6 lutego 2015

Recenzja Flash The Readies "Submarine Sky"


FLASH THE READIES Submarine Sky, [2014] X Production || Post-rock jako gatunek ma się świetnie w drugiej dekadzie XXI wieku. Owszem, piętnuję jego dzisiejsze zawężenie w stosunku do lat dziewięćdziesiątych, ale raczej jako brak pamięci słuchaczy o pierwotnym znaczeniu tego terminu niż to, że oznacza dziś tylko jeden z jego dawnych nurtów. Być może jednak taka ewolucja jest naturalna i wynika z potrzeb części słuchaczy zagubionych w świecie, w którym sama kategoria gatunku stała anachronizmem. Post-rock zatem, dawnej sam będący synonimem ponadgatunkowości, stał się bezpieczną i pewną przystanią dla kruchych melancholików tłamszących podskórne emocje.

W gatunku z tak jasno dziś określonymi ramami, ciężko wskazać konkretne wartościujące wyróżniki. Albo jesteś miłośnikiem, więc podoba się tobie wszystko, albo nie, więc wszyscy wykonawcy brzmią dla ciebie tak samo. Na szczęście to właśnie wspomniane emocje podpowiadają fanom czego w dzisiejszym post-rocku warto posłuchać a co zaliczyć do grona wtórnych epigonów. Flash The Readies jako zespół przeszli drogę od indie-rocka przed pinkfloydowską psychodelię po gitarowy post-rock i najnowsza ich płyta "Submarine Sky" jedną z najciekawszych jakie miałem przyjemność w tym gatunku ostatnio słyszeć.

Kupili mnie właściwie już pierwszymi dźwiękami minorowego pianina otwierającego pierwszą na płycie kompozycję "Caledonia". Jego tłamszący smutek przypomina mi bowiem moje ulubione i nieodżałowane Hood z czasów "Rustic Houses, Forlorn Valleys" i "The Cycle Of Days and Seasons". Utwór jak na post-rockowe standardy nie należy do najdłuższych, kończy się klasycznym nagłym wyciszeniem, pojawia się w nim nawet nieinwazyjny wokal, ale jeśli gitary Flash The Readies przypominać mogą któregoś z gigantów gatunków to najprędzej będą to Japończycy z Mono. Charakterystyczną i rozedrganą grę słychać też w głośniejszych częściach "D For Donut" czy w gitarowej kaskadzie w drugiej połowie "You Are The Food", ale bez nieznośnego patosu i pseudo-artystycznego napuszenia w którym Mono celują.



"Submarine Sky" jest bowiem albumem intymnym, co nie dziwi o tyle, że nagrany został w ciągu dwóch dni w odosobnionym domu w Jeseníkách. To pasmo górskie, zarówno dzięki swej przyrodzie, jak i pogmatwanej historii, należy do najbardziej inspirujących miejsc dla czeskich artystów. Nastrój opuszczonych gór i ciemniejącego lasu najmocniej odbił się chyba na mrocznym początku "Deer In Gear", ale dla przeciwwagi mamy tu choćby stosunkowo najbardziej piosenkowe "Mary Had A Little Lamb" czy akustyczną gitarę na początku "You Are The Food", przynajmniej w tej części ocierający się o alt-folk spod znaku Bon Iver.

Wspomniane "D For Donut" licząc ponad 12 minut stanowić ma opus magnum albumu. Tytułowy pączek, w amerykańskiej wersji z dziurką, apetycznie prezentuje się na kompakcie i przy okazji ubiera muzyce patosu, ale też w przedziwny sposób odpowiada strukturze kompozycji. Dwie gitarowe części, rozpędzający sie początek i lekko niepokojący finał, obejmują pustawy, wyciszony środek, przypominający "Valtari" Sigur Rós, co może, ale nie musi być zaletą.

Zastanawia też niespecjalnie zajmujące brzmienie perkusji, co jest o tyle dziwne, że jako jedyna została zarejestrowana przez Tomáša Neuwertha, jednego z bardzie wziętych przecież czeskich producentów. Niemniej, "Submarine Sky" to więcej niż solidny przedstawiciel swojego gatunku, który zestawia wszystkie znane elementy, ale unika większości jego słabości. Nie nudzi, nie przygniata patosem, nie pozuje. Ot, naturalny, spontaniczny zapis pobytu melancholijnych chłopaków w cieniu górskiego lasu. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]