13 stycznia 2012

Recenzja Nosowska "8"


NOSOWSKA 8, [2011] Supersam Music || Nosowska jest największym błogosławieństwem i największym problemem polskiej sceny. Wybitna tekściarka, obdarzona niebywałą intuicją w doborze współpracowników, co raz śmielej poruszająca się po muzycznych trendach i, co rzadkie niezwykle, samokrytyczna. Z drugiej strony, każda jej i Heya płyta, spotyka się z identyczną reakcją mediów. Teraz Rock daje pięć gwiazdek, Empik wystawia na czele bestsellerów, tylko hipsterska młodzież dystansuje się z miejsca na swoich blogach. Wydaje się, że operując na tak równym poziomie, w momencie ukazania się nowego wydawnictwa Nosowskiej/Heya nie ma potrzeby wracać już do poprzednich. Tak jak Radiohead ma z każdym albumem zaskakiwać, tak Nosowska ma nie zawodzić. Czy nie czas najwyższy odwrócić sytuację?

„8” jest albumem, po raz kolejny, pozornie innym od poprzedników. Nieprzebojowy, pozbawiony chwytliwych melodii i typowych singli, często łamie typową strukturę piosenki. Nic nas nie porwie tu zatem do tańca od pierwszego przesłuchania, jak było na „UniSexBlues”. O dziwo, więcej znajdziemy tu z znajdziemy tu z „Osieckiej”, wyjątkowo przecież jak na Nosowską słabego dokonania, jednak bardziej w postaci jazzowego łamania popowych schematów niż męczącej poetyki. Również bogate i dość romantyczne instrumentarium bliższe jest tej ostatniej płycie. Gustowna elektronika pulsuje gdzieś w każdym utworze, nie wychodzi jednak nigdy na pierwszy plan i grzecznie, może zbyt grzecznie, komponuje się z całością.

Inaczej niż „UniSexBlues” jest „8” płytą spójną, co niekoniecznie musi być zaletą, trudno bowiem, zwłaszcza w porównaniu z tamtym albumem, wyróżnić jakiś konkretny utwór. Będący tajemniczą dźwiękową plamą „Rozszczep” kojarzy się z „Bloom” Radiohead. Najbardziej, choć nie bezczelnie, przebojowa pieśń „O lesie” uwodzi, głównie w połączeniu z jednym z piękniejszych teledysków ostatnich lat. Zapowiadająca płytę „Nomada”, oparta na patyczkowym rytmie i narastającej elektronice, mimo antypiosenkowej struktury jest też utworem najbardziej chwytliwym. Aranżacyjnie pięknie rzeczy dzieją się w „JPS”, gitarka, orkiestracje, dęciaki, wszystko szykowne i zabawowe zarazem.

Są jednak na „8” momenty jawnie nawiązujące do poprzednich płyt, zbyt jawnie, bo na granicy kalki. „Kto?” brzmi dzięki linii melodycznej jak kopia „My Faith Is Stronger Than The Hills” z „UniSexBlues”. Walczykowaty „Czas” natomiast jawnie nawiązuje do nieszczęsnej „Osieckiej”. Wspomnieć wreszcie trzeba o utworze, który, całkowicie niezasłużenie, spotyka się z dość powszechną i niemerytoryczną krytyką. „Polska” bowiem oskarżana jest tani patriotyzm i jarczmarny sentymentalizm, mając być przykładem wyczerpania twórczego Nosowskiej z jednej strony, z drugiej zaś jej nieudanego zaangażowania w komentowanie naszej polskiej rzeczywistości. Tymczasem, utwór ten jest zaledwie zapisem niezwykle plastycznego snu autorki. Sam fakt śnienia o własnym kraju, wynikającego zapewne z naturalnego przecież żywienia względem niego jakiś, jakichkolwiek uczuć, nie wydaje się czymś specjalnie nagannym. Czy naprawdę użycie nazwy „Polska” od razu musi wprowadzać słuchaczy w zażenowanie porównywalne z oglądaniem „Kocham Cię Polsko”? Coś jest bardzo nie w porządku jeśli do tego doszło.

Tymczasem Nosowska nagrała swoją najdojrzalszą płytę. Może nie najłatwiejszą, może niekoniecznie taką do której będzie się chciało często wracać. Jest jednak wielką obietnicą na przyszłość, słychać tu bowiem wyraźnie, że jeśli Nosowska postanowi odważniej poeksperymentować z muzyką, z dźwiękiem, z aranżacjami, to jest w stanie nagrać płytę może nawet wybitną, ale z pewnością wyrastającą ponad beznadziejnie równy poziom jej twórczości. Pytanie jednak, czy taka płyta byłaby ciągle jej płytą solową. W każdym razie wydaje się, że z większym zainteresowaniem należy czekać na nową Nosowską, niż na nowego Heya. Byle tylko z lepszą okładką, naprawdę nie jestem fanem zdjęć paznokci w skali makro. 6/10 [Wojciech Nowacki]