5 listopada 2014

Recenzja Jazzpospolita "Jazzpo!"


JAZZPOSPOLITA Jazzpo!, [2014] Postpost || Przysiągłbym, że od ostatniego albumu Jazzpospolitej minęło znacznie więcej czasu niż regularne dwa lata. Świadczy to tylko o tym, że brakuje równie ekscytującej muzyki. A ekscytację pamiętać musi każdy, kto miał przyjemność uczestniczyć w jednym z koncertów po wydaniu pierwszego albumu. Porywające występy kwartetu nie znały ograniczeń, Jazzpospolita grała z taką samą werwą w małych klubach, jak i supportując największych, żeby wspomnieć choćby Bonobo, którego zespołowe koncerty nie mogą marzyć o porównywalnej skali energii i zaangażowania co Jazzpospolita.

W tym roku otrzymaliśmy już solowy debiut Michała Przerwy-Tetmajera, gitarzysty zespołu, mierzący do zbliżonej grupy słuchaczy, ale jazzowe odniesienia i konstrukcje pojmujące w bardziej intelektualny sposób. Wyróżnikiem jednak trzeciej płyty jego macierzystego zespołu jest właśnie większa niż dotychczas rola gitary elektrycznej. Jazzowe pasaże znalazły swe ujście w „Doktorze filozofii”, „Jazzpo!” tymczasem jest płytą o bodajże najbardziej rockowym charakterze w karierze grupy.


Choć wzajemnie jazzowe nawoływania gitary i klawiszy rozpoczynają album w kompozycji „Balkony”, to w tym samym gęstym utworze, elektryczna gitara pokazuje mocniejszy, rockowy pazur. Podobnie w krótki, intensywnym i rozpędzonym „Motor motor motor”, czy w rytmicznej „Istocie” o mniej niż dotychczas skomplikowanej strukturze. Na poziomie elementarnej energii można zatem tym razem mówić po prostu o rocku, zamiast o często wcześniej w przypadku Jazzpospolitej stosowanej etykiecie post-rocka. Choć i ta stylistyka na „Jazzpo!” się pojawia, choćby stopniowo nabierającym przestrzeni, niemal 9-minutowym „Locie”, echa Tortoise odnaleźć można z kolei w „Dobrze jest mieć odznakę”.

Nie da się zapomnieć, że jest to prawdzie zespołowe dokonanie i każdy z instrumentalistów ma tutaj wyraźną rolę do odegrania. Nie chodzi jednak o solowe popisy, ale o wzajemnie przeplatanie się instrumentów, często o odmiennym charakterze, co tylko poszerza paletę barw albumu. Jeśli zadziorna gitara brzmi tu miejscami wręcz agresywnie, to klawisze z kolei wprowadzają do gry najbardziej klasyczny element. Na pracy klawiszy opiera się w znacznej mierze ponad ośmiominutowy „Topniejący śnieg”, ale równocześnie w „Widzieliśmy ich trzy dni temu” okazują się wręcz rockowo-psychodelizujące, co świetnie wzbogaca ten gnany funkową linią basu utwór. Sekcja rytmiczna zawsze była jednym ze znaków rozpoznawczych grupy, mocniejszego akcentu dostarcza tym razem w szeregu kompozycji rytmiczna perkusja.

Nie tylko jednak poszczególne instrumenty, ale wymowa całych utworów świadczy o talencie Jazzpospolitej. „Pogadanka” naprawdę ma rozgadany „charakter”, „Opary” są powolne, mocne i kroczące, podczas gdy delikatne, ilustracyjne „Jedno jabłko mniej” wprowadza bajkową atmosferę. Wszystkich tych niuansów można nie zauważyć od razu przy pierwszym, pobieżnym przesłuchaniu, „Jazzpo!” potrzebuje zarówno odrobiny czasu, jak i skupienia. Podobnie jak nowy Skalpel nie dostarcza nam oczywistych i z miejsca chwytliwych melodii, ale o ile wrocławianie stawiają na przystępność, o tyle Jazzpospolita okazuje się nieco bardziej wymagająca. Ale przez to i bardziej ekscytująca. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]