11 lipca 2014

Recenzja Baths "Ocean Death EP"


BATHS Ocean Death EP, [2014] Anticon || Nie jest to żaden dodatek do dyskografii, suplement do ostatniego albumu, prezent dla fanów. Ten dwudziestominutowy materiał zawiera jedne z najlepszych kompozycji w karierze Willa Wiesenfelda, który demonstruje tym samym zarówno istotność formatu epki, jak i własny artystyczny progres.

"Ocean Death" można umieścić pomiędzy "Cerulean" a "Obsidian", jednak zamiast być rejestracją etapu pośredniego pomiędzy pierwszą a drugą płyta, wydaje się zdecydowanie być połączeniem najlepszych i najbardziej charakterystycznych elementów obu dotychczasowych odsłon Baths. Mamy tu zarówno co raz zręczniejsze bity rodem z debiutu, jak i song-writing odkryty przez Wiesenfielda na pochmurnym "Obsidian". Jest bardziej piosenkowo niż na "Cerulean", ale i ciekawiej muzycznie niż na zeszłorocznej płycie. Baths wykuł własny muzyczny język i kolejnym albumem powinien dołączyć do grona największych.


Pierwszy, tytułowy i najlepszy. Nie tylko na epce, ale chyba i w całej dotąd oficjalnie wydanej twórczości Baths. "Ocean Death" to taneczny tren, który rozpoczynają tak głębokie i basowe bity, że aż ciężko uwierzyć, że z tego niemal-minimal-techno stanie się piosenka. Tymczasem rozwój kompozycji jest precyzyjny, że niemal niezauważalny, przynajmniej dopóki w połowie utworu nie orientujemy się w jak piosenkowe, emocjonalne i emocjonujące regiony zabrnął.

"Fade Away" już od początku jest czytelnie piosenkowy, połączenie dźwięków pianina i rozedrganej elektroniki przypomina złote lata "indie-emotroniki", lecz bogatsze brzmieniowo i w ostatecznym rozrachunku bardziej taneczne niż intymne. Do tej samej stylistyki z początku XXI wieku zdaje się odwoływać również "Voyeur", ale tutaj wiodącą rolę odgrywa zapętlona gitara basowa, całość zaś nabiera lekko pozytywkowego charakteru rodem z "Vespertine" Björk.

Dawny hiphopowy rytm i ślady chillwave'u w wersji Baths pojawiają się w "Orator". Ale zaraz potem "Yawn" ostatecznie jaką drogę przeszedł Willa Wiesenfeld od wesołego producenta elektroniki do charakterystycznego i samoświadomego song-writera. Jego piosenki są nadal równie osobiste jak na "Obsidian", bardziej jednak uniwersalne i zdystansowane, wręcz autoironiczne. Ułomność ciała i złamane serce z albumu doprowadziły tutaj to dziwnie komfortowego poczucia bezsilności. Gdy Will śpiewa o pozbawionym znaczenia związku the world will yawn, yawn and move on wypływa z tego poczucie autoironicznej akceptacji.

Tak, Will Wiesenfeld stał się dojrzałym, oryginalnym i niezwykle ciekawym pisarzem tekstów, kompozytorem, producentem. Imię Björk pojawiło się powyżej nieprzypadkowo, w song-writingu Willa tkwi podobne podejście do oferowania prostych emocjonalnych piosenek w alternatywnej formie pełnej aranżerskich zabiegów. Na okazję by zobaczyć Baths na żywo oraz na jego trzecią płytę, czekam po "Ocean Death" ze znacznie większą niecierpliwością niż po "Obsidian". 8/10 [Wojciech Nowacki]