" jest płytkie, ale jeśli umówimy się, że jest to album czysto użytkowy, to możecie spędzić na jego tle kilka przyjemnych chwil. 5/10 [Wojciech Nowacki]