29 lutego 2016

Recenzja Igor Boxx "Delirium"


IGOR BOXX Delirium, [2015] PlugAudio || "Breslau" pachniało czołgowym smarem i oddziaływało na wszystkie niemal zmysły. I choć wrocławski Götterdämmerung mógł okazać się zbyt specyficznie lokalny na odniesienie w ramach wytwórni Ninja Tune sukcesu na miarę płyt Skalpela, to solowy debiut Igora Pudło jest jednym z najistotniejszych polskich albumów ostatnich lat. Frenetyczny jazz, apokaliptyczna dekadencja, dominacja rytmu przekazywanego niczym po telegraficznym drucie, wszystko to nabierało wręcz wizualnych wartości, więc aż prosi się o wydanie po latach zapisu z wizualizacjami ówczesnych koncertów. Suplement w postaci "Last Party In Breslau" pokazywać miał taneczną stronę Igora Boxxa, ale o tym, że nie potrzebuje do tego remiksów przekonywał już szereg jego oryginalnych utworów, zwłaszcza na niezwykle chwytliwej i energetycznej epce "1945".

Jeśli "Breslau" portretowało Wrocław jako miasto ścierania się epokowych sił, to gdyby traktować "Dream Logic" jako kontynuację tamtej płyty, to przedstawiałoby miasto swojskie, zwyczajne, pełne socrealistycznych plomb i wczesnego kapitalizmu. Zamiast kolejnego wielkiego konceptu Igor Boxx zaproponował zatem taneczny powrót do lat dziewięćdziesiątych. Wydaje się, że ten swoisty revival przyszedł o parę lat za wcześniej, odniesienia od nu-jazzu po techno zdecydowanie zyskują dzisiaj, kiedy lata dziewięćdziesiąte przeżywają swoją drugą młodość.


"Delirium" faktycznie wydaje się zagubionym i ostrożnym łącznikiem między pierwszymi albumami Skalpela a "Breslau". Tam, gdzie "Dream Logic" starało się eksplorować szereg tanecznych stylistyk sprzed dwóch dekad, trzeci album Igora Boxxa jawi się jako dzieło mniej rozedrgane, spójniejsze i znacznie subtelniejsze. Lata dziewięćdziesiąte nadal są tu wyczuwalne, ale w swej schyłkowej odsłonie, gdy wraz z nadejściem nowego wieku upadły rozróżnienia gatunkowe.

Najbardziej zaskakują prog-jazzowe elementy niezwykle bliskie dokonaniom Jaga Jazzist. Subtelne echa post- czy wręcz prog-rockowego podejścia do jazzu pojawić się mogą niespodziewanie i zazwyczaj na sam koniec całkowicie odmiennych utworów, czy to w stylowym i nieinwazyjnym "Nordic Crime", w technicznym "Paranoia", czy prowadzonym głównie linią basu "Moonbase Alpha". Z drugiej strony, również w niewielkich i subtelnych porcjach Igor Boxx zbliża się do Four Tet, zarówno w swej opętanej rytmem odsłonie z "Everything Ecstatic" (w minutowym przerywniku "Nightbreak"), jak i tej "emotronicznej" (połączenie elektronicznego bitu z gitarą w "Sorrow Tomorrow"). Ba, w mocnym, tanecznym, ale nie przekraczającym jednak granicy nachalnej przebojowości "Stolen Moments" doszukać się można nawet odrobiny Bonobo.


Wszystkie te nawiązania są na tyle subtelne, że tracą na znaczeniu w tych fragmentach, w których Igor Boxx powraca do bardziej jednoznacznie jazzowych brzmień. Krótki, zadziorny "Metabolix" to na "Delirium" ekwiwalent przeboju. Filmowe i atmosferyczne "Twisted Childhood" z jazzującą perkusją wydaje się być centralnym punktem albumu, "Delirious Material" wydaje się brzmieć jak proto-"Breaslau", "Swamp Forever" zaś jak spowolniony Skalpel na psychodelikach. I nawet jeśli na papierze brzmi to stosunkowo eklektycznie to album niewymuszenie przepływa i wydaje się znacznie krótszym niż jest w istocie. "Dream Logic" rzeczywiście miało pełną zwrotów antylogikę snu. "Delirium" faktycznie zaś sennie krąży wokół słuchacza i choć nie prowokuje przez to tak silnych emocji jak "Breslau", to okazuje się całością nie mniej stylową od ostatniego albumu Skalpela. 7/10 [Wojciech Nowacki]