5 maja 2020


BON IVER i,i, [2019] Jagjaguwar || Jest lepiej, całkiem nieźle nawet. Czwarta płyta Bon Iver potrafi momentami zaintrygować, nawet jeśli tu i ówdzie zirytuje, to dość umiejętnie przebije to całkiem sympatyczną kolekcją efektownych zabiegów produkcyjnych. Słabością Justina Vernona nadal jest zbyt silna wiara, po pierwsze, we własne możliwości wokalne, po drugie zaś, w swój zmysł eksperymentatorski. Po raz kolejny mankamenty te stara się kamuflować może i zbytną kolażowością materiału, tym razem jednak z bardziej słuchalnym i rozluźnionym efektem niż na "22, A Million".

Materiał zresztą wyłania się niczym ze studyjnego szkicownika, pełnego szmerów i pogłosów, co przewija się przez całą płytę, zaskakująco zbliżając ją do dźwiękowej islandzkości. Mamy więc tu powrót do przyziemnie swojskiego, folkowego tchnienia, ale raczej w tym polodowcowo rustykalnym wykonaniu niż pochodzącym z drewnianej chaty gdzieś w Wisconsin. Więcej jest tu zatem całkiem przyjemnego ciepła, którego zdecydowanie brakowało na kanciastym poprzedniku. Do tego na powierzchnię wypływa tu pełno drobnostek, dęciaki, abstrakcyjna elektronika, folkowy post-rock, minimalizm Devendry Banharta, twinpeaksowe syntezatory, ba, nawet echa trip-hopu zmieszane z post-bluesową plemiennością King Crimson. Vernon nadal jednak bardzo chciałby być Jamesem Blake'iem i cóż, konsekwentnie mu to nie wychodzi, zwłaszcza jeśli wspomagać się musi wokalnymi modyfikacjami.


Podobnie z dźwiękowymi eksperymentami, nawet najlepsze z nich nie są doprowadzane do końca, niemal natychmiast porzucane są na rzecz kolejnych i kolejnych, składając się w efekcie na mgliście niezapamiętywalną całość. I tak oto dochodzimy do zasadniczej konkluzji, błahostki wybaczyć bowiem ewentualnie można, ale pod warunkiem, że towarzyszą one dobrym kompozycjom. Z wyjątkiem może "Hey, Ma", jedynego kompletnego i śpiewnego utworu, Bon Iver brakuje kompozycyjnego skupienia wystarczającego do napisania pamiętnej piosenki, co w połączeniu z ograniczoną i oklepaną melodyką przypomina nam tylko, jak przewartościowanym jest ten projekt.

Wiele miesięcy po premierze wiemy już, że "i,i" jest albumem, który zgodnie z przewidywaniami po prostu przeminął. Bon Iver zaś zostanie zapamiętany jako wykonawca, który przynajmniej się starał, ale po czterech płytach wydaje się, że nie będzie już potrzeby by sięgać po kolejną. 6/10 [Wojciech Nowacki]