16 sierpnia 2016

Recenzja Gold Panda "Kingdom EP"


GOLD PANDA Kingdom EP, [2016] Notown || Ledwie parę tygodni po "Good Luck And Do Your Best", długo przygotowywanym albumie pieczołowicie zbierającym wrażenia z podróży do Japonii, Gold Panda powraca z dla odmiany spontanicznie zarejestrowaną epką. I choć również jej towarzyszy wyraźnie zaznaczony kontekst, to tym razem, mimo otwarcie politycznego ładunku, wreszcie koresponduje z nim czytelna emocjonalna odpowiedź. Wreszcie nie musimy czytać o inspiracjach, by poczuć, że Gold Panda chciał coś przekazać, ponadto końcowe zestawienie emocji z inspiracjami może zaskoczyć. Pięcioutworowe "Kingdom" okazuje się zatem najlepszym jak dotąd wydawnictwem Gold Pandy.

Tytułowe królestwo nieprzypadkowo nie jest już zjednoczone. Politycznych wypowiedzi ma temat Brexitu i towarzyszącemu mu klimatowi w Wielkiej Brytanii można spodziewać się po wielu wykonawcach, niekoniecznie jednak po producencie elektroniki. Gold Panda zawsze jednak wydawał się bardziej czuły na potrzeby społeczne, zetknięcia kultur, jedność w różnorodności, zarówno z poziomu własnej rodziny, jak i perspektywy podróżnika czy orientalisty. Na "Kingdom" wreszcie jednak udało mu się przenieść jednostkowe doświadczenie do szerszego i żywotnie aktualnego kontekstu. sprowadzonego następnie nie do politycznych sloganów, ale do prosto przenoszonych emocji.

Historia Afgańczyka, sąsiada Gold Pandy, który przybył do Wielkiej Brytani tylko po to, by wyspy powitały go kradzieżą telefonu, to tylko jedna z wielu opowieści, które potwierdzają okołobrexitowe obawy. "Kingdom" opiera się na tych obawach i choć częściowo jest najbardziej (jedynym?) ponurym wydawnictwem Gold Pandy, to końcowy efekt okazuje się zaskakująco kojący. Samokrytyczne oko dopatruje się ziaren nadziei, zewnętrzny niepokój działa budująco.


"A Welcome" niespiesznie tworzy scenerię, głębokie brzmienie kontrowane jest analogowymi trzaskami a tytułowe powitanie okazuje się równie melancholijne, co ciepłe. Ambientowe płaszczyzny to jednak tylko wstęp do "Mediaevil", którego zmyślny tytuł odnosić się może zarówno do średniowiecznej mentalności Brytyjczyków, jak i do roli mediów w obecnym kryzysie, ale i tak owe osiem minut jest najbardziej tanecznym utworem Gold Pandy. Silnie zrytmizowane, niemal pozbawione wyraźniejszej melodii, zwodzić może pozorną monotonią, ale punktowane dźwiękami pianina nieśmiało wkracza na terytoria introwertycznego house'u. Jeśli zaś z "Mediaevil" silnie przebija wielkomiejskość, to prosty, klubowy rytm "Stolen Phone" tylko ten obraz umacnia. Ale powierzchowny kalejdoskop miejskiego pędu okazuje się zwodniczy, industrialne pogłosy w "Blown (Out)" odsłaniają pustkę warstw rzeczywistości skazanych na wstydliwe zapomnienie. Pozostaje tylko dziesięciominutowy "Eurotunnel", lecz jego mroczny szum jest bardziej nową granicą, ślepą uliczką niż drogą ucieczki czy dopływu nowych idei.

Być może efekt nie byłby tak udany, gdyby nie prostota tego materiału, wymuszona zbawienną spontanicznością. Zamiast cyzelowania produkcyjnych ozdobników Gold Panda postawił na prosty rytm ledwie usnuty mglistą atmosferą. Idealna długość epki sprawdza się podczas podróży miejską komunikacją, którą wzbogacić może zarówno o taneczny puls, jak i o zapadnięcie się w melancholijne myśli. Półgodzinnym "Kingdom" Gold Panda osiągnął więcej niż trzema albumami, umacniając zarówno pełnoprawne znacznie tego formatu, jak i własnego imienia. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]