20 września 2015

Recenzja Kittchen "Kontakt"


KITTCHEN Kontakt, [2015] Červený kůň || Sudety, zupełnie niewinny i całkowicie neutralny termin geograficzny, kojarzy się u nas z wakacjami w Karkonoszach, wycieczkami do Kotliny Kłodzkiej, w pewnym wieku jeszcze z sanatoriami i domami zdrojowymi a obecnie doszedł do tego jeszcze złoty pociąg. To ostatnie skojarzenie jako jedyne w naszej pamięci odwołuje się do przeszłości Sudetów, ale raczej w filmowo-sensacyjny sposób niż jako do jakiejś faktycznej rzeczywistości. Przekroczmy jednak granicę, bo uświadomić sobie, że po czeskiej stronie Sudety są niemal tematem tabu, bolesną zadrą w narodowej pamięci. Jeśli więc Kittchen używa obrazu Sudetów w piosence (anty)miłosnej, to mamy do czynienia albo w wielkim ryzykanctwem, albo z niebywałym songwritingiem.

Opuszczone fabryki, niemieckie napisy, grupki Cyganów, kolorowe bloki, szosy wijące się górskimi dolinami. Kraina zdobywana przez kolejne armie, z ciągle zmienianymi nazwami, Sudetenland, to temat ciągle obecny w czeskiej kulturze. Kittchen nie zanurza się jednak w historyczne analizy wypędzeń Niemców. Sudety otwierają "Kontakt" jako metafora gwałtownego końca ciągłości, czystki, opuszczenia i granicy. "Sudety między nami" śpiewa zaprzęgając je do własnego dramatu w piosence z suspensem na najbardziej osobistym albumie Kittchena. Pozostaje nadal pytanie kim jest Kittchen.

Wiemy już kim jest człowiek skrywający się za maską kucharza. Imię i nazwisko potencjalnemu słuchaczowi w Polsce nic nie powie, stary wiedzieć, że to doświadczony muzyk i autor piosenek, który smutek blokowisk i poalkoholowe kuchenne przemyślenia wprzęgł do fikcyjnej postaci zamaskowanego kucharza na tajemnym debiucie "Menu". Drugi album, "Radio", przyniósł szerzej zakrojone wizje postapokaliptycznego świata z tekstami, które równie dobrze mogłyby dopełnić obraz umierającego świata z "Tomorrow's Harvest" Boards Of Canada. Jednocześnie domowe, "kuchenne" warunki nagrywania z "Menu" zastąpione zostały niemal profesjonalną produkcją a postać Kittchena stała się jeszcze bardziej komiksowa. Nieśmiało już zaczęło się mówić o tym, kto skrywa się za maską, dziś nie jest to żadną tajemnicą, zagadką pozostaje jednak na ile jeszcze Kittchen jest kreacją, a na ile projekcją żywego człowieka z własnymi problemami.

Przed wydaniem albumu "Kontakt" wiedzieliśmy już, że nie ma Kittchena bez maski. Muzyk nie przestanie w niej występować, bo nie byłby to już Kittchen. Jednocześnie wiemy też, że "Kontakt" oddaje jego własne przeżycia z przeciągu ubiegłego roku, z powodów, których tylko możemy się domyślać, będącym nie najjaśniejszym w jego życiu. Linie podziału między fikcją a rzeczywistością stały się jeszcze bardziej płynne, więź między maską a muzykiem, wcześniej oddzielająca dwie tożsamości, teraz stała się symbiotyczna. Maska karmi się muzykiem, muzykowi jest potrzebna by tunelować swe emocje.


"Sudety" nie są jedyną piosenką z suspensem. "Zamilovaní" to wiotka, lekka piosenka o stanie zakochania, uldze i poczuciu świeżości z nim związanymi, ale też o... strachu, bo co o tym powiedzą w domu, co powie żona i dzieci. Pieśniarstwo Kittchena jak nigdy wcześniej wstrząsa, odsłania kruchość człowieka, mężczyzny, świadomego swych błędów i upadków. Piosenka o zakochaniu się jest w istocie historią o końcu miłości a jej przewrotność jest kolejnym świadectwem ciemnego i niebywale zręcznego songwritingu.

Reszta "Kontaktu" nie jest jednak popisem kompozycyjnej zręczności i łatwości pisania chwytliwych, ale przewrotnych piosenek. W znacznie mniejszym stopniu niż rozedrgane pomysłami, radiowe, nomen omen, "Radio" a nawet spontaniczne "Menu", trzeci album Kittchena zaprzęga chwytliwe melodie do snucia swych opowieści. "Kontakt" jest wyciszony, wyłania się ze zmroku, by zaraz zapaść do niego z powrotem. Piosenki są minimalistyczne, ambientowe ("Vraná"), zranione ("Prohořívám"), eteryczne i tonące w pogłosach ("Větrný dny"). Wybija się jedynie pełzająca, gitarowa "Atomová nevěsta", bliska nawet ostatniej ciemno-bluesowej odsłonie Marylina Mansona, zbliża się do "przebojowości" piosenek z "Radia" i "Menu".

Gitary właśnie, w połączeniu z żywą perkusją i aranżacyjnymi ozdobnikami, budują jednocześnie znacznie bardziej żywy, niemal zespołowy, choć za materiałem stoją ledwie dwie osoby, charakter "Kontaktu", kontynuując kierunek naznaczony już na "Radiu". Jednocześnie tu i ówdzie pojawiają się drobne autocytaty, cisza w eterze i milczenie radia w "Větrný dny", prosta "kuchenna" rytmika w "Pasti" czy znów "piękny dzień" w "Posledni". "Kontakt" także spięty jest klamrą, obraz leśnego jeziora z "Sudetów" powraca w finałowej kompozycji "Jezero".

"Kontakt" wymyka się jednoznacznej ocenie. Pozostaje jednym z najmocniejszych tytułów czeskiej alternatywnej sceny w tym roku, ale w kontekście albumów Kittchena, choć równie konceptualny jak "Menu" i "Radio" oraz jeszcze lepiej wyprodukowany, jest materiałem trudniejszym, wiotkim, niełatwym do natychmiastowego uchwycenia. Kompozycyjne zdolności muzyki i emocjonalny przekaz kucharza nie ulegają zmianie, każdy z tych trzech tytułów jest równie silnym tego świadectwem. Łatwiej jednak wędrować za komiksową postacią pełną opowieści, niż podróżować o zmroku serpentynami sudeckich szos, gdy w światłach reflektorów ledwie wyłaniają się fragmenty niepokojących historii. Barierą dla nas pozostaje język i ciągnące się zanim kulturowe brzemię, ale ciekawych upiorów przeszłości i wewnętrznych demonów odsyłam do strony Kittchena, skąd pobrać można każdy z jego albumów i przekonać się co dziś najbardziej niepokoi czeskie dusze. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]