JAGA JAZZIST Live With Britten Sinfonia, [2013] Ninja Tune || Jednym z najlepiej przeze mnie wspominanych koncertów jest poznański występ Jaga Jazzist w ramach trasy promującej ich ostatni jak do tej pory album “One-Armed Bandit”. Wciągające kompozycje, instrumentalne eksplozje, kontrolowane emocje oraz widoczna radość muzyków ze wspólnego grania i świetny kontakt ze słuchaczami zapewniły pamiętny wieczór w dusznej atmosferze Eskulapa.
Jaga Jazzist to jedno z najciekawszych i najwartościowszych zjawisk nu-jazzu. Dziewięcioosobowa grupa znakomitych instrumentalistów, pod wodzą Larsa Horntvetha, daleka jest bowiem od relaksującej muzyki do windy, popołudniowej sjesty i wieczorów przy winie. Nu-jazz w ich wykonaniu to wyrafinowany konstrukt, w którym John Coltrane spotyka się z Tortoise a jazzowe instrumentarium przecina się z elektroniką i post-rockowymi figurami. Szczególnie dwie płyty, melodyjna „A Livingroom Hush” i najbardziej eksplorująca połamane terytorium post-rocka „What We Must”, należą już do obowiązkowych klasyków. Ale nie ustępuje im wspomniany „One-Armed Bandit” włączający z kolei w ich struktury elementy rocka progresywnego.
„Live With Britten Sinfonia” to pierwszy album koncertowy Jaga Jazzist, ale jak można się domyśleć prezentujący formację w wyjątkowej odsłonie, bowiem w towarzystwie orkiestry symfonicznej. Tego typu albumów było oczywiście w historii muzyki już wiele, czy warto zatem sięgnąć po symfoniczną płytę Norwegów? Oczywiście. „Live With Britten Sinfonia” można ewentualnie potraktować jako swoisty the best of, skupiający się jednak tylko na bardziej wyrafinowanej stronie Jaga Jazzist, z naciskiem na kompozycje z „One-Armed Bandit”. Jednak przede wszystkim prezentuje znane już utwory wreszcie w ubogaconych wersjach.
Specyfiką muzyki Jaga Jazzist jest jej złożoność i niemal matematyczna precyzja wykonania. Choć budzi autentyczne emocje to jest jednak perfekcyjnie zaprojektowana. Wbrew pozorom nie ma tutaj zatem możliwości i miejsca na jazzowe improwizacje. Horntveth ściśle kontroluje swoje kompozycje, pozwalając zespołowi ewentualnie na elementy wyciszenia i przedłużania motywów, nigdy jednak na szaleńcze free-eskapady.
Dodatek w postaci orkiestry jest zatem jedną z niewielu możliwości wzbogacenia tej muzyki o nowe elementy. Rzecz jasna najczęściej pełni ona funkcję dodatkowego instrumentu, ale o tym jak doskonale poradziła sobie z samodzielnym imitowaniem brzmienia Jaga Jazzist, można się przekonać na początku pełnej piętnastominutowej wersji „One-Armed Bandit”. Jak większość albumów koncertowych, ten pozostaje zasadniczo pamiątką dla fanów. Szkoda tylko, że nie ukazał się jako DVD, z pewnością bowiem robiłby większe wrażenie, takie, na jakie Jaga Jazzist w pełni zasługuje. 7/10 [Wojciech Nowacki]