5 sierpnia 2014

Recenzja Ben Frost "Aurora"


BEN FROST Aurora, [2014] Bedroom Community || Ben Frost wydaje się mieć wszystko by obezwładniać dokładnie namierzoną grupę docelową słuchaczy. Szerokie portfolio projektów przy których się udziela, od sztuk wizualnych po teatr, chętnie i głęboko nakreślane intelektualne i naukowe inspiracje, ba, nawet fakt mieszkania na Islandii i noszenie monumentalnej brody. Wyjątkowo nie jestem tutaj ironiczny, ale byłem naocznym świadkiem reakcji na koncert Frosta, zarówno przed, po i w trakcie. Michaelem Girą elektroniki się nie stał, ale hipster-bóstwem z pewnością.

Nazwisko Frosta od lat krąży po świecie alternatywnej, czy wręcz awangardowej elektroniki, ale mimo wszystko pozostawało na jego obrzeżach, głównie ze względu na częstotliwość kolejnych wydawnictw. Ostatni regularny album, "By The Throat", które całkiem zasłużenie ściągnął na Frosta większą uwagę, ukazał się przecież w 2009 roku. Całkiem zrozumiałe jest zatem wyczekiwanie następcy. Frost w trasę promującą "Aurorę" ruszył jeszcze przed oficjalnym wydaniem albumu, promotorzy praskiego koncertu wykonali świetną robotę wmawiając lokalnej śmietance, że mają do czynienia z najważniejszym wydarzeniem muzycznym 2014 roku.

Byłem, widziałem, przeżyłem "brutalne białe stroboskopy" i "taką ilość sztucznego dymu, żeby każdy wyszedł z koncertu z rakiem płuc" (oficjalne wymagania Frosta z jego koncertowego ridera). Tak, było to ważne wydarzenie i intrygujące przeżycie, ale reakcje ejakulującej wręcz publiczności plus późniejsze relacje były grubo przesadzone. Siłą koncertu były bynajmniej nie sam Frost, ale dwa potężne zestawy perkusyjne które obsadzili zakapturzony Pakistańczyk Shahzad Ismaily oraz Greg Fox, były perkusista Liturgy. To dzięki nim, a nie plamom i bitom Frosta, koncert osiągnął emocjonalne wyżyny. Problem jednak w tym, że wyżyn tych nie opuszczał ani na chwilę. Bez zmian, żadnego progresu, wręcz odrobiny finezji, koncertowa "Aurora" zaczęła mnie nużyć.

Mówiąc wprost, sądzę, że praskie zachwyty Frostem były w znacznej mierze pozamuzyczne. Bo ważny koncert, bo ważni ludzie mówili, że to będzie ważny koncert, bo można błysnąć szerokimi horyzontami, bo zarazem elektronika, ale i "prawie-metal", bo intelektualna podbudowa to prostej chęci posłuchania głośnej muzyki. I wreszcie sam Frost, archetypowy obiekt westchnień każdego płciowo ambiwalentnego hipstera.


"Aurora" na płycie chce brzmieć ważnie, ale nie do końca się to jej udaje. Album podzielony jest na trzy części składające się z trzech kompozycji, w przypadku niektórych ciężko jednak mówić o kompozycjach. "Flex" to klasyczne intro, "Diphenyl Oxalate" - półtorej minuty hałasu, "The Teeth Behind Kisses" trudno określić nawet przerywnikiem. Kluczowe są jednak upublicznione wcześniej "Venter" i "Nolan", ale także "Secant" i finałowe "A Single Point Of Blinding Light".

"Venter" to popisowe perkusjonalia i rozdygotana elektronika, wyraźniej też słychać tutaj dzwony. Mocny "Secant" napędzany jest wręcz plemienno-industrialnym rytmem a "A Single Point Of Blinding Light", choć krótkie, to brzmi odświeżająco brutalnie. "Nolan" teoretycznie zawiera w sobie wszystkie te wspomniane elementy, ale całość psuje pojawiająca się w drugiej połowie lekko idiotyczna linia melodyczna. "Nolan" też najlepiej obrazuje produkcyjne słabości "Aurory", której słuchałem na różnym sprzęcie, ale zawsze miejscami brzmi nieprzyjemnie. Można powiedzieć, że teoretycznie taki był zamiar, jest jednak różnica między celowymi zniekształceniami, brutalizacją dźwięku i ekstremalną głośnością a produkcyjną nieumiejętnością. W najmocniejszych momentach "Aurora" dusi się i skrywa wewnętrzne bogactwo, zamiast powalać ścianą dźwięku irytująco bzyczy, brzmi rozczarowująco płasko zamiast pochłaniać głębią.

Ilustracyjny charakter albumu "Aurory" i tożsama mieszanina zniszczenia i próżni zbliża go miejscami do ścieżki dźwiękowej "Gravity" Stevena Price'a. Ale tym bardziej wygrywa starsze "By The Throat", może pozbawione tak wyróżniających się elementów, ale pełne przestrzeni i bardziej wyważone. "Aurora" okazuje się głównie dobrym pomysłem, którego realizacja może trafi do audiofili-masochistów. 6/10 [Wojciech Nowacki]