29 października 2019


THOM YORKE ANIMA, [2019] XL || Wielkomiejskie wyalienowanie, poczucie czającej się gdzieś w tle państwowej biurokracji, która nie przekłada się jednak na rozwiązywanie realnych problemów, automatyzacja życia, zapętlająca je do cichej, codziennej męczarni, wszystko to zalane bladym światłem sączącym się z wszystkich naszych smart-urządzeń. Wizja pozornie dystopijna, ale istniejąca już tu i teraz, za cienką zasłoną rzeczywistości. Nie wydaje się więc przypadkiem, że wizualny towarzysz "ANIMY", krótki, netflixowy film w reżyserii Paula Andersona, dzieje się w Pradze, mieście pełnym nie tylko dusznych, kafkowskich tradycji, ale i współczesnego społeczeństwa, które wydaje się być na progu totalnej dezintregracji.

Wizualny aspekt nowego albumu Thoma Yorke'a ciąży nad nim silnie, jednocześnie ratując go przed stoczeniem się do bajecznie wyprodukowanego, lecz przeintelektualizowanego niebytu. Yorke zwyczajowo operuje bardziej emocjonalną niż intelektualną analizą, końcowy efekt wymaga podania właściwego kontekstu, którym staje się właśnie wizualnie dopełnienie płyty, czy to w postaci zestawu skojarzonych barw, czy wspomnianego filmu. Pomijając solowy debiut Thoma Yorke'a, który z dzisiejszej perspektywy mieści się gdzieś pomiędzy ówczesnym Radiohead a avant-popowym potencjałem, a którego kontynuacją wydaje się być raczej płyta Atoms For Peace, jego albumy silnie pracują z własną obrazowością. "Suspiria" czyni to w sposób naturalny, ale broni się i jako całość niezależna od filmu, który ilustruje. "Tomorrow's Modern Boxes" pozostaje zaś jego najbardziej satysfakcjonującym dokonaniem ponieważ kreuje swój własny, niezwykle plastyczny świat wyłącznie przy pomocy muzycznych środków. Zredukowana do nich "ANIMA" może zaś zawodzić.


Poza dystopijnym techno "Traffic" i niesamowitym tąpnięciem "Not The News", zdecydowanie najpełniejszego utworu na płycie, który sięga po wykorzystanie smyczków w najlepszym duchu "A Moon Shaped Pool", album spływa się w snujący się podkład pod senne monologi Yorke'a. Okazjonalnie wypływają na powierzchnię fragmenty obszernej mitologii Radiohead ("Dawn Chorus"), szczególnie zaś pod koniec, dzięki odważniejszym manifestacjom żywego basu czy perkusji ("Impossible Knots"), kompozycje zaczynają nabierać śpiewnie piosenkowych rumieńców. Większość "ANIMY" brzmi jednak niczym minimalistyczny spoken-word na podkładzie z instrumentalnych interludiów rodem z "Kid A", migotliwe detale tego dość szarego świata ujawniają się dopiero przy bardzo uważnym i intymniejszym kontakcie. By w pełni docenić te impresje na temat izolacji trzeba więc samemu się dość solidnie wyizolować od otoczenia. Na szczęście Yorke nie jest starcem krzyczącym na chmury, który nie rozumie dzisiejszej rzeczywistości, jego obserwacje są na emocjonalnym poziomie niepokojąco trafne a codzienne lęki uniwersalnie nam bliskie. 7/10 [Wojciech Nowacki]