30 maja 2013


THE NATIONAL Trouble Will Find Me, [2013] 4AD || Mam problem z The National. Lubi臋 “High Violet”, ale olbrzymi sukces tej p艂yty zawsze mnie zastanawia艂. D艂ugo do mnie dociera艂a i dopiero teraz, przez por贸wnanie z „Trouble Will Find Me”, w pe艂ni wida膰, 偶e jest to album klasyczny. Tymczasem o nowym wydawnictwie ci臋偶ko powiedzie膰 co艣 wi臋cej ni偶 to, 偶e jest przyjemne.

Za to naprawd臋 przyjemne. Po pierwszym ods艂uchaniu od razu pomy艣la艂em, 偶e to dobra p艂yta, z艂apa艂a mnie zatem szybciej ni偶 „High Violet”. Schody zacz臋艂y si臋 przy dalszym si臋 w ni膮 zag艂臋bianiu. Satysfakcja z obcowania z „Trouble Will Find Me” jest spora, jest to album do kt贸rego chce si臋 wraca膰. By膰 mo偶e dlatego, 偶e jest po prostu przyjemny.

Dominuj膮c膮 jego cech膮 jest jednorodno艣膰. Zarazem jest to najwi臋ksza r贸偶nica w stosunku do poprzednika. Na nowym albumie zasadniczo wszystkie utwory utrzymane s膮 w jednym, 艣rednim tempie, Matt Berninger niemal ca艂y czas 艣piewa tak samo, korzystaj膮c z jednego patentu na frazowanie wers贸w i po艂膮czenia rym贸w. Za najwi臋ksz膮 wokaln膮 wpadk臋 uzna膰 nale偶y refren „Demons” i balansuj膮ce na granicy za艂amania zani偶anie g艂osu. Reszta p艂yty to jednak koj膮ce i nieinwazyjne mruczenie. Berninger m艂odym Cohenem?

Niezaprzeczalnym atutem „Trouble Will Find Me” jest 艣wietna produkcja. Ju偶 w otwieraj膮cym „I Should Live In Salt” czu膰 przestrze艅, fina艂 „This Is The Last Time” pi臋knie wzbogaca 偶e艅ski wokal, stylistycznie za艣 wyr贸偶nia si臋 soft-rockowy „Pink Rabbits”. Na szcz臋艣cie p艂yta nie jest na tyle jednowymiarowa, by nie m贸c na niej znale藕膰 zdecydowanych highlight贸w.


Pe艂en energii (jak na The National oczywi艣cie) „Sea Of Love” to bezdyskusyjnie 艣wietny wyb贸r na singiel, poprzedza go jednak kr贸tki „Fireproof”, delikatny, opleciony pi臋kn膮 gitar膮, ale z niesamowitym nerwem i graduj膮cym napi臋ciem. Urokliwie prezentuj膮 si臋 wspomniany ju偶 „This Is The Last Time” oraz „I Need My Girl”. Ukoronowaniem p艂yty jest jednak wspania艂e „Humiliation” z fajnie lej膮cym si臋 refrenem, 艂kaj膮c膮 gitar膮 i ch贸rkami w ko艅c贸wce.

O c贸偶 wi臋c chodzi? Czy naprawd臋 偶yjemy w czasach, gdy jedna z podstawowych warto艣ci wynikaj膮cych ze s艂uchania muzyki, czyli zwyczajna przyjemno艣膰 z ni膮 obcowania, to za ma艂o? Musimy by膰 stale zaskakiwani, bombardowani hookami, nowatorstwem, eksperymentami dla czystego eksperymentowania? Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuj臋 czasem spokoju, odpoczynku i ukojenia. Nawet w muzyce. I oto chyba tajemnica The National. „Trouble Will Find Me” nie jest p艂yt膮 tak znacz膮c膮 jak „High Violet”. Jej jednorodno艣膰 to dla wielu jej g艂贸wna s艂abo艣膰, lecz tak naprawd臋 jest to 艣wiadectwo r贸偶nicy w stosunku do poprzedniczki. Klasycznie pi臋kne „Trouble Will Find Me” to album, kt贸ry si臋 nie zestarzeje. A nie jestem pewien czy taki sam los czeka „High Violet”. 7/10 [Wojciech Nowacki]

28 maja 2013


TRUPA TRUPA ++, [2013] wydawnictwo niezale偶ne || Od czasu „Bia艂ych wakacji” nie pojawi艂a si臋 w moim odtwarzaczu polska p艂yta, kt贸r膮 bym by艂 zdolny zap臋tla膰 na ci膮g艂ym powtarzaniu. Nie s艂ucham muzyki kompulsywnie, podobnie jak nawet najlepszych ksi膮偶ek nie czytam kilka razy pod rz膮d. Czasem jednak pojawiaj膮 si臋 albumy, kt贸re zmuszaj膮 do kolejnego przes艂uchania, kolejnego i kolejnego. I oto jest „++”, kt贸ry to tytu艂 pozwalam sobie interpretowa膰 nie jako turpistyczne nagrobki, lecz podprogowy przekaz nakazuj膮cy dwoma plusami dodawa膰 kolejne ods艂uchy.

Wzbraniam si臋 przed por贸wnywaniem Trupy Trupa do 艢cianki. Cho膰 to zesp贸艂 tr贸jmiejski i m艂ody, to na swym drugim albumie ma ju偶 w艂asny i w pe艂ni wykszta艂cony j臋zyk. Jego umiej臋tno艣ci kreacji nie potrzebuj膮 podpierania si臋 legendami alternatywy. Kontekst 艢cianki jest jednak o tyle wa偶ny, 偶e dotyczy mnie osobi艣cie. W du偶ym uproszczeniu, ale od dawna (od dekady?) uwa偶a艂em, 偶e w polskiej muzyce gitarowej jest tylko 艢cianka, a potem d艂ugo, d艂ugo nic. Swego czasu szans臋 mia艂y Mordy, ostatnio Kristen zab艂ys艂o „An Accident!”. Dzi艣 to Trupa Trupa jest kolejnym ciosem w brzuch ba艂wochwalcom, kt贸rzy z wolna pojmuj膮, 偶e kurczowe i przed艂u偶aj膮ce si臋 oczekiwanie na listopad traci sens. Dzi臋kuj臋.

EP” oraz „LP” mo偶na by艂o jeszcze traktowa膰 jako sympatyczn膮 zabaw臋 m艂odzie偶y z gitarami. R贸偶nica mi臋dzy tymi wydawnictwami i bij膮cym pewno艣ci膮 siebie „++” jest kolosalna. Ta samo艣wiadoma muzyka, pe艂na r贸偶nych, lecz dalekich od prostego cytowania, inspiracji, zamyka si臋 ledwie w 38 minutach. Cho膰 zamkni臋cie to jest w gruncie rzeczy otwarte, natychmiast bowiem chcemy wraca膰 do pocz膮tku. Efekt ten by膰 mo偶e powoduje umieszczenie dw贸ch najmocniejszych utwor贸w na pierwszym i ostatnim indeksie.



Sam pocz膮tek „I Hate” mo偶e nam lekko zazgrzyta膰, narzucone tempo kompozycji skutkowa膰 bowiem mo偶e trudno艣ciami dykcyjnymi. Szybko okazuje si臋, 偶e Trupa Trupa na szcz臋艣cie nie raczy nas zasadniczo polisz inglisz, k艂ad膮cym cz臋sto nawet najbardziej interesuj膮ce polskie przedsi臋wzi臋cia muzyczne (vide: Plum). Cyrkowe klawisze zgrabnie oplataj膮 niemal beztrosko wy艣piewywany hymn hejterstwa. Dysonans? Niekoniecznie, afirmacja nienawi艣ci ukazuje si臋 tu bowiem jako niezwykle wyzwalaj膮ce uczucie. Co fantastycznie podkre艣la druga cz臋艣膰 utworu, rozwijaj膮ca si臋 w transowy noise z najwy偶szej p贸艂ki, okraszony moj膮 ulubion膮 tr膮bk膮 Tomasza Zi臋tka, a zamiast banalnego post-rockowego schematu wyciszenia utw贸r ko艅czy si臋 nag艂ym, brutalnym zerwaniem. I cisza. Fantastyczny, poruszaj膮cy patent.

„Exist” to ju偶 zupe艂nie inny wymiar muzyki Trupy Trupa. Ponad pi臋ciominutowa kompozycja to w kategoriach tego zespo艂u wyczyn niemal epicki. Przypominaj膮c nieco d艂u偶sze utwory Yo La Tengo (rodem z drugiej po艂owy p艂yty „Popular Songs”) urokliwie rozp臋dza si臋 w stron臋 satysfakcjonuj膮cego fina艂u i ch臋ci prze偶ycia ca艂ej tej opowie艣ci raz jeszcze. A jest co prze偶ywa膰 pomi臋dzy tymi dwoma utworami. Nie tylko w gorzkiej, lecz uzale偶niaj膮co podanej warstwie lirycznej. Muzycznie bowiem odnajdywa膰 mo偶emy na „++” kolejne mrugni臋cia okiem w stron臋 najlepszych tradycji alternatywy, wydawa艂oby si臋 niekoniecznie pasuj膮cych do tak funeralnych tre艣ci. „Over” zanim rozp艂ynie si臋 w d臋ciakach brzmi niemal jak dansingowy walczyk. Powiew nadmorskiego rock’n’rolla w „Miracle” rozcina gitara a’la Sonic Youth. Gara偶owy punk us艂yszymy w „See You Again”, motoryka „Dei” za艣 kojarzy膰 si臋 mo偶e z podr臋cznikowym stoner rockiem.

My艣l o Yo La Tengo szczeg贸lnie silnie daje o sobie zna膰 w urokliwym pocz膮tku „Here And Then”. I cho膰 utwory te nie s膮siaduj膮 ze sob膮, to „Home” wydaje si臋 by膰 muzycznie jego bezpo艣redni膮 kontynuacj膮. Typow膮 艣ciankow膮 mgie艂k膮 mog艂aby by膰 piosenka „Felicy”, bazuj膮ca na pi臋knej gitarze i mruczanym wokalu. Oszcz臋dny „Influence” jest z kolei jedynym utworem na p艂ycie, kt贸ry m贸g艂by by膰 ewentualnie zdefiniowany jako radioheadowy.

Zaskakuj膮co dobry materia艂, olbrzymi potencja艂 i wielka nadzieja na przysz艂o艣膰. Oto w艂a艣nie Trupa Trupa. Sam album nale偶y za艣 do tej kategorii p艂yt, kt贸re wydaj膮 si臋 nieodzowne w pewnych momentach 偶ycia. Na dzieci艅stwo mamy „Uwaga! Jedzie tramwaj”, na gniew „Pana Planet臋”, na 艣mier膰 „++”. 8/10 [Wojciech Nowacki]

24 maja 2013


VAMPIRE WEEKEND Modern Vampires Of The City, [2013] XL Recordings || Lubi臋 Vampire Weekend. Wydaj膮 si臋 by膰 niesamowicie sympatyczn膮 grup膮 i cho膰 by艂o w ich muzyce co艣 lekko irytuj膮cego, to w przedziwnie pozytywny spos贸b. Debiut momentami brzmi jak Tercet Egzotyczny na amfetaminie, wra偶enie to jest nieco s艂absze na „Contrze”, kt贸r膮 d艂ugo mia艂em za ten lepszy album. Szale艅czo afirmatywne „Cousins” czy zaskakuj膮ca historia „Diplomat’s Son” to jedne z najja艣niejszych punkt贸w w ich repertuarze. Z czasem jednak okaza艂o si臋, 偶e to w艂a艣nie na „Vampire Weekend” tych punkt贸w jest po prostu wi臋cej. Charakterystyczne karaibsko-tropikalne brzmienie niezaprzeczalnie stale dominuje, prostota debiutu i „Contry” stawia jednak te albumy w pewnej opozycji do „Modern Vampires Of The City”.

Prostota muzyki Vampire Weekend jest oczywi艣cie pozorna, nie dotyczy bowiem kompozycji, pobie偶nie weso艂kowatych a w istocie niebanalnych, lecz stosunkowo oszcz臋dnych aran偶acji. Przy tak wysokim st臋偶eniu energii dodatkowe smaczki i ozdobniki nie wydaj膮 si臋 konieczne. Trzeci album Vampire Weekend przynosi subteln膮, ale zauwa偶aln膮 odmian臋. Klisza „dojrza艂o艣ci” pr臋dzej czy p贸藕niej pojawia si臋 g艂贸wny epitet w dyskografii ka偶dego zespo艂u. Mo偶na j膮 zastosowa膰 te偶 do podsumowania „Modern Vampires Of The City”, cho膰 w istocie sprawa jest bardziej skomplikowana. P艂yta idealnie bowiem odpowiada stanowi przedpro偶a dojrza艂o艣ci, kt贸ry trapi dzi艣 ka偶dego niemal-trzydziestolatka.

I’m not exited, but should I be? 艣piewa Ezra Koenig w rozp臋dzonej piosence “Unbelievers”. Z czego si臋 cieszy膰 w obliczu doros艂o艣ci? Ze studenckich wspomnie艅 wyp艂ywa pozornie pe艂en si艂y wniosek I’m stronger now, I’m ready for the house, I can’t do it alone (“Step”). Muzycy Vampire Weekend, w wi臋kszo艣ci rocznik ’84, nie s膮 ju偶 inteligencko-hipsterskimi studentami elitarnych uczelni. Ka偶dego, nawet ich, dopada bowiem ten moment, w kt贸rym Nobody knows what the future holds („Diane Young”). W „Don’t Lie” znajdziemy jeszcze motyw tykaj膮cego zegara i ca艂ego 偶ycia przed sob膮, kt贸re to spostrze偶enie nie brzmi bynajmniej optymistycznie. Ca艂o艣ci obrazu dope艂nia krytyka, czy te偶 mo偶e rozczarowanie Ameryk膮, wyra偶one jednak nie ze z艂o艣ci膮, lecz ze smutkiem („Ya Hey”).


Album rozpoczyna 艂agodna piosenka „Obvious Bicycle”, jednak ju偶 w niej mo偶na doszuka膰 si臋 ciekawostek w tle. 呕ywsze utwory s膮 tradycyjnie dla Vampire Weekend rozp臋dzone, lecz nie s膮 ostre. Szybkie, marszowe tempa i rosn膮ca liczba aran偶acyjnych zabieg贸w zaczyna kojarzy膰 si臋 z Arcade Fire, bezb艂臋dna i zawrotnie szybka momentami dykcja wokalisty przypomina膰 za艣 mo偶e Everything Everything. Mimo drobnych analogii nie ma jednak w膮tpliwo艣ci co do tego czyj to album. Warto te偶 zwr贸ci膰 uwag臋 na to, jak wielk膮 rol臋 w jego tworzeniu odegra艂 Rostam Batmanglij jako wsp贸艂kompozytor, wsp贸艂producent, in偶ynier d藕wi臋ku, aran偶er sekcji d臋tej i smyczkowej, drugi wokalista, czy projektant ok艂adki.

Na „Modern Vampires Of The City” nie tylko silnie zosta艂 zredukowany afryka艅ski powiew poprzednich p艂yt, wyczuwalny praktycznie jedynie w ch贸rkach. Nie znajdziemy tu r贸wnie偶 jednoznacznych i natychmiastowych przeboj贸w, mo偶e poza singlowym „Diane Young”, w kt贸rym Koenig wyrzuca z siebie kolejne baby, baby, baby, baby niczym m艂ody Robert Plant w najlepszych latach. Oznacza to jednak tylko tyle, 偶e album jest niesamowicie sp贸jny. Idealnie s艂ucha si臋 go jako ca艂o艣ci, cho膰 przy ostatnich d藕wi臋kach mo偶e ju偶 dopa艣膰 nas zm臋czenie. Czym? Ci膮g艂ym, 43-minutowym u艣miechem, kt贸ry towarzyszy mi ka偶demu jego przes艂uchaniu. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]

22 maja 2013


W przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci, tego wieczoru prze偶y艂am sw贸j pierwszy raz. Pierwsze bliskie spotkanie z klubem Desdemona w Gdyni.  Bardzo fajne miejsce  i  teraz na pewno b臋dzie mnie tam wi臋cej.  Ale do rzeczy… Na Abrahama trafi艂am oko艂o godziny 20:00 i dowiedzia艂am si臋 偶e supportuj膮cy Cinemon zesp贸艂 ma godzinn膮 obsuw臋. Tak wi臋c w klubowym ogr贸dku chillowali艣my podczas gdy tr贸jmiejska kapela Pretty Scumbags robi艂a na dole pr贸b臋 generaln膮.

Na szcz臋艣cie nikt nie zasn膮艂 podczas wdychania nadmorskiego jodu i oko艂o 21:00 niezbyt wielka liczba os贸b uda艂a si臋 do 艣rodka aby wys艂ucha膰  wspomnianej grupy. Ca艂kiem mi艂e to by艂o dla ucha, chocia偶 basista wygl膮da艂 jakby by艂 tam za kar臋 lub mia艂 rozwolnienie, bo sta艂 sztywny jak k艂oda. Jakby ba艂 si臋 偶e co艣 mu wyleci z nogawki. Strasznie mnie to irytowa艂o bo jestem wielbicielk膮 basist贸w kt贸rzy rz膮dz膮 na scenie. No ale na muzyk臋 nie ma co narzeka膰, by艂o fajnie.

fot. Dominika Filipowicz
Gdy zbli偶a艂a si臋 godzina 22:00 na scen臋 wkroczy艂y trzy gwiazdy wieczoru z Krakowa. Jedna pozby艂a si臋 but贸w i na najbli偶sz膮 godzin臋 zasiedli艂a jajowaty dywanik  w kolorze piaskowym. Mowa o najm艂odszym w grupie - Kubie Traczu - dzier偶膮cym w swych d艂oniach instrument nazywaj膮cy si臋 bas. Brakowa艂o mi tylko kilku gar艣ci piasku pod jego stopami…

fot. Dominika Filipowicz
Kiedy zacz臋li wygrywa膰 pierwsze d藕wi臋ki utworu „Messenger”, u艣miech mimowolnie pojawi艂 si臋 na mojej twarzy a stopy (na pocz膮tek jedna, bez nonszalancji) zacz臋艂y wystukiwa膰 rytm. Ich EPki s艂ucha艂am wiele razy ale koncert  to zupe艂nie inna jako艣膰. Z rock`n`rollem jest tak samo jak z jazz`em – najwi臋ksze wra偶enie robi gdy s艂ucha si臋 go na 偶ywo. Moje nogi dla przyk艂adu, po dw贸ch kawa艂kach zyska艂y 艣wiadomo艣膰 i s艂uch i poprowadzi艂y mnie przed mur ludzi trzymaj膮cych r臋ce w kieszeniach. Nawet 艣piewa艂am sobie refren utworu „Na Na Na”, nie by艂o to co prawda trudne bo brzmi on tak samo jak tytu艂, ale pozwol臋 sobie pochwali膰 si臋 swoim za艣ciankowym wyst臋pem, a co!

Opr贸cz utwor贸w z „Three Days EP”, ch艂opcy zagrali kilka nowych kawa艂k贸w, kt贸re ju偶 niebawem uka偶膮 si臋 na najnowszej p艂ycie Cinemon. Dwa z nich mo偶na odnale藕膰 ju偶 w sieci, a mowa o „Remember Me” oraz „Nobody`s Gonna Put Out The Fire”. Przyznaj臋, 偶e jestem psychofank膮 tego ostatniego i ze zniecierpliwieniem czeka艂am na te d藕wi臋ki podczas niedzielnego koncertu w Gdyni. I to jest w sumie jedyny kawa艂ek, kt贸ry zar贸wno s艂uchany w audio jak i na 偶ywo, wprowadza s艂uchacza w trans.

fot. Dominika Filipowicz
Pojawi艂y si臋 te偶 dwa covery norweskiej formacji Big Bang oraz cinemonowa wersja „Smooth” z repertuaru L.Stadt. Micha艂 przywi贸z艂 ze sob膮 a偶 pi臋膰 gitar, kt贸re co jaki艣 czas zmienia艂 na potrzeby poszczeg贸lnych kawa艂k贸w. Jednak robi艂 to tak sprawnie, 偶e nawet si臋 tego nie odczuwa艂o. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e Kuba Pa艂ka nie zabra艂 ze sob膮 kilku zestaw贸w perkusyjnych bo w贸wczas koncert m贸g艂by si臋 nieco wyd艂u偶y膰. A je艣li o d艂ugo艣膰 chodzi to by艂o zdecydowanie za kr贸tko!

W przeciwie艅stwie do Pretty Scumbags, Cinemon pokaza艂 co to znaczy by膰 zgranym zespo艂em. Niby tam przy ka偶dej okazji o tym wspominaj膮 ale co mo偶e by膰 lepszym testem ni偶 wsp贸lny koncert? W dodatku ca艂a tr贸jka jest niezwykle energiczna. Zwykle m贸wi si臋 w przypadku tej grupy o charyzmatycznym wokali艣cie, i rzeczywi艣cie jest to prawda, natomiast r贸wnie偶 Kuba P. oraz Kuba T. pokazuj膮, 偶e drzemie w nich bezkompromisowa rock`n`rollowa dusza.

Ci, kt贸rzy mieli okazj臋 a si臋 nie wybrali, mog膮 bardzo mocno 偶a艂owa膰,a do pozosta艂ych kt贸rzy byli mam tylko jeden apel: ruszajcie si臋 wi臋cej na takich koncertach bo to nie recital! A poza tym na Facebook`owym fanpage`u Micha艂 napisa艂, 偶e kiedy艣 przeprowadz膮 si臋 do Gdyni i b臋d膮 grali cz臋sto koncerty w Desdemonie, tak偶e trzymamy za s艂owo! [Agnieszka Hirt]

19 maja 2013


LANA DEL REY Paradise EP, [2012] Interscope || Biedna Lana. Emocje wok贸艂 jej osoby oraz ubieg艂orocznego debiutu-nie-debiutu ju偶 zdecydowanie opad艂y. Status quo na dzi艣 wygl膮da tak, 偶e Lan臋 si臋 uwielbia albo si臋 jej nie znosi. Niew膮tpliwym sukcesem jest zebranie sporej i oddanej bazy fan贸w, bazy jednak zamkni臋tej. W tej chwili ci臋偶ko wyobrazi膰 sobie artystyczny b膮d藕 marketingowy ruch, kt贸ry nagle przekona艂by rzesz臋 przeciwnik贸w kreacji jak膮 jest Lana Del Rey.

Zw艂aszcza w obliczu kolejnych nieprzemy艣lanych ruch贸w. Do wykazu „wpadek” doliczy膰 mo偶na kolejne, cho膰 ju偶 nie tak efektowne jak sztuczne usta, lecz po ludzku denerwuj膮ce. Polscy fani z pewno艣ci膮 wiedz膮, 偶e 2 czerwca Lana Del Rey wyst膮pi w Warszawie. Oczywi艣cie, 偶e wiedz膮, w ko艅cu bilety na ten koncert (najta艅sze za 120 z艂) s膮 ju偶 dawno wyprzedane. Nigdy nie by艂em na Torwarze, mog臋 si臋 zatem myli膰, ale zak艂adam, 偶e jest to hala zdolna pomie艣ci膰 kilka tysi臋cy os贸b.

13 kwietnia Lana wyst膮pi艂a w Pradze w ramach… Electronic Beats Festival. Znamy formu艂臋 tego objazdowego, jednodniowego mini-festiwalu muzyki elektronicznej, niedawno go艣cili艣my w jego ramach w Poznaniu Modeselektor i Dizzee’go Rascala. Na praskie og艂oszenie soczystym WTF zareagowali wszyscy. Fani elektroniki i stali bywalcy EBF w oczekiwaniu na innych wykonawc贸w poradzi膰 sobie musieli z gwiazd膮 zupe艂nie nie pasuj膮c膮 do tradycyjnego line-upu oraz dzikim t艂umem jej fan贸w. T艂um ten bowiem wykupi艂 bilety bodaj w ci膮gu jednego dnia, a dodajmy, 偶e ich cena wynosi艂a 350 K膷, czyli nieca艂e, uwaga, 60 z艂! Dodajmy jeszcze, 偶e Divadlo Archa goszcz膮ce to wydarzenie, jest miejscem bardzo przyjemnym i uznanym na praskiej mapie koncertowej, ale zdolnym pomie艣ci膰 kilkaset os贸b.

Sytuacja ta, a zw艂aszcza por贸wnanie polskich i czeskich warunk贸w, nie wymaga wi臋kszego komentarza. Na marginesie zaznaczy膰 jednak trzeba, 偶e o doborze wykonawc贸w na poszczeg贸lne edycje EBF we wszystkich krajach nie decyduj膮 lokalne oddzia艂y T-mobile, lecz niemiecka centrala g艂贸wnego sponsora. Dziwni ci Niemcy. W ka偶dym razie wiem z pierwszej r臋ki, 偶e koncert by艂 udany, cho膰 dziewcz臋ta piszcza艂y a Lana za艣piewa艂a ledwie 8 piosenek. Ale 艣piewa膰 umie.


Marketingowo jednak nale偶y uzna膰 to wydarzenie za pora偶k臋, kt贸re tylko umocni艂o fan贸w i przeciwnik贸w Lany Del Rey na swych wrogich pozycjach. Mnie osobi艣cie bardziej wkurzy艂a totalnie przeze mnie znienawidzona praktyka wytw贸rni p艂ytowych p.t. „Wydajmy jeszcze raz to samo, tylko z bajerami”. „Born To Die” ukaza艂o si臋 u nas w po偶al-si臋-bo偶e polskim wydaniu, wersji tradycyjnej, cho膰 ju偶 s艂abiej dost臋pnej, oraz digipakowej edycji deluxe z dodatkowymi trzema utworami. I ok, dla ka偶dego co艣 mi艂ego. Wydanie par臋 miesi臋cy p贸藕niej „Born To Die: Paradise Edition”, czyli podstawowej wersji albumu plus dodatkowego dysku z nowymi utworami, by艂o grub膮, grub膮 przesad膮 i klasycznie bezczelnym wyci膮ganiem pieni臋dzy.

Ok, wydaj臋 na p艂yty kosmiczne czasem sumy pieni臋dzy, ale nie jestem (a偶 tak) szalony i Rajskiej Edycji powiedzia艂em nie. Tym bardziej, 偶e by艂o to dzia艂anie wytw贸rni a nie samego artysty, o czym 艣wiadczy fakt wydania epki „Paradise” jako samodzielnego wydawnictwa, ale tylko w Stanach Zjednoczonych (czyli casus Lady Gagi i jej „The Fame Monster”). Niech zatem Trzeci 艢wiat wydaje bez sensu pieni膮dze.

Ale, o rado艣ci, pewnego dnia w jednym z moich ulubionych praskich sklep贸w z u偶ywanymi p艂ytami wzrok m贸j pad艂 na „Paradise” w艂a艣nie. Oryginalne, ameryka艅skie, samodzielne wydanie, w idealnym stanie i za 艣mieszn膮 cen臋. Jak zwykle w takim momencie obla艂em si臋 rumie艅cem ekscytacji niczym hiszpa艅ski kr贸l poluj膮cy na s艂onie, w efekcie zatem mog臋 z czystym sumieniem napisa膰 par臋 s艂贸w o p艂ycie, kt贸ra nie ma prawa istnie膰 na naszym kontynencie.


„Paradise” to w praktyce minialbum, 8 utwor贸w z kt贸rymi zd膮偶yli艣my si臋 ju偶 os艂ucha膰. Stylistyka identyczna jak na „Born To Die”, ale jako ca艂o艣膰 brzmi to… lepiej. Pseudo-nowoczesne i irytuj膮ce zabiegi produkcyjne zosta艂y ograniczone do minimum, uwypuklone zosta艂y pi臋kne smyczki i 艂kaj膮ca gitara. Wszystkie kompozycje pozostaj膮 zasadniczo na tym samym poziomie, nie ma na „Paradise” takiego dystansu mi臋dzy singlami a reszt膮. Tre艣ciwa, sp贸jna ca艂o艣膰, kt贸ra pozostawia s艂uchacza w przyjemnym niedosycie.

Na czo艂o wysuwa si臋 jednak rozdzieraj膮ce „Body Electric” oraz „Cola” (nie, nie z powodu s艂ynnego ju偶 wersu). „Blue Velvet” to ledwie ciekawostka, „Yayo” za艣 to piosenka jeszcze z repertuaru „zapomnianej” Lizzy Grant, tutaj w szuraj膮cej, jazzowej aran偶acji. Lirycznie nadal mamy do czynienia z lekko gerontofilsk膮 lolitk膮, submisywnie wzdychaj膮c膮 do starszych pan贸w, pod patronatem Springsteena, Marylin i Morrisona. Grzesznie, ale stylowo. 8/10 [Wojciech Nowacki]

18 maja 2013


Jeszcze nie sko艅czy艂 si臋 maj a ju偶 ukaza艂o si臋 kilka wa偶nych wydawnictw. O nich rzecz jasna nast臋pnym razem, tymczasem przypominaj膮c sobie ubieg艂y miesi膮c okazuje si臋, 偶e w czesko-s艂owackiej alternatywie by艂 on niemniej interesuj膮cy.



Ponadto dostarczy艂 nam pe艂ne spektrum emocji. Na pocz膮tek wyciszy艂a nas Rucola, kolejny projekt z quasi-labelu Temn媒 s铆ly¸ skupiaj膮cego artyst贸w dzia艂aj膮cych wok贸艂 nieistniej膮cego ju偶, kultowego zespo艂u Sporto. Najaktywniejszy pozostaje wielokrotnie ju偶 tu wspominany Martin Tvrd媒 vel Bonus, ostatnio publikuj膮cy ambientowe miniatury pod nazw膮 aMinor. Je艣li jednak nie przekonuj膮 was nagrania terenowe z udzia艂em praskich ruchomych schod贸w, to z ukojeniem przyjdzie Rucola, oferuj膮ca na albumie „Kompasy” pi臋膰 d艂ugich kompozycji z pogranicza ambientu i IDM.


Surf-rock z Pragi? Zanim zaczniecie 艣michy-chichy na temat „Republika Czeska a dost臋p do morza” pomy艣lcie, czy偶 surfing na dzikich falach We艂tawy nie wpisuje si臋 doskonale w wizerunek czeskiego absurdu? Lub raczej beztroskiej zabawy, bo to w艂a艣nie proponuj膮 nam Wild Tides, kt贸rych epka „Hearts On Fire” by艂a jednym z najbardziej wychwalanych wydawnictw zesz艂ego roku. Singiel „Watching Grlz Talk”, kt贸ry twarz膮 Kevina-Samego-W-Domu zapowiada pe艂nowymiarowy album Wild Tides, w ci膮gu nawet nie dw贸ch minut sk艂ada obietnic臋 radosnej mieszaniny rock’n’rolla, punku, country i skoku na g艂贸wk臋 w kolorowych k膮piel贸wkach z jednego z dwudziestu praskich most贸w.


Kto zamiast orze藕wiaj膮cych fal woli skondensowany pot na czole i czarnej koszulce niech zapozna si臋 z grup膮 Esazlesa. 艁膮cz膮c brutalne screamo z melodyjnym post-rockiem pojawia艂a si臋 na koncertach r贸wnie偶 na polskich squatach, ostatni rok przyni贸s艂 jednak przerw臋 w dzia艂alno艣ci, kt贸r膮 do艣膰 czarnymi barwami kre艣li艂 w rozmowie ze mn膮 jednen z cz艂onk贸w kapeli. Tymczasem uda艂o si臋, Esazlesa zn贸w koncertuje a rok 2013 zainaugurowa艂a dwoma nowymi utworami.


Najwi臋ksza niespodzianka przysz艂a jednak ze 艣wiata hip-hopu, bynajmniej nie z艂oto-艂a艅cuchowego, lecz niepokoj膮co alternatywnego. Wydanie trzeciego albumu „Atomov谩 v膷ela” na koniec maja zapowiedzia艂a zjawiskowa formacja WWW. B臋dzie na co si臋 cieszy膰 i o czym pisa膰, ale je艣li kto艣 woli hip-hop nieco bardziej tradycyjny si臋gn膮膰 mo偶e po epk臋 „P谩r listov z roku 2009”, kt贸r膮 pod pseudonimem Ren茅 G谩t wyda艂 s艂owacki raper Bene. A skoro ju偶 zahaczyli艣my o S艂owacj臋, to warto wspomnie膰, 偶e singiel „Krakow”, inspirowany koncertami w Polsce, opublikowa艂 Stroon, czyli hiperaktywny s艂owacki dubstepowiec.


Na koniec zapowied藕 r贸wnie wa偶na co tajemnicza. Na pocz膮tek maja wydanie drugiego albumu zapowiedzia艂 Kittchen. „Radio” rzecz jasna ju偶 si臋 ukaza艂o i z czystym sumieniem mo偶na powiedzie膰, 偶e jest to jeden z najlepszych czeskich album贸w tego roku. Wi臋cej jednak na ten temat za miesi膮c, a kto wie, mo偶e skusz臋 si臋 po艣wi臋ci膰 Kittchnowi recenzj臋. [Wojciech Nowacki]