27 marca 2018

Recenzja Nosaj Thing "Parallels"


NOSAJ THING Parallels, [2017] Innovative Leisure || "Drift" było jedną z tych płyt, które pojawiają jakby znikąd, ale okazują się samodzielnym i w pełni autorskim mikroświatem. Było to tym większym osiągnięciem w kontekście starcia debiutu Nosaj Thing już pół roku po premierze z "There Is Love In You" Four Tet i "Black Noise" Panthy Du Prince. Jason Chung wyszedł z tej konfrontacji jako równorzędny gracz na niezmiernie ówcześnie satysfakcjonującej scenie elektronicznej. Wyjątkowość "Drift" polegała na tym, że ten miniaturowy niemal album był skromny, ale kompletny, prosty, lecz sycący, domowy, choć perfekcyjnie profesjonalny.

Zawzięcie przeze mnie piętnowany syndrom pierwszej płyty, czyli wychwalanie debiutu dowolnego wykonawcy przy jednoczesnym braku wysiłku poznawania późniejszych dokonań, tak mocno kojarzy mi się z muzyką rockową i każdą grupą, która skończyła się na "Kill 'Em All", że nie zauważyłem zupełnie jego obecności w elektronice. Obecności, której sam padłem ofiarą. Kolejne albumy Nosaj Thing naprawdę jednak okazywały się lekkim rozczarowaniem. "Home" było realizacją najbardziej oczywistszego z oczywistych pomysłów na drugą płytę. Ładnie dodane wokale oraz lekkie poszukiwania były zbyt mało charakterystyczne by zapewnić wyjątkowość porównywalną z "Drift". "Fated", jakkolwiek nadal obiektywne niezłe, było znacznie bardziej problematyczne. 15 ścieżek o średniej długości między jedną a dwiema minutami to dość spazmatyczny zlepek niedopieczonych pomysłów, wyjątkowo niecharakterystycznych, zbyt krótkich, zbyt zlanych ze sobą i tkwiących w niezdecydowaniu pomiędzy mrokiem a lekkością, między abstrakcją a przebojowością.


Epki, ach, epki, jakiż to niesłusznie marginalizowany format, bez siły rażenia pojedynczego singla, bez wagi albumu, tak często tymczasem przynoszący najbardziej satysfakcjonujące dokonania szeregu wykonawców. "No Reality" to nie tylko najlepsze wydawnictwo Nosaj Thing od czasów debiutu, ale też całkowicie autonomicznie jedne z jego najlepszych w ogóle. Pięć utworów wreszcie zgłębiło, wydałaby się oczywisty, taneczny aspekt jego muzyki. Wreszcie też nabrała ona charakteru, będąc idealną fuzją abstrakcji i przebojowej zadziorności. Doświadczenie to przełożyło się na inny w charakterze, ale równie satysfakcjonujący album.

Minimalizm "Parallels" oznacza bardziej rezygnację z frenetycznej ekspansywności brzmienia na rzecz uważnego skupienia niż dźwiękową oszczędność. Otwierające płytę "Nowhere" może i faktycznie donikąd nie zmierza, ale kaskady klawiszy jasno pokazują jak atrakcyjna jest skupiona prostota. Podobnie "Form", w którym proste mechaniczne cykle zostały kojąco uczłowieczone, jednocześnie patrząc jakby z perspektywy na brzmienie "Drift". Niby nic, ale o ile bardziej satysfakcjonujące jest nic na "Parallels" niż skompresowany natłok czegoś na "Fated". Jedynie końcowe "Sister" jest oczywistym i jednoznacznym nawiązaniem do "Drift", znacznie częściej Nosaj Thing porzuca próby eksperymentów z dwóch poprzednich płyt i charakterystycznie brzmienie debiutu odważniej wreszcie konfrontuje z dokonaniami mniej lub bardziej oczywistych konkurentów. "TM" czy "IGYC" brzmią jak niemal perfekcyjna fuzja Nosaj Thing i Boards Of Canada.

Niepokój postapokaliptycznych Szkotów przebrzmiewa też w "UG", najbardziej tanecznym (i najdłuższym) utworze, w którym wyjątkowo nie irytuje, ba, wręcz przeciwnie, dość agresywny taneczny sampel. Prawdziwe wokale są zresztą na "Parallels" wyjątkowo trafnie dobrane, przykuwają uwagę ani nie naruszając spójności albumu, ani nie ciążąc nad instrumentalną resztą. "Way We Were" przypomina nawet lekko Bonobo, co tu akurat jest komplementem. Kazu Makino z Blonde Redhead na "Home" stanowiła dość silne zaskoczenie, tutaj brzmi wreszcie naturalnie i niemal swojsko. Pozbyć się z głowy zaś nie można "All Points Back To U", najbardziej skonkretyzowanej piosenki w karierze Nosaj Thing. Puls Board Of Canada przeplata się tu z tanecznym bitem prosto z brytyjskiego klubu, Steve Spacek zaś swym aksamitnym głosem nadaje całości wagi wspólnej zarówno z TV On The Radio, jak i z Massive Attack. Nosaj Thing odnalazł swój język w konfrontacji z innymi a dziesięć trzy-, czterominutowych utworów wreszcie pozwala mu należycie odetchnąć. W efekcie "Parallels" jest albumem porównywalnym z "Drift", być może nie tak jak debiut unikatowym, ale nawet jeszcze przystępniejszym. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]