22 listopada 2016

Recenzja Hey "Błysk"


HEY Błysk, [2016] Kayax || Bardzo łatwo zapominam, że Hey w dalszym ciągu pozostaje jednym z moich ulubionych zespołów, ale jeszcze łatwiej odświeżam sobie tą wiedzę. Cykl jest prosty, sięga pradawnych czasów licealnych, pierwszych koncertów i ostatnich kaset. Hey wydaje nowy album, zasłuchuję się w fenomenalne kompozycje przez parę tygodni, udaję się na koncert, po czym na plus minus dwa lata Hey schodzi na dalszy plan aż do wydania nowej płyty. Cykl ten uległ jednak przerwaniu, nie tylko dlatego, że zasadniczo utraciłem dostęp do koncertów Heya oraz wydłużyły się przerwy między ich studyjnymi albumami. Z jakiegoś bowiem powodu ostatnim albumem Heya w mojej głowie pozostaje "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" z 2009 roku.

Z wydanego w 2012 roku "Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan" pamiętam przede wszystkim fajne opakowanie z ołóweczkiem, irytujący błąd(?) w tytule, duet z Gabą Kulką i że była tam piosenka z tymiankiem w tytule. Hey nie nagrywa złych płyt i o tym, dlaczego akurat ta przeminęła niezauważona, mimo plus minus kontynuowania kierunku obranego na "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy", nie ma dziś większej potrzeby dywagować. Podpowiedzią są jednak same kompozycje. "Hey w Filharmonii. Szczecin Unplugged", być może trochę niepotrzebna kontynuacja "MTV Unplugged", jednej z najlepszych polskich płyt koncertowych, zasłużenie dowartościował jednak część starszych utworów ("Wczesna jesień", "r.e.r.e"), ale przy okazji uwypuklił brak werwy kompozycji z "Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan". Nic dziwnego zatem, że to właśnie duet z dynamicznie przestrzeloną Kulką tak się wyróżniał.


"Błysk" samą nazwą zdaje się obiecywać krótkie i intensywne doświadczenie. Do singli promujących ostatnie albumy Hey nie zawsze ma szczęście. "Cisza, ja i czas"? "Muka"? Świetne. "Mimo wszystko"? "Kto tam? Kto jest w środku?". "„Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan"? W najlepszym razie poprawne, zbyt łagodne i często nieodzwierciedlające charakter albumów. "Prędko, prędzej" niby wydaje się powtarzać ten schemat, zamiast udzielać odpowiedzi na temat "Błysku" tylko mnoży pytania, ale koniec końców okazuje się całkiem fajną piosenką, choć niełatwą do uchwycenia. Podobnie jak cały album zresztą. Kluczowe pierwsze wrażenie podpowiada, że zwłaszcza w porównaniu z poprzednikiem "Błysk" to album ciekawy. Utwór tytułowy przynosi najwięcej nowości, spokenwordowy charakter, jazzująca atmosferę, szurającą perkusję. "Szum" z kolei to dokładnie taki Hey, jaki znamy i lubimy, zręczny, rytmiczny, z nerwem i werwą. Podobnie chwytliwie prezentuje się bujające "Ku słońcu", nośne, rozpędzone napięciem "Dalej" czy bardzo macukowe, jakby żywcem wyjęte z "UniSexBlues" Nosowskiej "Hej hej hej". Pod koniec albumu piosenki wydają się wytracać początkową werwę, ale w takim spostrzeżeniu kryje się pułapka.

Nie ma jednej drogi odczytania "Błysku", nie ma jednej, linearnej narracji. I nie mówimy tutaj o jak zawsze charakterystycznych, choć tym razem chyba bardziej niż zwykle enigmatycznych tekstach Nosowskiej (cieszą szczególnie gra z liczbami w "Błysku" czy sanatoryjne wody w "Szumie"). Pod każdą z czterech wersji kolorystycznych okładki skrywają się odmiennie posortowane utwory. Hey zachęca nas zatem do słuchania swych nowych piosenek w przypadkowej kolejności i pogrywa sobie z ideą albumu przy pomocy... albumowej formy. Prosty, ale intrygujący eksperyment z którego każdy może wyciągnąć własne wnioski.

Piętnaście lat po wydaniu "[sic!]" nadal uważam tamten album za polskie "Kid A". Nie tylko bowiem wyraźnie oddzielił "starego" Heya lat dziewięćdziesiątych od "nowego" Heya alternatywnego, ale też tak samo jak opus magnum Radiohead wprowadził alternatywę na zmurszałe polskie rockowe salony. Serią niezwykle udanych kolejnych płyt Hey potrafił celebrować swoje pozornie odmienne dotąd tożsamości i połączyć je w jedną spójną całość, wystarczy posłuchać jak nadal świeżo i zaskakująco brzmi "Music Music" a płomiennie rockowo "Echosystem". Jeśli zatem, kontynuując radioheadową analogię, "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" okazało się podobnie jak "In Rainbows" najbardziej przystępnym amalgamatem popowego potencjału i alternatywnych możliwości, to "Błysk" jawi się jako odpowiednik "The King Of Limbs". Niekoniecznie zatem jako album, który zostanie zapamiętany jako jeden z kluczowych, ale z pewnością jako jeden z bardziej intrygujących. 7/10 [Wojciech Nowacki]