16 grudnia 2015

Recenzja Sundays On Clarendon Road "Unward'


SUNDAYS ON CLARENDON ROAD Unward, [2015] self-released || Album wydany w lutym, własnym sumptem na płycie kompaktowej, w niewielkim środkowoeuropejskim kraju, od pewnego czasu w formie cyfrowej dostępny do darmowego pobrania. Powiedzieć, że niełatwo natknąć się na taką muzykę to grubymi nićmi szyty eufemizm. Nasze geograficzne, medialne, dystrybucyjne przyzwyczajenia siłą rzeczy ograniczają nas do specyficznych kręgów a świadomość ogromu muzyki poukrywanej po całym świecie ledwie czai się gdzieś w podświadomości. Przeczytajcie zatem o "Unward", pobierzcie album i posłuchajcie tego niezwykle zręcznego materiału.

Męski duet Jonáš Zbořil i Jan Tůma z przylepioną etykieta indie-folku rodzić może naturalnie skojarzenia z Kings Of Convenience, polskimi Twilite i szeregiem następców Simona i Garfunkela, ale z błędu subtelnie mogła wyprowadzić już epka "Walking Into Limbo" z 2012 roku. Skromniejsza od tegorocznego albumu, może jeszcze lekko nieśmiała, lecz z już ukształtowanym brzmieniem, łączącym miejski folk z subtelnym elektronicznym podbiciem. Ale już wtedy pojawiły się zarówno charakterystyczne linie wokalne ("Growing"), jak i odważniejsze wejścia w elektronikę ("Midtown Greenway").

Można założyć, że dłuższa przerwa prze wydaniem pełnowymiarowego debiutu tylko przysłużyła się dopracowywaniu brzemienia duetu, ale tym bardziej "debiutowość" "Unward" jest tylko umowna. Nie ma tutaj poszukiwań i ostrożnego badania własnych możliwości, nie, Sundays On Clarendon Road prezentują się jako twórcy z własnym i już ukształtowanym brzmieniem, pełnym chwytliwych i autorskich chwytów, firmowych zagrań i przede wszystkim świetnie zaaranżowanych i wyprodukowanych piosenek, niebanalnych i przebojowych zarazem. Potencjał na przyszłość? Skądże znowu, to już zrealizowana wizja, a i anglojęzyczne teksty tylko upewniają, że przy sprzyjających okolicznościach mieliby szanse na zagraniczny sukces.


Wizytówką Sundays On Clarendon Road może być już "Wild Galaxy", które spokojnie odnalazłoby się na dzisiejszej modnej warszawskiej scenie. Faktycznie zaczyna się gdzieś na pograniczu indie-folku i avant-popu, efektownie punktowane klawiszami stopniowo dodaje elektronikę i eskaluje w chwytliwy i emocjonujący refren. Tytułowe "Unward" wychodzi od folkowej narracyjności i dodając subtelny bit i wokalne harmonie z napięciem porusza się na granicy eskalacji. "Slow Slow Slow" to bezdyskusyjny synth-popowy przebój i po prostu świetna piosenka. W "Yellow Room" pojawia się charakterystyczna, szarpana linia melodyczna wokalu a piosenka wędruję w stronę klasycznej niegdyś elektroniki.

W piosenkach Sundays On Clarendon Road pojawić się może filmowa narracja, twardsza elektronika, taneczny podkład, elementy deep-house'u, avant-pop, indie-rockowe zagrywki na gitarach, folkowy spokój, a wszystko to umiejętnie podane w formie 3-4 minutowych kompozycji. Poza bogatą i klarowną produkcją szczególne zatem wrażenie robi struktura piosenek i ich niebanalna konstrukcja przy jednoczesnej popowej zwiewności. Nieuprawnione zatem byłyby glosy mówiące, że Sundays On Clarendon Road po prostu podążają za zachodnimi trendami i udanie je naśladują. "Unward" jest zbyt udane i zbyt zręczne. 8/10 [Wojciech Nowacki]