13 maja 2016

Recenzja Ścianka "Niezwyciężony"


ŚCIANKA Niezwyciężony, [2015] My Shit In Your Coffee ||

Zaczynali już przywykać do planety - do jej niezmiennego, pustynnego oblicza z nikłymi cieniami chmur zawsze jakby się rozpływających, nienaturalnie jasnych, spomiędzy których i za dnia prześwitywały silne gwiazdy. Do szmeru piasku zapadającego się pod kołami i stopami, do czerwonego, ociężałego słońca, którego dotyk był nieporównywanie delikatniejszy od ziemskiego, tak że gdy mu się poddawało plecy, zamiast ciepła czuło się wtedy tylko jakby milczącą obecność.

- Stanisław Lem, "Niezwyciężony"

Narracyjna maestria Stanisława Lema przejawia się w niebywałej szczegółowości kreowanego świata. W połączeniu z charakterystycznym dla Lema słowotwórstwem, sekwencja otwierająca "Niezwyciężonego", choć rozgrywająca się w totalnej ciszy, pełna jest detali i budzącego się rytmu. Scena napisana na początku lat sześćdziesiątych w Zakopanem po przełożeniu na obraz filmowy stałaby się niemal bezpośrednią inspiracją dla legendarnych pierwszych minut "Obcego" czy całych scen "Odysei kosmicznej 2001". Całkowity przekład na język muzyki nie wydaje się jednak możliwy, ścieżka dźwiękowa musiałaby zostać zredukowana wyłącznie do tła, Lem nie zostawia bowiem większych marginesów do wypełnienia. Przynajmniej do momentu, w którym tytułowy Niezwyciężony ląduje na planecie Regis III a pustynne tło martwego globu staje się wszechobecnym elementem rzeczywistości, którą Ścianka nie tyle zilustrowała, co raczej zinterpretowała.

"Niezwyciężony" teoretycznie bowiem jest ścieżką dźwiękową do audiobooka na podstawie powieści Lema, trio Cieślak - Biela - Kowalczyk muzykę nagrało po lekturze książki, nie zaś bazującego na niej słuchowiska. Odczytanie "Niezwyciężonego" jako "powieści detektywistyczno-przygodowej w kosmosie" może być mylące. Lem bowiem właśnie tutaj najbardziej zbliżył się do ideałów hard sci-fi, ale nadal przemycając autorskie teorie filozoficzne o graniach poznania, o zetknięciu z obcym, o ścieżkach ewolucji i iluzji antropocentryzmu. Muzyka Ścianki w istocie wydawać się może skromną i czysto ilustracyjną, zespół nie nagrał jednak ani podkładu pod słuchowisko, ani muzycznego ekwiwalentu całej powieści. "Niezwyciężony" Ścianki wydaje się być raczej dwustronną interpretacją głównego bohatera powieści, planety Regis III, pozornie pustej i martwej, na której powierzchni im dłużej pozostajesz, tym większa jawi się śmiertelna tajemnica i nieludzkie zagrożenie.


"Słuchaj tego podczas letnich nocy" ze swym wibrującym, rezonującym brzmieniem przypominać może zarówna fale cząsteczek, jak i cytowany wyżej szmer piasku pod nieznanym, ale dziwnie kojącym niebem. Krystaliczna gitara Cieślaka, szurająca perkusja Kowalczyka i efemeryczny wokal Karoliny Rec nabierają intensywności z każdym kolejnym przejściem owej fali, nie na tyle jednak, by eskalować i przekroczyć granicę między ambientowym pejzażem a ustrukturyzowaną kompozycją. Nawet pomimo zmian tonacji całość rozpływa się w wyjściowym rezonansie, pewnym, niezmiennym i kojącym jak prawa fizyki. Kosmos w "Słuchaj tego podczas letnich nocy" jest właśnie fizykalny, wręcz naukowy, ilustrowany bardziej na poziomie cząsteczkowym niż przygodowym. Regis III krąży w odwiecznej ciszy wokół starzejącego się słońca, ale dopiero "Pustynna planeta" odsłania jej prawdziwe oblicze. Druga utwór, wietrzny i alienujący, z mocnym basem Michała Bieli jako wiodącym elementem ma w sobie zalążek bardziej złożonej i pełniejszej kompozycji. Jeśli "Słuchaj tego podczas letnich nocy" plasuje się gdzieś pomiędzy Cieślakiem i Księżniczkami interpretującymi "Dni wiatru" a "Panem Planetą" bez poczucia zagrożenia, to w "Pustynnej planecie" koronkowa gitara Cieślaka i krystalicznie zarejestrowana, upstrzona nieregularnościami perkusja Kowalczyka, zbliżają się właśnie do nerwowo ambientowych fragmentów "Dni wiatru". Stopniowo pojawiają się świdrujące dźwięki jakby spadających gwiazd, następnie szorstkie wybuchy, nagłe rozdarcia dźwiękowej tkanki, by całość wygasła ostatecznie niczym impulsy zamierającej elektroniki.

Senna iluzja ustąpiła zatem miejsca w "Pustynnej planecie" realnej grozie, ledwie jednak wytłumaczalnej i bez happy endu. Podobnie jak u Lema, nie ma tutaj konkluzji, satysfakcjonującego rozwiązania, w konfrontacji z immanentnie obcym zawsze pozostaniemy bezsilni. Tak samo z muzyką, wg Macieja Cieślaka komunikacja za pomocą muzyki, z założeniem, że zostanie się zrozumianym jeden do jednego jest po prostu niemożliwa, a jedyną możliwą postawą w obliczu zderzenia innych światów, doświadczeń, wrażliwości powinna być przynajmniej próba akceptacji. "Niezwyciężonego" powinniśmy również zaakceptować takim, jaki jest, ani jako substytut "Come November", ani suplement do audiobooka, lecz dźwiękową mapę obcego świata i kolejną realizację imaginacyjnych zdolności Ścianki. 8/10 [Wojciech Nowacki]