12 września 2017

Recenzja Japandroids "Near To The Wild Heart Of Life"


JAPANDROIDS Near To The Wild Heart Of Life, [2017] Anti- || Nie zmieniło się nic. Trzeci album Japandroids to jeden z tych powrotów, które zapomnieliśmy wyczekiwać, ale "Near To The Wild Heart Of Life" krzyczy ENTUZJAZM!!! tak donośnie, że znów jest 2009 rok, znów mamy czasy post-niczego, nasze serca znów się XOXOX pocą, koncertowe zdjęcia robi się aparatami a muzykę z takich labeli jak Polyvinyl trzeba zdobywać, cóż, na przedstreamingowe sposoby. "Celebration Rock" nie tylko swym tytułem zbytecznie zagęściło brzmienie i wymowę Japandroids, tam ich entuzjazm wydawał się być już lekko przesadzony, walcujący nie tylko finezję "Post-Nothing", ale niestety również pomysłowość ikonicznego debiutu. Na szczęście w 2013 roku duet nadal był koncertową rewelacją.


Pierwszy singiel, pierwsza piosenka, utwór tytułowy. "Near To The Wild Heart Of Life" z gęstą perkusją, galopującą gitarą i energetycznym, choć niesamowicie śpiewnym refrenem to natychmiastowy klasyk. A continuous cold war between / My home and my hometown śpiewa Brian King o przeprowadzce z Vancouver do Toronto a wielkomiejskość, mieszczaństwo, poczucie domu i przynależności to emocjonalnie zwichrowania z którymi przecież wszyscy się spotykamy. Z życiem w trasie oraz z urokami podróży wzdłuż i wszerz Stanów Zjednoczonych już może ciężej nam się utożsamić, choć akurat do wersu America made a mess of me / When I messed with Texas mogę się odnieść czysto prywatnie. Niemniej, "North East South West" pozostaje równie silnym singlem, w którym gitara rodem z późniejszych dokonań Pearl Jam czy solowego Eddiego Veddera niezwykle trafnie ewokuje muzykę drogi i przestrzeń podróży. W inny, lecz równie efektowny sposób poczucie przestrzeni kreuje spokojniejsze, kroczące "True Love And A Free Life Of Free Will", w którym King nie tylko posługuje się kolejnymi obrazami, ale też wyraźniej i refleksyjnie zaczyna zwracać się w stronę drugiej osoby. Dopełnia to "I'm Sorry (For Not Finding You Sooner)", miniaturowa mantra, w której obowiązki wokalisty przejmuje perkusista David Prowse.

Centralnym punktem płyty i pomnikiem brzmienia Japandroids A.D. 2017 jest motoryczne "Arc Of Bar", oparte na potężnej gitarowej pętli, angażujące i rozpływające się w rozśpiewanym uniesieniu. "Midnight To Morning", co również wydaje się być nowością, odnosi się do brzmienia amerykańskiego indie-rocka z lat dziewięćdziesiątych, "No Known Drink Or Drug" powraca do japandroidowej klasyki, ale zwodzi podchwytliwym tytułem, rockowo perfekcyjną zaś liczbę ośmiu utworów zamyka "In A Body Like A Grave", znów refleksyjnie filmowe, rozśpiewane i podsumowujące wszystkie życiowe tropy Kanadyjczyków: And a drink for the body is a dream for the soulYour cum of cums with your love of loves czy wreszcie And it’s all in a lifetime / And all in a body like a grave.

Bo jeśli "Celebration Rock" było lekko egzaltowaną celebracją rocka i wszystkich jego klisz, to "Near To The Wild Heart Of Life" jest autentyczną celebracją siebie, swego miejsca w czasie i przestrzeni, satysfakcji z życia i wyzwalającego poczucia prostego płynięcia przed siebie. W innym miejscu i w innym wieku, ale podobnie jak John Grant Japandroids wydają się poruszać zaniedbywane problemy współczesnej męskości. Ich trzecia płyta jest tak szczera, bezpośrednia i autentyczna, że rozważania nad powrotem i miejscem Japandroids w 2017 roku nie mają najmniejszego sensu. Dobrze, że się odnaleźli i dobrze, że są. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]