NEW ORDER Music Complete, [2015] Mute || Kim jest grupa docelowa New Order? Pogrobowcy post-punka, z rozpędu fani Joy Division, bywalcy dyskotek, miłośnicy synth-popu, indie-rocka, lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, wczesnych zerowych? New Order rozpinają się ponad gatunkami i dekadami tak szeroko, że wydają się oddaleni od dzisiejszej rzeczywistości i publiczności. Ba, dla wielu powrót zespołu w początkach X XI wieku wydaje się już faktem (pra-)historycznym. Ale to właśnie wtedy New Order pokazali tym, którzy lata osiemdziesiąte pamiętają już tylko przez mgłę i pryzmat teledysku "Blue Monday", że stoją za nimi przede wszystkim niezłe i ponadczasowe piosenki.
Tych nie brakuje na "Music Complete". Pierwsze z brzegu "Restless" od razu rozpoznajemy jako typowy singiel New Order, z charakterystycznym zmysłem melodycznym i niezmiennie młodzieńczym wokalem Bernarda Sumnera. Pogłoski o zdecydowanie bardziej elektronicznym charakterze nowej płyty niż poprzednich "Get Ready" i "Waiting For The Sirens' Call" są mocno przesadzone. "Restless" spokojnie mogłoby się znaleźć na którejś z powyższych, melodyjny indie-rockowe gitary usłyszymy tu niejednokrotnie, elektronika zaś zawsze była nieodrodną częścią muzyki New Order. Na "Music Complete" mamy co najwyżej inaczej rozłożone akcenty, zaś przynajmniej w pierwszej swej połowie album jest na tyle różnorodny, że zbliża się niemal do granicy stylistycznego rozedrgania. "Plastic" zgodnie z tytułem brzmi syntetycznie, ale nie kona się tu żaden dramat. "Tutti Frutti" flirtuje z italo-disco i co w założeniu zapowiada się okropnie, okazuje się najfajniejszą piosenką płyty. "People On The High Line" brzmi jak młodzieżowy, eurodance'owy hip-hop z początku lat dziewięćdziesiątych. Współcześniej wydają się brzmieć "Singularity" i "Unlearn This Hatred", ale tylko jeśli przeczytamy, że za ich produkcją stoi Tom Rowlands z The Chemical Brothers.
Właśnie, choć goście na "Music Complete" mają zapewne przyciągnąć nowszych słuchaczy, to bez żadnego wyjątku przemijają całkowicie nierozpoznani. La Roux mogłaby być zastąpiona każdą randomową wokalistką znaną z dance'owych chórków. Brandon Flowers? Nie do zauważenia. Iggy Pop, choć to pewnie ukłon w stronę post-punkowych korzeni, brzmiał jak Iggy Pop na płycie Cat Power, ale nie tutaj. Zasadniczo zatem, żaden z gości nie wnosi do "Music Complete" nic.
Wystarczyć powinny po prostu piosenki. I tak by było, gdyby nie ich porażająca długość (i w efekcie całego albumu). Obowiązkowe minimum dla New Order to 5 minut, standard to 6-7 minut, najnudniejsze "Nothing But A Fool" sięga prawie 8 minut i w żadnym przypadku nie ma dla tego uzasadnienia. Każda z kompozycji to materiał na typową trzyminutową piosenkę, zespół sprawia wrażenie jakby nie potrafił znaleźć kompozycyjnego rozwiązania dla żadnego z często przecież nośnych motywów. "People On The High Line" symptomatycznie po niemal 6 minutach, kończy się wyciszeniem pamiętanym z kupowanych w latach dziewięćdziesiątych kaset. "Music Complete" jest zabawne i niezobowiązujące, choć tam gdzie mini-album "Lost Sirens" pozostawiał wesoły niedosyt, nowa płyta ciąży przesadnym rozwleczeniem. Wbrew tytułowi i opinii części krytyki kamieniem milowym w karierze New Order "Music Complete" z pewnością nie będzie. 6.5/10 [Wojciech Nowacki]