22 maja 2015

Recenzja Twin Shadow "Eclipse"


TWIN SHADOW Eclipse, [2015] Warner || Gdy George Lewis Jr. śpiewa "I'm Ready", wiemy, że myśli o tym całkowicie poważnie. Pompa! Emocje! Pop! Stadiony! "Eclipse", mimo że jest złym albumem to jednak stanowi w pewien sposób naturalną ewolucję od wczesnego, hipsterskiego i na poły autoironicznego podejścia Twin Shadow do popu lat osiemdziesiątych. Choć "Confess" jako całość wydawała się bardziej przekonującym albumem, to jednak debiutanckie "Forget" do dziś zawiera najlepsze piosenki Lewisa i tkwiła w tej płycie jakaś lekkość i tajemnica. "Eclipse" brakuje lekkości, brakuje dobrych kompozycji, przy czym zupełnie serio traktuje swoje stadionowe, power-popowe zamierzenia.

Zaczyna się nawet obiecująco od dźwięków pianina we "Flatliners", najbliższym na płycie do pierwotnego wcielenia Twin Shadowa, choć znak zapytania pojawia się wraz z wersem Pump pump pump it up a wysiłkowy refren i zapatrzenie we Franka Oceana wyznacza kierunek całego albumu. "When The Lights Turn Out" świetnie by się sprawdziło jako grupowy numer w bardziej emocjonującym odcinku "Glee", zęby zaczynają prawdziwie zgrzytać już przy zaśpiewach i tekście "To The Top", ale to singlowe "I'm Ready" jest nieprzypadkowo archetypem wszystkiego co najgorsze na "Eclipse".


Brak dystansu, wielkie zamierzenia, toporne słowa, przyciężkie kompozycje bez polotu i finezji, wreszcie zastanawiająco nieudana, mało klarowana produkcja, sprawiają, że "Eclipse" nie nadaje się nawet do roli wypełniacza i muzyki tła. Rozpędzony i zachwycony sobą walec perkusyjnych automatów i efektów z lat osiemdziesiątych męczy i lekko żenuje. Paradoksalnie, najbardziej wyróżnia się "Old Love/New Love", ale tylko dzięki eurodance'owemu bitowi.

Charakterystyczna niegdyś dla Twin Shadowa gitara pojawia się tu sporadycznie, klarowne wokale należą do rzadkości. Jeśli choćby w "Watch Me Go" pobrzmiewa agresywniejsze i nowocześniejsze podejście do ejtisowych resentymentów to psuje je właśnie bezsensowne modyfikowanie głosu. Współcześniej by wypadało również "Turn Me Up" z przyczajonym głównym motywem, ale potencjał marnowany jest przez typowy dla "Eclipse" ciężkawy, niezapamiętywalny refren. Na tym tle relatywnie niezłe "Half Life" wyróżnia się jedynie dzięki negatywnej selekcji.

Twin Shadow spełnił swoje marzenie o wielkim popowym albumie i naprawdę ciężko przewidzieć jaki będzie jego następny ruch. Dopracuje brzmienie i umiejętności by tym razem skutecznie zawojować mainstream? Czy może skruszony złoży broń i wróci do intymnego świata alternatywy ukradkiem tylko spoglądając do rozbuchanego królestwa popu? Póki co, będąc zbyt ciężkie i za słabe na listy przebojów oraz zbyt prostackie i dosłowne dla dotychczasowych fanów, "Eclipse" jest płytą dla nikogo. 3.5/10 [Wojciech Nowacki]