AUTUMNIST Sound Of Unrest, [2013] Starcastic / Deadred Records || Interesującym jest fakt, jak ciekawa i prężna, choć przecież stosunkowo niewielka, jest słowacka scena elektroniczna. Zwłaszcza w porównaniu z polską. Podobno każdy twórca muzyki elektronicznej na Słowacji chce brzmieć jak Amon Tobin i bynajmniej nie jest to opinia dyskredytująca. Wystarczy przesłuchać choćby wydawnictwa labelu Exitab, by uświadczyć światowego poziomu.
Vlado Ďurajka już ponad dekadę temu tworzył pod szyldem Abuse stylową muzykę, przekraczającą podziały gatunkowe a jednocześnie spójną i relaksującą. Charakterystyczną soundtrackową atmosferę zapowiadała już EP „Sleepfields”, jednak największego jak do tej pory uznania doczekał się album wydany pod nowym pseudonimem Autumnist. Odmienne stylistyki nadal służyły wykreowaniu spójnego klimatu, któremu też podporządkowana była niebanalna piosenkowość materiału „The Autumnist”. W przeciwieństwie jednak do Abuse Ďurajka ograniczył tutaj ilość sampli na rzecz żywych instrumentów, osiągając kolejny stopień wyrafinowania.
Na kolejny album Autumnist musieliśmy czekać aż cztery lata. Opłaciło się, gdyż „Sound Of Unrest” posiada tylko jedną wadę, licząc nieco ponad pół godziny pozostawia wielki niedosyt, będąc jednak albumem bardzo kompaktowym i skończonym. Już otwierająca „Tunguska” oferuje nam filmową atmosferę kontrowaną udanym bitem, hipnotyczny „Some Ground” wyraźnie odwołuje się do tradycji trip-hopu, „Bogeyman” do nu-jazzu spod znaku Bonobo, „Rehash” dzięki udziałowi koszyczan z Jelly Belly pobrzmiewa shoegaze’em, a to tylko najbardziej oczywiste tropy przewijające się przez te złożone, lecz piosenkowe kompozycje.
Nie tylko ograniczenie sampli na rzecz żywych instrumentów uwypukla piosenkowy charakter większości materiału. Dodatkowego ciepła i emocji dodają mu wokale a wielką ich zaletą jest to, że są to praktycznie wyłącznie męskie głosy. Kobiece wokale w tego typu muzyce wydają mi się coraz bardziej banalne i podobne do siebie a silenie się na oryginalny żeński głos często okazuje się niestrawne w skutkach. Richard Imrich, Oleg Tera i Boris z Jelly Belly prezentują zbliżone, mruczące i inwazyjne wokale, dodatkowo potęgując napięcie emocjonalne „Sound Of Unrest”.
Ten krótki album jest bowiem niezwykle intensywny, co słychać już w singlowym „A Distant Speck”, miejscami niepokojący, jak w kolejnym singlu „Tiny Bit”, często udanie gradujący napięcie, jak w hipnotycznym „Some Ground”. „Sound Of Unrest” to światowy poziom, zero nudy i absolutnie stylowe ujęcie wszystkiego co w elektronice niekoniecznie najmodniejsze, ale z pewnością najlepsze. Jeśli komuś się spodoba, to warto by postarał się o płytę na fizycznym nośniku. Choć w Czechach i na Słowacji coraz częstszym zjawiskiem w alternatywnych kręgach jest wydawanie muzyki wyłącznie w postaci i na winylu, to „Sound Of Unrest” otrzymać możemy też na płycie kompaktowej, w pięknej, ręcznie drukowanej okładce z ekologicznego kartony. Na którym dodatkowo rozczula, niewiarygodny dla Polaków, logo słowackiego Ministerstwa Kultury, jako jednego ze sponsorów tego wydawnictwa. 8/10 [Wojciech Nowacki]