14 pa藕dziernika 2015


Rozczarowanie zwi膮zane z przenosinami na sta艂e do Pragi jest tylko jedno. Ot贸偶 w Czechach powoli nie ma gdzie kupowa膰 muzyki. Serio. Przy czym gdy m贸wi臋 muzyka, my艣l臋: p艂yty kompaktowe. Ano, fala winyli nie jest ju偶 w Czechach hipstersk膮 fanaberi膮 tylko codzienn膮 rutyna zdecydowanej wi臋kszo艣ci s艂uchaczy. W Polsce fala ta dopiero si臋 wznosi i dzi臋ki zaporowym cenom najpewniej zatrzyma si臋 na pewnym poziomie, ale tutaj niemal ca艂kowicie zmy艂a rynek p艂yt kompaktowych. Fanem winyli nie jestem, wierz臋, 偶e jest to rodzaj spekulacyjnej ba艅ki, kt贸ra kiedy艣 p臋knie, kompakty za艣 s膮 nadal idealnym no艣nikiem. Niestety, wi臋kszo艣膰 nowo艣ci, nawet w moich zaprzyja藕nionych praskich sklepach, pojawia si臋 ju偶 tylko na winylach, sprowadzanie wi臋kszych ilo艣ci p艂yt kompaktowych do Czech chwilowo si臋 nie op艂aca.

To jednak tylko m贸j ma艂y personalny dramat. Wyobra藕cie sobie jednak, jak poczu膰 musieli si臋 pierwotni i elitarni wyznawcy winyli, po tym jak czarne p艂yty poch艂oni臋te zosta艂y przez masowy rynek. I oto pojawia si臋 miejsce na nowy/stary, elitarny no艣nik. Nad marginalnym, ale barwnym i widocznym powrotem kasety mo偶na oczywi艣cie ironizowa膰, sam przyznaj臋, 偶e do tego no艣nika mam po prostu wielki sentyment. Ale dzisiejsza, ma艂a, cho膰 pr臋偶na scena kasetowa w Czechach ma swoje jak najbardziej racjonalne powody istnienia. Winyl jest drogi. Winyl jest nieosi膮galny. Jedyna czeska t艂ocznia p艂yt obs艂uguje tak naprawd臋 po艂owi臋 kuli ziemskiej, priorytetowe s膮 zatem gigantyczne zam贸wienia na kolejne reedycje od korpo-wydawc贸w. Ma艂e DIY-labele si臋gn臋艂y wi臋c po kaset臋, r贸wnie niepraktyczny no艣nik co p艂yta winylowa, ale zachowuj膮cy aur臋 artefaktu i przede wszystkim tani.


Pra啪sk媒 Cassette Store Day, czyli lokalna mutacja 艣wi臋ta kasety, w tym roku odby艂 si臋 w fenomenalnej lokalizacji towarowego dworca kolejowego na 沤i啪kovie i jak zawsze za jego organizacj膮 sta艂 label Stoned To Death (bardzo czeska nazwa, if you know what I mean). Z tej okazji ukaza艂o si臋 te偶 specjalne wydawnictwo "Duchov茅 a..." formacji Prodava膷. Album "Mal媒 r谩je" zaskakuj膮co okaza艂 si臋 jednym z najlepszych czeskich tytu艂贸w, kr贸tkim, ale pe艂nym bezb艂臋dnych piosenek. Odrobina synth-popu, wyczuwalna atmosfera "emotroniki" pocz膮tku lat zerowych, ale i rocka lat dziewi臋膰dziesi膮tych urzeka艂a bezpretensjonalno艣ci膮 i klimatem muzyki z s膮siedztwa. W艂a艣ciwym debiutem by艂a jednak epka "Duchov茅" z 2011 roku, wydana przez label Starcastic i nadal dost臋pna do darmowego pobrania. "Duchov茅 a..." to kasetowa reedycja tamtej epki, ukazuj膮cej si臋 tym samym po raz pierwszy na fizycznym no艣niku a obok oryginalnego materia艂u wzbogacona zosta艂a o covery, remiksy i szereg 偶ywych wykona艅.


Tego samego dnia uda艂o si臋 mi te偶 wreszcie dosta膰 debiut Nod Nod. Efektowna z艂ota kaseta skrywa album, kt贸ry ukaza艂 si臋 ju偶 w zesz艂ym roku i zgodnie zosta艂 okrzykni臋ty najlepszym czeskich tytu艂em w kategorii ci臋偶szych brzmie艅 i zgarn膮艂 szereg nominacji do najwa偶niejszych nagr贸d. G臋sta, cho膰 nieprzyt艂aczaj膮ca atmosfera, 偶e艅ski wokal trafnie por贸wnywany do Beth Gibbons z Portishead, gdyby ta 艣piewa艂a metal, 艣wietna produkcja a przede wszystkim efektowne i chwytliwe po艂膮czenie najciekawszych i najprzyst臋pniejszych nurt贸w twardszych brzmie艅, to w艂a艣nie Nod Nod. Post-rock, post-metal, sludge metal, stoner rock, noir-country? Znajdziemy tu wszystko a zarazem nic, Nod Nod przekuwa kolejne stylistyki na w艂asny i niezwykle dojrza艂y j臋zyk, zachowuj膮c lekko艣膰 i swobod臋, jednocze艣nie redukuj膮c metalowe struktury od niemal popowego potencja艂u.



Innym interesuj膮cym wydarzeniem by艂a publiczna dyskusja na temat eksportu czeskiej muzyki za granic臋 z udzia艂em muzyk贸w maj膮cych tego typu do艣wiadczenia. Z oczywistych wzgl臋d贸w jako osoba r贸wnie偶 w jakim艣 stopniu zajmuj膮ca si臋 propagowaniem czeskiej muzyki m贸g艂bym ow膮 dyskusj臋 skomentowa膰 na miliony sposob贸w, ale swoje uwagi zachowam raczej dla Czech贸w ni偶 dla polskich czytelnik贸w. Wa偶ne, 偶e muzyka zawsze odnajdzie swoje 艣cie偶ki, czasem zaskakuj膮ce, jak cho膰by popularno艣膰 eksperymentalnej grupy Gurun Gurun w Japonii. By膰 mo偶e jest to sprz臋偶enie zwrotne i japo艅skie brzmienie formacji mo偶e by膰 r贸wnie dobrze owej popularno艣ci przyczyn膮, jak i skutkiem. Elektroakustyczne, niemal teatralne eksperymenty Gurun Gurun podawane s膮 tu w ca艂kiem przyst臋pny spos贸b dzi臋ki kruchej, przestrzennej produkcji, echom folku, japo艅skim wokalistkom i silnie zaakceptowanym 偶ywym instrumentom. Kto potrzebuje skojarze艅, m贸g艂by z albumem "Kon B" zaw臋drowa膰 w stron臋 wczesnego m煤m czy 艣cie偶ki d藕wi臋kowej do "Drawing Restraint 9", ale bez wokaliz Bj枚rk i znacznie przyjemniejszego ods艂uchu.



Po艣wi臋cona elektronice blogosfera przynajmniej w Europie coraz 偶ywiej reaguje na tytu艂y labelu Proto Sites, kt贸ry coraz ambitniej wybija si臋 na niezale偶no艣膰 od s艂owackiego wydawnictwa Exitab, kt贸rego jest odnog膮. Exitab jednak nadal wydaje i tam, gdzie Proto Sites stawia na odwa偶niejsze nowe nazwy z naszego zak膮tka Europy, Exitab dalej eksploruje zbadane ju偶 terytoria s艂owackiej elektronicznej alternatywy. Z now膮 epk膮 powr贸ci艂 Dead Janitor, kt贸ry po paru bardziej abstrakcyjnych wydawnictwach pod szyldem Sound Sleep reaktywuje swoje wr臋cz architektoniczne oryginalne struktury. "Downturn" brzmi mechanicznie, ale te偶 zaskakuj膮co ciep艂o, wi臋c powtarzalne i nawarstwiane konstrukcje pe艂ne d藕wi臋kowych ozdobnik贸w zw艂aszcza u progu zimy prezentuj膮 si臋 ca艂kiem zach臋caj膮co.



Jesieni膮 ruch w muzyce jest tradycyjnie spory, nie inaczej jest tutaj, wi臋c kolejny odcinek "Bohemofillii" powinien pojawi膰 si臋 ju偶 za miesi膮c. Ale na koniec powracamy do wspomnianego ju偶 ostatnio producenta elektroniki skrywaj膮cego si臋 pod nazw膮 Ventolin. Wtedy rzecz dotyczy艂a "epki" "Playbour", b臋d膮cej w istocie jedynie dwiema piosenkami, z czego jedna opatrzona zosta艂a ca艂kiem niez艂ym teledyskiem. By膰 mo偶e Ventolin, kt贸ry polskiej publiczno艣ci zaprezentowa艂 si臋 w tym roku na Tauronie, si臋 zreflektowa艂 i powt贸rzy艂 ten materia艂 na pe艂niejszym i darmowym wydawnictwie "Supersonic Extended", gdzie obok dw贸ch pierwotnych kompozycji znajdziemy cztery remiksy i kolejne cztery zupe艂nie nowe utwory. [Wojciech Nowacki]

13 pa藕dziernika 2015


EMIKA DREI, [2015] Emika Records || Ze Emik膮 zawsze kry艂a si臋 mapa polityczna Europy. Wychowana w Wielkiej Brytanii, rezyduj膮ca w Berlinie artystka czeskiego (czy mo偶e raczej czechos艂owackiego) pochodzenia swoj膮 rozdart膮 mi臋dzy historycznym Wschodem a Zachodem to偶samo艣膰 uczyni艂a g艂贸wnym motywem albumu "DVA". Albumu, kt贸ry mia艂 wywindowa膰 Emik臋 do statusu popowej diwy z ambicjami a okaza艂 si臋 ostatnim nagranym dla wytw贸rni Ninja Tune.

Silny pierwiastek osobisty zaznacza艂 si臋 ju偶 na do dzi艣 cenionym debiucie z 2011 roku, bardziej obiecuj膮cym ni偶 wielkim. "DVA" jednak, maj膮c wielkie ambicje (czeskie operowe intro, piosenki tak wa偶ne, 偶e w ksi膮偶eczce zosta艂y przez Emik臋 opisane) przynios艂o jeszcze wi臋cej naprawd臋 udanych, przebojowych piosenek, ale te偶 jeszcze wi臋cej przeci臋tnych. Problemem albumu by艂a jego d艂ugo艣膰, a偶 15 utwor贸w i r贸wna godzina muzyki, kt贸ra zapada si臋 pod w艂asnym ci臋偶arem, zw艂aszcza, 偶e nie przynios艂a 偶adnych wi臋kszych zmian w muzycznym r臋kopisie Emiki. Troch臋 ponad p贸艂godzinne "DREI" z dziewi臋cioma piosenkami to na tle poprzednika od艣wie偶aj膮ca refleksja.

Troch臋 szkoda, ale wydaje si臋, 偶e po domniemanym niepowodzeniu "DVA", Emika sta艂a si臋 ofiar膮 wydawania muzyki w艂asnym sumptem. Bez wsparcia Ninja Tune "Klav铆rn铆" jeszcze zwr贸ci艂o uwag臋 przynajmniej jako ciekawostka, ale "DREI" par臋 miesi臋cy po premierze spotyka si臋 z umiarkowanymi reakcjami i nie m贸wi臋 o ich tre艣ci, lecz ilo艣ci.

Dzia艂alno艣膰 Emika Records oficjalnie zainaugurowa艂 niez艂y instrumentalny singiel "Melancholia Euphoria", lecz to neoklasyczny album "Klav铆rn铆" nie tylko zainicjowa艂 nowy rozdzia艂 w dzia艂alno艣ci Emiki, ale i rozbudzi艂 spore nadzieje. To, co wydawa艂o si臋 skokiem w bok, jednocze艣nie sugerowa艂o post臋puj膮c膮 integracj臋 jej to偶samo艣ci, zar贸wno na poziomie (ponad)narodowym, ale te偶 muzycznym. Dlatego najciekawszym fragmentem "DREI" s膮 "Miracles Prelude" i "Miracles" bezpo艣rednio bazuj膮ce na "Dilo 13" z "Klavirni".


Tajemniczym sposobem "Dilo 7" jest najcz臋艣ciej s艂uchan膮 kompozycj膮 Emiki na Spotify, trzema milionami ods艂uch贸w dyskontuj膮c cover "Wicked Games" z "DVA". Ale to "Dilo 13" na moment przynios艂o najbardziej 艣mia艂膮 elektroniczn膮 modyfikacj臋 klasycznej kompozycji, sugeruj膮c, 偶e poci膮gni臋te dalej mog艂oby si臋 przerodzi膰 w "tradycyjn膮", elektroniczn膮 piosnk臋 Emiki. Tak si臋 te偶 sta艂o na "DREI" i jest to sympatyczny uk艂on w stron臋 "Klav铆rn铆", ale te偶 jedyny.

Ju偶 otwieraj膮ce ca艂o艣膰 "Battles" brzmi do艣膰 twardo i ten wr臋cz nieociosany wyd藕wi臋k utrzymuje si臋 a偶 do ko艅ca p艂yty. Oszcz臋dno艣膰, melancholia i powolne tempa nie s膮 oczywi艣cie dla Emiki nowo艣ci膮, ale ostre, niewyg艂adzone, ascetyczne brzmienia ju偶 tak. Z drugiej jednak strony wszystko brzmi tutaj znajomo, co chwil臋 mamy wra偶enie obcowania z ci膮g艂ymi autocytatami. Najsilniejszym jednak wra偶eniem jest dojmuj膮ce poczucie jednostajno艣ci, za kt贸re przede wszystkim odpowiada sama Emika i jej wokal. Nigdy nie aspirowa艂a do miana wielkiej wokalistki, z g艂osem o mniejszych mo偶liwo艣ciach nadal mo偶na zrobi膰 sporo ciekawych rzeczy, zw艂aszcza w 艣wiecie ch艂odnej elektroniki opieraj膮cej si臋 na atmosferze. Problemem jest jednak charakterystyczny, ale i niezmienny spos贸b frazowania Emiki, niepotrafi膮cej uwolni膰 si臋 z okow贸w bitu ani rozwin膮膰 ciekawszej linii melodycznej.

Bo zapadaj膮cych w pami臋膰 melodii na "DREI" zasadniczo brakuje, przynajmniej w czo艂owej warstwie wokalu (bo je艣li dokopiecie si臋 do pianina to faktycznie robi si臋 odrobi臋 ciekawiej, ale to zn贸w bardziej zas艂uga "Klav铆rn铆", 偶e dopiero teraz dostrzegamy u Emiki spor膮 klasyczn膮 podstaw臋). Fajnie, 偶e "DREI" jest albumem kr贸tszym i bardziej kompaktowym ni偶 "DVA", niefajnie, 偶e brzmi jakby skr贸cono "DVA" akurat o t膮 lepsz膮 po艂ow臋. Mo偶e to czyszczenie szuflad, mo偶e teraz "elektroniczna" Emika b臋dzie poboczn膮 w stosunku do tej "klasycznej" (kt贸ra w艂a艣nie pracuje nad symfoni膮), ale z pewno艣ci膮 nadal nie jest to sp贸jna Emika pomys艂owo 艂膮cz膮ca swe r贸偶norakie to偶samo艣ci. 5.5/10 [Wojciech Nowacki]

7 pa藕dziernika 2015


IRON MAIDEN The Book Of Souls, [2015] Parlophone || Istniej膮 zespo艂y kt贸re bezsprzecznie zaliczy膰 nale偶y do kategorii "muzycznej arystokracji". Nie jest trudno je wskaza膰, Pink Floyd, AC/DC, Metallica, Black Sabbath, The Rolling Stones, U2, Iron Maiden, ograniczaj膮c si臋 wy艂膮cznie do tych, kt贸re wci膮偶 koncertuj膮 b膮d藕 opublikowa艂y niedawno p艂yty. Arystokracja ma jednak zawsze jedn膮 cech臋 wsp贸ln膮 - zachowawczo艣膰. I chocia偶 ka偶dy z wymienionych zespo艂贸w potrafi艂 zape艂ni膰 wielotysi臋czne hale kilka nocy z rz臋du, 偶aden nie zrewolucjonizuje ju偶 muzyki.  Jednak wcale ju偶 do tego nie pretenduj膮. Ich wyra藕nie okre艣lona pozycja w muzycznej hierarchii nie wzi臋艂a si臋 bowiem znik膮d. Swego czasu ka偶da z wymienionych grup odpowiada艂a za stylistyczn膮 odnow臋, ale z jej okow贸w ju偶 nigdy nie uda艂o si臋 muzykom wyrwa膰. To, co zapewni艂o im wyj膮tkow膮 pozycj臋, sta艂o si臋 koniecznym, bo wymaganym przez fan贸w, wyznacznikiem dalszej kariery.

U ko艅ca "ery gigant贸w" nale偶y jednak wr贸ci膰 r贸wnie偶 do, cz臋sto pomijanej w przypadku show businessu, kategorii uczciwo艣ci. Mo偶na pozostawa膰 wiernym konkretnej w膮skiej stylistyce, w艂asnym korzeniom i artystycznym preferencjom. trzeba jednak robi膰 to w spos贸b wiarygodny i szczery. Pink Floyd, a raczej David Gilmour, zatraci艂 wiarygodno艣膰 wraz z publikacj膮 "The Endless River” wydanej napr臋dce w ramach przerwy od prac nad solowym albumem. Zatraci艂a j膮 r贸wnie偶 Metallica, kt贸ra, chocia偶 nie sko艅czy艂a si臋 na "Kill’Em All" to wraz z kolejnymi multiplatynowymi albumami, ze szczeg贸lnym wskazaniem na "Load", "Reload", okropny "St. Anger" i nijki "Death Magnetic" wypaczy艂a ide臋 thrash metalu. O zdegenerowanym muzycznie i osobowo艣ciowo U2 nie ma nawet co rozpoczyna膰 dyskusji. Godnie ko艅cz膮 za to AC/DC i Black Sabbath. Jak na tym tle prezentuje si臋 najnowsze dokonanie Iron Maiden? Nad wyraz uczciwie.

P艂yta trwaj膮ca ponad 92 minuty to wyzwanie samo w sobie. Album trwaj膮cy ponad 92 minuty nagrany w stylistyce heavymetalowej to prosta droga do nieszcz臋艣cia. Gdy jednak album trwa ponad 92 minuty, jest przedstawicielem klasycznego heavy metalu oraz zag艂臋bia si臋 w rejony progresywne - to jakby gra膰 w rosyjsk膮 ruletk臋 za pomoc膮 pistoletu automatycznego. Nie mo偶na z takiej zabawy wyj艣膰 bez szwanku. A jednak Iron Maiden dali rad臋 przygotowa膰 tytu艂 daleko wykraczaj膮cy poza przeci臋tno艣膰. Ma to na pewno zwi膮zek z faktem, 偶e tak szeroko omawiana w 艣wiatowej prasie "progresywno艣膰" nagranych utwor贸w ogranicza si臋 wy艂膮cznie do ich rozwlek艂ej konstrukcji. Niezale偶nie od tego, czy utwory zamieszczone na "The Book Of Souls" trwaj膮 minut pi臋膰 czy jedena艣cie to szkielet ka偶dego z nich budowany jest na chwytliwym heavymetalowym riffie ("If Eternity Should Fail" czy "The Great Unknown"). Nie od razu jednak fakt ten da si臋 doceni膰.

W trakcie pierwszego ods艂uchu zbyt cz臋sto przyr贸wnywa艂em nowe dzie艂o Brytyjczyk贸w do album贸w z drugiej ery Dickinsona, a wi臋c wcale nie do tych najbardziej klasycznych. Konfrontacja z "Brave New World" czy "Dance of Death" wychodzi艂a jednoznacznie negatywnie. Przy por贸wnaniu do dw贸ch kolejnych p艂yt w dyskografii zespo艂u odczucie to uleg艂o cz臋艣ciowemu z艂agodzeniu. Nadal jednak brakowa艂o mi zabawy z konwencj膮 jak膮 Iron Maiden uskuteczniali na "A Matter Of Life And Death" oraz przebojowo艣ci utwor贸w z "The Final Frontier". Nie da si臋 ukry膰, 偶e pocz膮tkowo "The Book Of Souls" sprawia wra偶enie albumu monotonnego i rozlaz艂ego, dzie艂a nie oferuj膮cego s艂uchaczowi 偶adnego prze艂amania sztampy, kt贸ra zaczyna doskwiera膰 ju偶 w okolicach "Death Or Glory".


Jednak to, co bra艂em za najwi臋ksz膮 przypad艂o艣膰 i wad臋 najnowszego albumu szybko zamieni艂o si臋 w jego najwi臋ksz膮 zalet臋. Po prostu potrzeba czasu, aby "The Book Of Souls" odpowiednio doceni膰. Nie jest to p艂yta, kt贸rej zalety nachalnie wbijaj膮 si臋 w pod艣wiadomo艣膰 s艂uchacza, ka偶膮c mu wyskoczy膰 z but贸w z okrzykiem: „Oto mamy album genialny!”. I nawet po dok艂adnym zaznajomieniem si臋 z muzyczn膮 zawarto艣ci膮 p艂yty nie zaryzykowa艂bym stwierdzenia, 偶e jest to dzie艂o prze艂omowe/wybitne/doskona艂e. "The Book Of Souls" jest p艂yt膮 dojrza艂膮 i uczciw膮, tylko tyle, b膮d藕 a偶 tyle, zale偶nie od punktu widzenia. Do szesnastej p艂yty muzyk贸w mo偶na wraca膰 wielokrotnie, za ka偶dym razem odkrywa膰 dla siebie co艣 nowego, ponadto, nie 偶eruje ona na sentymencie ani nie odcina kupon贸w od dotychczasowej popularno艣ci zespo艂u. Nie ogranicza si臋 do szafowania zal膮偶kami pomys艂贸w, kt贸re poprzez rozbuchan膮 aran偶acj臋 czy rozwlek艂膮 konstrukcj臋 ukrywa膰 mia艂yby stoj膮c膮 za nimi pustk臋 koncepcyjn膮. Forma jak膮 album przyj膮艂 zosta艂a wybrana 艣wiadomie i r贸wnie 艣wiadomie muzycy d膮偶yli do jak najlepszego wype艂nienia przestrzeni przemy艣lanymi pomys艂ami. Dawno nie s艂ysza艂em tak elektryzuj膮cego riffu jak w utworze tytu艂owym, kt贸rego powolny, orientalizuj膮cy ton potrafi zachwyci膰. Pocz膮tkowy motyw utworu "Tears Of A Clown" jest jednym z najgenialniejszych w historii zespo艂u, przy czym potencja艂 piosenki zosta艂 zupe艂nie zaprzepaszczony kiepsk膮, powiedzia艂bym nawet, 偶e prostack膮, lini膮 melodyczn膮. Ch贸ralne za艣piewy z "The Red And The Black" nawet po up艂ywie wielu godzin pozostaj膮 w g艂owie. Zaskakuje ponadto typowo hardrockowy motyw "When The River Runs Deep" a nawet "Speed Of Light", nie najlepiej za艣piewany przez Dickinsona z czasem zyskuje patyny dzi臋ki fenomenalnej pracy gitar.

"The Book Of Souls" nie jest p艂yt膮 艂atw膮 w odbiorze a tym samym nietrudno spisa膰 j膮 na straty. Nie schlebia ona gustom gawiedzi a muzycy id膮 swoj膮 w艂asn膮 wyboist膮 drog膮. Na szcz臋艣cie Iron Maiden nigdy nie d膮偶yli do nagrania kolejnego "The Number Of The Beast" czy "Piece Of Mind" dzi臋ki czemu zespo艂owi uda艂o si臋 utrzyma膰 艣wie偶o艣膰 przygotowywanego materia艂u. Do "The Book Of Souls" trzeba wraca膰 wielokrotnie aby w pe艂ni doceni膰 jej walory i to w艂a艣nie czyni ja p艂yt膮 nadspodziewanie dobr膮. 8/10 [Jakub Koz艂owski]

5 pa藕dziernika 2015


BEACH HOUSE Depression Cherry, [2015] Bella Union || Na now膮 p艂yt臋 Lany Del Rey nie czeka艂em, bo poprzedni膮 ca艂y czas mia艂em w g艂owie jako stosunkow膮 nowo艣膰. Z tego zatem punktu widzenia "Honeymoon" nie by艂o a偶 takim rozczarowaniem, raczej niespodziewanym dodatkiem. "Bloom", ostatni, znakomity album Beach House ukaza艂 si臋 jednak w 2012 roku, wi臋c zapowied藕 nast臋pcy s艂usznie rozbudzi艂a oczekiwania. I podobnie jak "Honeymoon" zredukowa艂o Lan臋 do najbardziej podstawowych i ogranych sk艂adnik贸w, "Depression Cherry" okaza艂o si臋 p艂yt膮 brzmi膮c膮 po prostu jak Beach House.

Ale cho膰 duet zawsze porusza艂 si臋 po w膮skiej 艣cie偶ce w艂asnego charakterystycznego brzmienia to z p艂yty na p艂yt臋 na tyle podnosi艂 jako艣膰 kompozycji, 偶e mo偶na by艂o m贸wi膰 o imponuj膮cym wr臋cz post臋pie. Beach House skupi艂o na sobie uwag臋 hipnotyzuj膮cym "Teen Dream" z szeregiem 艣wietnych piosenek, tylko po to, by na "Bloom" zaoferowa膰 teoretycznie to samo, ale tak perfekcyjnie dopracowane, 偶e mo偶na by艂o m贸wi膰 o naprawd臋 wyj膮tkowym albumie. "Bloom" wci膮ga艂o, uwodzi艂o a melodie zap臋tla艂y nam si臋 w g艂owach. Tymczasem "Depression Cherry", c贸偶, przyjemnie i at艂asowo, ale jednak nudzi.


"Sparks" jako zapowied藕 albumu to zmylenie trop贸w, bo wyra藕nie sugeruje do艣膰 spor膮 modyfikacj臋 brzmienia. Znana beachhouse'owa motoryka zosta艂a jeszcze bardziej wyeksponowana przez redukcj臋 zbytecznych aran偶acji, stary klawiszowy szum sta艂 si臋 tu niebezpiecznie i intryguj膮co atonalny, wreszcie zaskakuje 艣widruj膮ca, niemal shoegaze'owa gitara. Gdyby Beach House zdecydowali si臋 na g艂臋bsze zanurzenie w dzisiejszy revival shoegazu, nie do艣膰, 偶e specjalnie by to nie dziwi艂o, to nie b臋d膮c klasykami gatunku mieliby spory potencja艂 zaprezentowania 艣wie偶szego podej艣cia do tematu. Ale troch臋 gitarowego rz臋偶enia w jednej piosence to jedyny 艣lad nowo艣ci na "Depression Cherry".

Od pierwszych d藕wi臋k贸w "Levitation" s艂yszymy po prostu Beach House, zmieniaj膮 si臋 tytu艂y kompozycji, niekt贸re nawet ca艂kiem ciekawe, jak "10:37" i "PPP", ale mimo sporych zapas贸w dobrej woli s艂yszymy jeden, typowy dla duetu utw贸r, rozci膮gni臋ty na ponad czterdzie艣ci minut. Naprawd臋, nie spos贸b wskaza膰 jakikolwiek fragment, ca艂o艣膰 zlewa si臋 w jedn膮 sennie snuj膮c膮 si臋 mas臋 a je艣li ju偶 co艣 wzbudza nasz膮 uwag臋 to jest to silne wra偶enie znajomo艣ci jakiego艣 fragmentu z wcze艣niejszych p艂yt.

Wyra藕nie s艂yszalne s膮 za艂o偶enia z jakimi Beach House podchodzili do nowego albumu. Brzmienie jest surowsze, aran偶acje bardzo skromne, czasem wr臋cz minimalistyczne. Pytanie, czy chcemy od Beach House minimalizmu mo偶emy na razie odsun膮膰 na bok, wa偶ne bowiem, 偶e pozostaj膮c w granicach brzmienia do kt贸rego s膮 wr臋cz genetycznie zaprogramowani, tym razem nie powiod艂o si臋 im napisanie zajmuj膮cych i chwytliwych melodii.

Ale "Depression Cherry" s艂ucha si臋 i tak, mimo umiarkowanego zaanga偶owania, ca艂kiem przyjemnie. Na szcz臋艣cie to tylko dziewi臋膰 utwor贸w, nie zosta艂 zatem pope艂niony grzech zbyt cienkiego rozbicia kotleta, jak na "Honeymoon" Lany. Ale i tak, gdy winyle (i wyj膮tkowo kompakty) dotar艂y do praskich sklep贸w, Fejsbuk zaroi艂 si臋 od serduszek i instagramowych zdj臋膰, bo najfajniejszym elementem "Depression Cherry" jest ok艂adka pokryta pluszem / welurem / aksamitem / kiciusiem czy jakkolwiek si臋 to nazywa. Lecz uwaga, jako koneser opakowa艅 i digipak贸w ostrzegam, d艂ugo to to nie wytrzyma i ok艂adka szybko mo偶e wylinie膰, dostosowuj膮c si臋 do muzycznej zawarto艣ci. 6/10 [Wojciech Nowacki]

2 pa藕dziernika 2015


LANA DEL REY Honeymoon, [2015] Polydor || Ka偶dy, nawet najlepszy serial ma swoje s艂absze momenty. Odcinek wepchni臋ty, by dotrwa膰 do ko艅ca sezonu, czy nawet ca艂a seria, bo zmieni艂a si臋 ekipa scenarzyst贸w albo wyczerpa艂y si臋 pomys艂y, ale ogl膮dalno艣膰 jeszcze nie spad艂a na tyle, by serial zako艅czy膰. Niekt贸re ci膮gn膮 si臋 zatem na sztucznym podtrzymywaniu 偶ycia w niesko艅czono艣膰, inne decyzj膮 stacji ko艅cz膮 si臋 gwa艂townym cliffhangerem, nielicznym udaje si臋 odbi膰 i s艂abszy okres zamieni膰 w wypadek przy pracy. Lizzy Grant znalaz艂a si臋 w ciekawym momencie swojej kariery, cho膰 nie w spos贸b jakiego si臋 spodziewa艂a. "Honeymoon" jest bowiem najs艂abszym momentem serialu p.t. "Lana Del Rey".

Mimo ojca-milionera, jednego z pionier贸w handlu domenami, Lizzy mia艂a burzliw膮 m艂odo艣膰, ale gdzie艣 w czasach wegetacji w typowym ameryka艅skim trailer parku, pojawi艂 si臋 pomys艂 na wprowadzenie do 艣wiata popu postaci Lany Del Rey. Submisywna femme fatale, antyfeministyczna pin-up girl, gangsterska muza i perfekcyjna projekcja popkulturowych klisz po艂owy XX wieku. Ka偶dy artysta jest w mniejszym lub wi臋kszym stopniu kreacj膮, Lana Del Rey wyr贸偶nia艂a si臋 jedynie wi臋kszym dopracowaniem, przez co powinna by艂a by膰 jako kreacja jeszcze bardziej czyteln膮 i oczywist膮, ale 艣wiat i tak wyruszy艂 na poszukiwania autentyczno艣ci w fikcyjnej opowie艣ci.

Kolejne ods艂ony tej samej historii przynosi艂y z jednej strony drobne przesuni臋cia akcent贸w w wizerunku i nastroju, z drugiej za艣 poszukiwania w obszarze no艣nika, kt贸ry opowie艣膰 o Lanie Del Rey podawa艂. "Born To Die" przynios艂o bowiem sporo czysto muzycznych niezr臋czno艣ci, kt贸re nie pozwoli艂y tej p艂ycie osi膮gn膮膰 statusu do kt贸rego s艂usznie aspirowa艂a, co zmieni艂o na szcz臋艣cie znakomite "Ultraviolence". Ale je艣li "Born To Die" zosta艂o wyeksploatowane do cna mo偶liwo艣ci, kolejnymi singlami, wersjami deluxe, edycj膮 z epk膮 "Paradise" (najbardziej kompaktowym i przez to najlepszym zestawem piosenek Lany Del Rey), to wydaje si臋 偶e rozdzia艂 "Ultraviolence" zosta艂 zbyt pospiesznie zamkni臋ty. Rozdzieraj膮co ponury album, mimo wreszcie wi臋cej ni偶 satysfakcjonuj膮cej muzyki, kt贸ra p艂askie hiphopowe bity debiutu zast膮pi艂a 偶ywymi instrumentami i rockowo-bluesowo-jazzow膮 otoczk膮, mia艂 by膰 trudniejszy i w efekcie sprzeda艂 si臋 znacznie s艂abiej ni偶 "Born To Die". Niestety, musi by膰 to g艂贸wny pow贸d dlaczego ju偶 po roku zosta艂 odes艂any na p贸艂k臋 jako punkt w dyskografii a jego nast臋pca przyni贸s艂 muzyczny regres i najwi臋ksz膮 zawarto艣膰 Lany w Lanie.

Reakcje na "Honeymoon" przynajmniej wreszcie przynios艂y akceptacj臋 Lany Del Rey jako wykreowanej postaci, ale jednocze艣nie w przewa偶aj膮cej wi臋kszo艣ci skupi艂y na szczeg贸艂owej analizie wszystkich (pop)kulturowych element贸w j膮 buduj膮cych. Zwr贸膰cie uwag臋, 偶e wi臋kszo艣膰 recenzji "Honeymoon" wygl膮da jak licealna analiza tekstu literackiego, kolejne cytaty s膮 wyt艂uszczane i obja艣niane, bo tu mamy art deco, tutaj The Eagles, tam troch臋 poezji i Nin臋 Simone plus sporo szczeg贸艂贸w z topografii Kalifornii. Nie 偶yjemy w Hollywood, wi臋c nawet je艣li wizje Lany Del Rey odpowiadaj膮 jakie艣 rzeczywisto艣ci najbogatszego jednego procenta, to dla nas i tak pozostan膮 znan膮 z filmu, medi贸w, muzyki populturow膮 klisz膮. Nie maj膮c mo偶liwo艣ci weryfikacji tych reali贸w pozostajemy sami z tekstami Lany i, cho膰 nie ma tu ju偶 cipek o smaku Pepsi-Coli, to trzeba przyzna膰, 偶e w wi臋kszo艣ci s膮 proste i infantylne jak z pami臋tnika smutnej nastolatki. Jasne, kreacja, mo偶e ironia, ale je艣li akurat nie le偶ymy na basenie przy Sunset Boulevard, to trudno nam si臋 w nich rozsmakowa膰.

Co wi臋c symptomatyczne, muzyka pozostaje na marginesie zar贸wno na p艂ycie, jak i w reakcjach na ni膮. Poza zagadkowym entuzjazmem w odpowiedzi na "High By The Beach", rzekomo najlepszy singiel Lany od czas贸w debiutu, w istocie tym razem naprawd臋 brzmi膮cy jak ka偶da inna jej piosenka i powracaj膮cy niestety do slow-motion hip-hopu i perkusji z automatu znanych z "Born To Die". A i tak jest najbardziej wyr贸偶niaj膮ca si臋 piosenka na p艂ycie, poza "Don't Let Me Be Misunderstood" (bo cover), "Salvatore" (bo tak g艂upio pastiszowe, 偶e a偶 niez艂e, jak na piosenk臋 Lady Gagi na zwolnionych obrotach), "Art Deco" (bo cz臋stochowskich rym贸w nie spos贸b nie zauwa偶y膰) i wreszcie "Music To Watch Boys To", bo faktycznie naprawd臋 niez艂a piosenka, ot typowy singiel Lany ze 艣redniej p贸艂ki z przestrzenn膮 produkcj膮.


"Honeymoon" po prostu nu偶y, m臋czy, nudzi. Wszystkie niemal piosenki oscyluj膮 wok贸艂 pi臋ciu minut a jest ich a偶 czterna艣cie i to tym razem bez 偶adnych bonus贸w. Jednostajne tempo krwotoku z nosa, jednostajny ketaminowy wokal, zerowe emocje si臋gaj膮ce najwy偶ej pu艂apu zbyt s艂odkiego, zbyt ci臋偶kiego, za mocnego i za drogiego drinka. Album m臋czy ju偶 na wysoko艣ci "God Knows I Tried", ci臋偶ko przez niego przebrn膮膰 w ca艂o艣ci i skupieniu, w pami臋ci pozostanie najwy偶ej tytu艂owe zawodzenie our honeyyyymoooon a nieliczne wzloty bardzo 艂atwo przeoczy膰. Bo "Freak" w ko艅c贸wce ciekawie si臋 zag臋szcza a w "Religion" i "The Blackest Day" mamy nawet zal膮偶ki prawdziwych melodii, ale i tak nic nie si臋ga tu poziomu "Ultaviolence" czy nawet "Born To Die", kt贸rego najwi臋ksze wady nie tylko powiela, ale i eksponuje jako trademark Lany Del Rey.

Tymczasem jednak "Honeymoon" naprawd臋 dobrze brzmi, co r贸wnie偶 艂atwo przeoczy膰, bo ani nie jest to album do g艂o艣nego s艂uchania, ani nie przykuwa zwi臋kszonej uwagi. Noirowe, niemal dark-ambientowe aran偶acje, gustowne, snuj膮ce si臋 smyczki, operowanie cisz膮, czasem minimalistyczne aran偶acje oparte tylko na d藕wi臋kach pianina i subtelnej gitarze, ba, nawet okazjonalny porno-saksofon naprawd臋 mog艂yby si臋 sprawdzi膰 jako drastyczny kontrast dla "Ultraviolence". Ale do leniwej eteryczno艣ci "Felt Mountain" Goldfrapp brakuje po prostu dobrych kompozycji. "Honeymoon" pojawi艂o si臋 zbyt pr臋dko, 艣wiadomie wyolbrzymiaj膮c te elementy Lany Del Rey, kt贸re zawsze by艂y najbardziej kontrowersyjne i zniech臋caj膮ce dla cz臋艣ci s艂uchaczy. Poci膮膰, skr贸ci膰, dopracowa膰 melodie, wyrzuci膰 dwadzie艣cia minut, zaoferowa膰 w postaci epki albo poutyka膰 te kompozycje po hollywoodzkich 艣cie偶kach i materia艂 ten m贸g艂by zaintrygowa膰. Ale jako album zwyczajnie zawodzi. 5/10 [Wojciech Nowacki]