CLARA ENGEL Madagascar EP, [2011] Vox Humana || Internet pozytywnie przyczynił się do promocji młodych i niezależnych artystów, którzy dzięki niemu mogą łatwiej się promować i docierać ze swoją twórczością tam gdzie kiedyś nie było nawet mowy o możliwości usłyszenia ich muzyki. W taki oto niezależny sposób działa i tworzy muzykę Clara Engel, kanadyjska wokalistka i kompozytorka, której to pierwsza EP-ka została właśnie wydana na winylu za pośrednictwem wytwórni Vox Humana.
31 lipca 2011
CLARA ENGEL Madagascar EP, [2011] Vox Humana || Internet pozytywnie przyczynił się do promocji młodych i niezależnych artystów, którzy dzięki niemu mogą łatwiej się promować i docierać ze swoją twórczością tam gdzie kiedyś nie było nawet mowy o możliwości usłyszenia ich muzyki. W taki oto niezależny sposób działa i tworzy muzykę Clara Engel, kanadyjska wokalistka i kompozytorka, której to pierwsza EP-ka została właśnie wydana na winylu za pośrednictwem wytwórni Vox Humana.
27 lipca 2011
CATE LIKES CANDY Cate Likes Candy, [2011] EMI || Żeby opowiedzieć o tym zespole, musimy nieco cofnąć się w czasie do jego pierwotnej historii. A zatem, była sobie grupa Kashmir, w której śpiewała córka znanej wszystkim Polakom Beaty Kozidrak. Kashmirowi nie wyszło. Zasmucona tym faktem wokalistka – Katarzyna Pietras – zaczęła z żalu jeść dużo cukierków. Jej długoletni chłopak (i zarazem gitarzysta Kashmiru) Kamil Wyziński widząc jej smutek, obiecał że założą nowy zespół. I tak powstał Cate Likes Candy.
THE HORRORS Skying [2011] XL Recordings || Do niedawna trochę śmieszni, ze względu na swój gotycki wizerunek, teraz całkowicie go porzucają. Już sama sesja zdjęciowa mówi – koniec zabawy, panowie robimy muzykę. Fakt, wyglądają jak każdy indie band, ale o to chodzi. Popadają w skrajność, której celem jest ukazanie, że przykuwanie uwagi czymś innymi niż muzyką, schodzi na dalszy plan.
BRANDT BRAUER FRICK You Make Me Real, [2010] !K7 || Daniel Brandt i Jan Brauer, obaj udzielający się wspólnie w różnych jazzowo-klubowych projektach, spotkali w 2008 roku Paula Fricka, posiadającego klasyczne muzyczne wykształcenie rodem z berlińskiego konserwatorium a parającego się głównie tworzeniem kolejnych house'owych miksów. Z połączenia tych elementów powstało trio, które rozpoczęło żmudny proces produkowania wspólnej płyty. Dlaczego żmudny? Wyobrazić sobie można, że nagrywanie albumu techno przy pomocy niemal wyłącznie żywych instrumentów do najłatwiejszych nie należy.
23 lipca 2011
BAND OF SKULLS Baby Darling Doll Face Honey, [2009] Shangri-La || Nie da się napisać recenzji tej płyty chociażby nie myśląc o białych paskach. Ja przez pierwsze tygodnie byłam niemalże przekonana, że Death By Diamonds And Pearls to nowe dzieło Jack'a i Meg White. Potem dotarło do mnie, że The White Stripes chyli się ku upadkowi, a to co słyszałam to zupełnie niezwiązana z nimi formacja. Poszukałam, znalazłam, przesłuchałam i nie zawiodłam się. Grupa Nazywa się Band of Skulls, pochodzi z Southampton i jest ich troje: Russel Marsden, który śpiewa i gra na gitarze, Emma Richardson – kobieta z basem i również czarująca głosem oraz Matt Hayward zasiadający za perkusją. Zespół formalnie powstał w 2008 roku, chociaż panowie grali wspólnie już jako przyjaciele z dzieciństwa.
tUnE-yArDs w h o k i l l, [2011] 4AD || Podobno pierwszą płytę nagrała całą na dyktafonie, grając na wszystkich instrumentach, a następnie zmiksowała ją w jakiś darmowym programie do obróbki muzycznej. Jest zafascynowana muzyką afrykańską, którą żongluje na płycie razem z elementami folku i hip hopu, a wszystko to w świeżej i pełnej spontaniczności formie. Nic dziwnego, że wzbudziła tak wielkie zainteresowanie na niezależnej scenie muzycznej i wśród krytyków. O kim mowa? O tUnE yArDs, czyli pseudonimie artystycznym Merrill Garbus, która to swoją drugą płytę wydała już pod szyldem cenionej wytwórni 4AD. Panie i Panowie o to album, którego nazwa jest równie ekscentryczna jak materiał na nim zawarty, a na imię mu w h o k i l l.
19 lipca 2011
Architecture in Helsinki /
recenzja /
Wojciech Nowacki
Recenzja Architecture in Helsinki „Moment Bends”
ARCHITECTURE IN HELSINKI Moment Bends, [2011] V2 || Australijczycy to muszą być fajni ludzie. Sympatyczni, weseli, zdrowi, uśmiechnięci. W ciągu ostatnich paru ostatnich miesięcy miałem okazję widzieć na żywo Cut Copy oraz dwukrotnie Architecture in Helsinki - za każdym razem były to wydarzenia energetyczne i porywające. Oba zespoły emanują radością grania i szczerego kontaktu z publiką, chętnie przechadzając się wśród niej przed i po koncercie. Domowy kontakt z nimi zapewniają nam natomiast ich najnowsze dzieła. W przypadku Cut Copy jest to bardzo dobry i niesłusznie niedoceniany Zonoscope, Architecture in Helsinki raczą nas zaś aktualnie płytą Moment Bends. Niestety.
18 lipca 2011
EMA Past Life Martyed Saints, [2011] Souterrain Transmissions || Na rynku muzycznym pojawia się coraz więcej zespołów spod szyldu lo-fi, czyli muzyki celowo nagranej w niskiej jakości. Takie małe nie dla nieautentycznego, przetworzonego mainstreamu. Płytę EMA (za tymi trzema literkami kryje się Erika Anderson) znalazłem po tagach folk, co po raz kolejny dowodzi, że mogą one prowadzić na manowce. Muzykę tę możnaby, co najwyżej, nazwać freak-folkiem, z grunge'owymi korzeniami, dużą ilością noise'owych gitar i odrobiną elektroniki. Wszystko to, podane w dość minimalistycznej, eksperymentalnej formie. Ostatnio zadebiutowała Anna Calvi, którą nazwałem eksperymentalną PJ Harvey. EMA to jej troszkę brudniejsza i bardziej zadziorna siostra, która postawiła na prostotę.
17 lipca 2011
THE HORRORS Skying, [2011] XL Recordings || Pierwszą płytą The Horrors reaktywowali, może już trochę zapomnianą, alternatywę lat 80. spod znaku Joy Division i wiele wskazywało na to, że zostaną przy tej stylistyce. Poza tym gitary, trochę duszna atmosfera zadymionego studio nagraniowego i dosyć niski głos Farisa Badwana doskonale pasowały do ich mrocznego, ekscentrycznego wizerunku, jaki od razu zaczęli lansować. Wprawdzie na Primary Colours wciąż pobrzmiewa inspiracja latami 80. To Brytyjczycy przerabiają ją na własną modłę, dodając wiele wrażliwości (posłuchajcie choćby Scarlet Fields). Widać jednak na tym albumie, że zespół nie ma jeszcze określonego pomysłu na siebie i buja się między różnymi stylistykami, jednocześnie nie mogąc uwolnić się od swoich mistrzów sprzed trzydziestu lat. Tylko dlaczego już na trzecim longplayu, Skying, zupełnie odchodzą od obranych dotychczas estetyk poddając się panującej modzie? Nie electropopu się spodziewałam.
16 lipca 2011
NIEDODŹWIĘKI Koalicja w Krainie Czarów EP, [2011] self-released || Do niedawna, żyłem w solidnym przeświadczeniu, że na muzycznej młodej scenie w Polsce hula wiatr, który filmowo przesuwa okrągłe ususzone krzaki pustynne. A tu psikus! Bo dzieje się i to nawet całkiem ciekawie, ale mało kto nagłaśnia takie domowe projekty, jak Niedodźwięki. Dowiedziałem się o nim (jest to projekt Mateusza Boruszczaka), przez przypadek od znajomych z Poznania i wydaje mi się, że większość garstki ludzi, która miała kontakt z niedodźwiękami, poznała go przez zbieg okoliczności. Szkoda, bo np. w Wielkiej Brytanii takie domowe przedsięwzięcia znacznie szybciej trafiają do szerszej grupy odbiorców - chociażby James Blake czy Jamie T.
15 lipca 2011
GUSGUS Arabian Horse, [2011] Kompakt || Skromny rytm, imitujące chórek syntezatory, kolejne elektroniczne smaczki pojawiają się i znikają, i tak przez niemal trzy minuty. Wreszcie dochodzi do typowej dla GusGus house'owej kulminacji dźwięków, a my uśmiechamy się na myśl o przyjemnym, lecz w gruncie rzeczy nudnawym przecież początku nowej płyty. Tymczasem pierwotny motyw powróci jako smyczki w tle, na pierwszym planie zaś pojawi się niespodziewany bohater utworu Selfoss - akordeon. Pierwszy raz na płycie GusGus żywy instrument zostaje tak mocno wyeksponowany. I to jaki. Islandia? Nie, Szanowni Państwo, udajemy się na Bałkany!
BATTLES Gloss Drop, [2011] Warp || Pierwszy album Battles, Mirrored, przez wielu nazwany był nieomalże przełomowym w dziedzinie łączenia elektroniki z gitarowym graniem. Podczas sesji nagraniowej do drugiej płyty grupę opuścił klawiszowiec i zarazem wokalista Tyondai Braxton. Przez to na Gloss Drop, w porównaniu do debiutu, zaszło kilka zmian. Mutacją muzyczną jest zastąpienie wielowarstwowych klawiszowych efektów na rzecz takich samych pasaży tylko z użyciem gitar, co troszeczkę zbliżyło muzykę Battles do shoegaze'u. Kolejną znaczącą zmianą jest oczywiście kwestia wokalisty. Zespół chciał się chyba trochę pobawić, dlatego zaprosił do współpracy kilka osób i muszę powiedzieć, że to właśnie pozycje z gościnnymi występami są najciekawsze.
WASHED OUT Within and Without, [2011] Sub Pop || Muzyka elektroniczna jest w ostatnich latach w niesamowitym natarciu, od odcieni mocniejszych jak Modeselektor czy Apparat po te delikatniejsze, jak Toro y Moi. Elektronika w dobie, w której wszystko zostało już wymyślone i w tym momencie można tylko kopiować, jest białą wyspą. Możliwości są tu nieograniczone. Trochę w poprzednim zdaniu sarkazmu, ale również i prawdy. Sądząc po reakcjach ludzi w internecie, właśnie zadebiutował długogrającym krążkiem jeden z przyszłych liderów brzmienia spod nazwy chillwave. Chodzi o Washed Out, czyli projekt dwudziestoośmioletniego producenta Ernesta Green'a. Muszę przyznać, że z przyjemnością słucha mi się jego muzyki, choć teoretycznie powinienem już tą całą elektroniką...
11 lipca 2011
Bohemofilia /
Prince of Tennis /
recenzja /
Wojciech Nowacki
Recenzja Prince of Tennis „Urbi and Orbi”
PRINCE OF TENNIS Urbi and Orbi, [2011] self-released || Polacy kochają czeskie filmy. Miłość ta zaczęła się wraz ze zwycięstwem Samotnych (oryg. Samotáři) w reżyserii Davida Ondříčka na podstawie scenariusza Petra Zelenki w 16. Warszawskim Festiwalu Filmowym. Polska zalana została wkrótce kolejnymi klonami Samotnych, w równym stopniu wzmagającymi miłość do czeskiej kinematografii, co wykoślawiającymi jej prawdziwy obraz. W Czechach tymczasem jednym z najważniejszych elementów sukcesu filmu była ścieżka dźwiękowa autorstwa Jana P. Muchowa, wykorzystującego w niej również utwory takich tuzów tamtejszej sceny elektronicznej jak Ecstasy of Saint Theresa czy Ohm Square.
BON IVER Bon Iver, [2011] 4AD || Adam Be z Milcz Serce, w krótkiej rozmowie, słusznie zauważył, że otoczenie, w którym twórca się znajduje ma na niego wpływ. Opisywane Bon Iver, Bon Iver (pretensjonalny tytuł swoją drogą) to dobry przykład. Płyta jest całkowicie odmienna od pierwszej, z tym, że jest do niej bardzo podobna. To, że Justin Vernon opuścił las i nie poluje już gołymi rękoma, na zwierzynę w głuszach Wisconsin i odkrył elektryczność, co starają się niektórzy udowodnić, nie oznacza wcale zmiany stylu.
THE STROKES Angles, [2011] RCA || Dlaczego tak wiele wymagamy od zespołów pokroju Interpol, The Strokes czy The White Stripes? Czyżby to historyczna już nazwa new rock revolution niefortunnie wzmaga nasze pragnienie istotnej rewolucji z każdym ich nowym nagraniem? Czy też może syndrom wstydzę-się-czego-słuchałem-w-liceum nie pozwala nam przejść obok nich bez bezlitosnego kopnięcia? Choć obwołani klasykami już w momencie swoich największych sukcesów, za wcześnie jest chyba jeszcze by faktycznie ich za takowych uważać. Na modę na wczesne lata zerowe przyjdzie jeszcze czas, a tymczasem ich najwięksi bohaterowie wiodą ciężki żywot.
7 lipca 2011
HJALTALÍN Terminal, [2010] Isound || Hjaltalín to kolejny wszechstronny zespół z Islandii, który zdobył światowe uznanie. Wprawdzie zawsze gdzieś w cieniu Sigur Rós czy Björk, ale udało się im wypracować własny styl i trafić w upodobania muzyczne rzeszy odbiorców. Pierwsza płyta ośmioosobowej formacji z Reykjaviku, Sleepdrunk Seasons, była bardzo spójną kompilacją poszukiwań słońca na wulkanicznej wyspie. Pewnie dlatego zawsze tak przyjemnie mi się jej słucha. Wydany w 2010 roku Terminal miał być potwierdzeniem wszechstronności i dojrzałości debiutu zespołu. W błyskawicznym tempie wyprzedził solowy album Jónsiego z Sigur Rós czy kolejny fantastyczny krążek Múm w boju o Icelandic Music Awards 2010, po czym Hjaltalín zostali okrzyknięci godnymi następcami tychże właśnie artystów. Dla mnie ta ocena jest bardzo na wyrost, gdyż Terminal mimo że jest płytą dobrą, to jednak chaotyczny zbiór, nie do końca przemyślanych ambicji.
5 lipca 2011
GREENWHICH TEA PARTY EP I, [2011], self-released || Przez ostatnie miesiące zauważyłam, że spośród mniej znanych zespołów najbardziej przyciągają mnie te tonące albo przynajmniej pływające po morzu melancholii. Greenwich Tea Party należy raczej do tych drugich, chociaż w odpowiednich warunkach panowie są w stanie wyrzucić nas za burtę. To kawałek smutnej, ale pięknej muzyki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)