20 lipca 2016

Recenzja We Draw A "Ghosts"


WE DRAW A Ghosts, [2016] Brennnessel || Czas najwyższy skończyć z narracją o wypadkowej odgałęzienia Kamp! i pogrobowca Indigo Tree. Duet We Draw A nie tylko przebił swój debiutancki album "Moments", subtelnie przesuwając akcenty swego niezwykle satysfakcjonującego brzmienia, ale wydał też po prostu jedną z najlepszych polskich płyt ostatnich miesięcy.

"Moments", formalny albumowy debiut We Draw A, w świetle znakomitych epek "Glimpse" i "Whirls" był lekkim krokiem wstecz, jakby onieśmielony własnym potencjałem duet postanowił najpierw zaprezentować się od delikatniejszej, może nawet zachowawczej strony. Płyta nadal i niezaprzeczalnie brzmi świetnie, ale w momencie wydania bardziej sugerowała niż realizowała nadzieje na odważniejszą elektronikę z popowym zacięciem. Z wolna budowana atmosfera znalazła tam w końcu swe ujście i podobną konstrukcję w zasadzie powtarza "Ghosts", ale od razu o kilka emocjonalnych i kompozycyjnych poziomów wyżej.


"All We Had", na poły akustyczna piosenka, na poły jednominutowe intro, może rodzić skojarzenia z freak-folkiem, ale jeszcze silniej nawiązuje do tzw. emotroniki początku stulecia, czyli dźwięków spod znaku Hood, The Notwist czy polskiego Old Time Radio. Owszem, nie słychać tu elektroniki, jedynie kruchy wokal i gitarę, ale jednocześnie wiemy, wyczuwamy co nastąpi dalej. Singlowe "Tomorrow" zwraca się w stronę kampowego synth-popu, jako kompozycja przesadnie się nie wybija, ale też nie niknie, łopoczący house'owy bit służy tutaj bardziej budowaniu atmosfery. Produkcja się zagęszcza, utwór nadal pozostaje w gruncie rzeczy piosenką, podskórnie jednak wskazując kierunek całego albumu. W przeciwieństwie do debiutu nie trzeba tutaj czekać na zalążki satysfakcjonującego rozwiązania. Tym razem We Draw A śmiało podążają w stronę tanecznej elektroniki już w trzecim utworze. Znakomita "Tilia" operuje wokalnymi repetycjami, śpiew paradoksalnie chyba najbardziej tutaj przypomina indie-rockową motorykę Indigo Tree i nadaje kompozycji rozdzierająco ludzkiego charakteru nawet wtedy, gdy staje się wręcz mechanicznym. Taneczny utwór roku? Być może, ale tylko dla słabych organizmów, które nie są w stanie podołać prawie dziesięciominutowej "Aurorze".

Gęsta, ekstatyczna "Aurora" przynosi prawdziwe spełnienie, jako niemal finałowy utwór uświadamia, że jest centralnym punktem płyty, od którego rozchodzą się koncentryczne kręgi napięcia. Bo jeśli w "Private Ghost" We Draw A najbardziej zbliżają się do rozbieganych, ejtisowych brzmień Kamp!, to "Lighthouse" oraz "Sad Supernova", choć oba w pełni autonomiczne i wciągające, zdają się po mistrzowsku eskalować napięcie na drodze ku "Aurorze". Mechaniczny i jednocześnie piosenkowy "Lighthouse" popisuje się głębią i niezmiernie przestrzenną produkcją, "Sad Supernova" natomiast, zbliżając się do brzmień typowych dla GusGus, implementuje krautową motorykę, najpełniej zrealizowaną właśnie w "Aurorze", która swym elektroniczno-tanecznym podejściem do kraut-rocka przypomina Death In Vegas z ich niedocenianego albumu "Satan's Circus".

Slogan "romantycznego techno", aczkolwiek chwytliwy i doraźnie użyteczny, jest też całkiem mylący. Techno nadal statystycznemu polskiemu słuchaczowi może kojarzyć się źle, romantycznie pościelowe było raczej "Moments". Jeśli na "Ghosts" pojawia się romans, to nie w postaci powłóczystych spojrzeń, ale nieznośnie fascynującego i uzależniającego napięcia. Album przynosi spełnienie, choć dzięki swej długości frapująco balansuje między pełną satysfakcją a pobudzonym niedosytem. We Draw A nie dokonali żadnej rewolucji, zupełnie jakby na swoje ukształtowane już brzmienie nałożyli nowy barwny filtr, uwypuklając tylko to, co zawsze kryło się w całościowym obrazie. Rozbudzone zaś wczesnymi epkami oczekiwania nie tylko wreszcie zrealizowali, ale odkryli też całe spektrum zaskakujących przyszłych możliwości. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]