24 sierpnia 2014

Recenzja Anna Calvi "Strange Weather EP"


ANNA CALVI Strange Weather EP, [2014] Domino || Lato sprzyja konsumpcji muzyki, ale niekoniecznie w oczywisty i charakterystyczny dla reszty roku sposób. Większą część roku spędzamy na poszukiwaniach nowej muzyki, oczekiwaniu na nowe wydawnictwa i kolejne koncerty, szczególnie w tradycyjnych sezonach jesiennym i wiosennym. Zupełnie jakby muzyka, słusznie zresztą, stanowiła ucieczkę od powszedniości. Ale podczas letnich miesięcy muzyka, choć nadal obecna, schodzi poniekąd na dalszy plan, towarzyszy nam, ale nie dominuje i w większości jedynie trawimy całoroczne doświadczenia, czego kwintesencją są letnie festiwale.

Mówiąc wprost, lato nie sprzyja nowościom i skąpi premierami. Jedynie wyjątkowe tytuły mają szansę zakotwiczyć się w pamięci skupionej na wakacyjnych rozrywkach. I nawet podczas najbardziej niecodziennych podróży i aktywności nie możemy się już obejść bez Internetu, stąd też praktycznie nie mogła umknąć nam bodajże najważniejsza premiera tego lata, czyli długogrający debiut FKA twigs. Okładka „LP1” pojawia się niemal wszędzie, ba, parę tygodni po premierze album trafił już na listę najbardziej istotnych albumu połowy dekady Pitchforka.

Anna Calvi, moja mała, niesamowita Anna, również podjęła się wakacyjnego recyclingu, podsumowując zarazem całą dobę wokół jej drugiego albumu „One Breath”. Epka „Strange Weather” to ni mniej, ni więcej niż pięć coverów, po części znanych już z koncertów Anny, będących więc już integralną częścią jej działalności. „Strange Weather” można więc potraktować nie tylko jako mały prezent na lato, ale i dopełnienie „One Breath” i dodatek do trasy koncertowej. Sięganie po cudzą twórczość nie jest więc ze strony Calvi żadnym nadużyciem, zwłaszcza, że cała jej kariera rozpoczęła się od coveru.

Przypadkiem zatem, gdy hype na FKA twigs zatacza coraz szersze kręgi, Anna Calvi rozpoczyna swoją epkę przeróbką „Papi Pacify” z zeszłorocznej „EP1” FKA twigs. Fantastycznie wyprodukowany, wciągający i wielowarstwowy oryginał skrywa w sobie mocną melodię, ale odkryła to właśnie Anna Calvi w swojej sprowadzonej do najprostszych elementów wersji. Od pierwszego dźwięku słyszymy charakterystyczną gitarę, Calvi zyskuje pole do poszerzania możliwości swego wokalu i piosenka stopniowo zyskuje na emocjonalności. W tle pojawiają się smyczki, ale zadziorny gitarowy mostek nie pozostawia wątpliwości co do tego, czyje to terytorium.

O tym, że terytorium Calvi leżeć musi gdzieś na głębokim Południu, pośród zadymionych barów serwujących mocną, zimną kawę, przekonuje znów „I’m The Man That Will Find You”, lekko dansingowa i jakby dobiegająca z szafy grającej wariacja na temat popowej psychodelii Nowozelandczyka Connana Mockasina. Anna Calvi nie tylko całkowicie zmieniła kontekst muzyczno-geograficzny kompozycji, ale i zyskała utwór praktycznie bliźniaczy w stosunku do własnego „I’ll Be Your Man”.

Ghost Rider” to niezamierzenie cover lekko zabawny (ale na szczęście też zabawowy). We wszechinternetowej dobie nie mogę widząc ten tytuł pozbyć się z głowy obrazu twarzy Nicolasa Cage’a, ale przede wszystkim, gdy usłyszałem ten utwór na koncercie Anny Calvi moim pierwszym skojarzeniem była… M.I.A., która na samplu z oryginału Suicide zbudowała cały swój kontrowersyjny singiel „Born Free”. Calvi tymczasem sięgnęła do pierwotnej nerwowości, zyskując jeden ze swych koncertowych highlightów.


Ze „Strange Weather” Keren Ann mam natomiast lekki problem. Prawdopodobnie piosenka ta niewyróżniana by się tak bardzo, gdyby nie duet Calvi z Davidem Byrnem. Współpraca z legendą musi cieszyć, ale Byrne’owi chyba jednak bardziej do twarzy z przereklamowaną St. Vincent. „Strange Weather” to zachowawcza piosenka, jakby od początku stworzona do bycia ładną, i faktycznie urzeka, ale powoli i po kolejnych przesłuchaniach.

Bowie zawsze w modzie, choć akurat „Lady Grinning Soul” w wersji Calvi to ledwie skromnie zaaranżowany na pianino jam, bez barokowo-glamowego posmaku oryginału. Nie zmienia to jednak obrazu epki jako naturalnej części twórczości Anny Calvi. Na „One Breath” mniej lub bardziej śmiało zaczęła wchodzić na nowe terytoria, „Strange Weather” pokazuje, że bynajmniej nie są jej nieznane. 8/10 [Wojciech Nowacki]