4 stycznia 2016

Recenzja Aurora "Running With The Wolves EP"


AURORA Running With The Wolves EP, [2014] Decca || Nutella, ćmy, martwe ptaki, przyciężkie buty i kolorowe skarpetki. Z profili na Facebooku, Instagramie czy Twitterze można dowiedzieć wiele o Aurorze Aksnes, jej fascynacjach i osobowości. Nie chodzi jednak o typowy dziś przejaw społecznościowej aktywności młodych postinternetowych twórców, ale o wyjątkową możliwość śledzenia trwającego właśnie teraz i urzekającego procesu narodzin gwiazdy. Jeszcze parę miesięcy temu Aurora osobiście odpowiadała fanom na komentarze, ba, na wzór little monsters Lady Gagi z rosnącej bazy oddanych miłośników uczyniła swoje weirdos. W ciele (jeszcze) nastolatkach kryje się jednak niepokojąca, wyjątkowo dojrzała, stara wręcz, w poetyckim sensie, dusza oraz, przede wszystkim, ogromny talent.

Latem tego roku pochodząca z norweskiego Bergen Aurora Aksnes skończy 20 lat, będzie już jednak miała na koncie debiutancki album, płyta „All My Demons Greeting Me As A Friend” zapowiedziana bowiem wreszcie została na marzec tego roku. W sierpniu roku zeszłego stanęła na scenie krakowskiego Live Music Festival, nieśmiało, przygryzając jabłko, z lekkim zażenowaniem reagując na euforyczne przyjęcie i okazała się największą niespodzianką festiwalu. A wszystko to bez oficjalnego debiutu, jedynie z przez lata konsekwentnie budowaną muzyczną osobowością, garścią pisanych na przestrzeni lat piosenek oraz epką „Running With The Wolves”.


Osobowość właśnie oraz muzyczny talent tworzą z niej najbardziej fascynującą postać nowego popu. Wcale jednak nie „obiecującą”, Aurora już teraz bowiem spełnia wszelkie nadzieje i obietnice, jako słuchaczom pozostaje nam tylko nadrobić dystans między jej wynaturzonym światem. Na scenie, jak i wywiadach, jawi się na przede wszystkim jako osoba niezwykle naturalna, pisząca z własnych dziecięcych potrzeb piosenki mające tunelować jej dziwne, smutne, często wręcz mroczne emocje. Bez obłudy jeszcze unika pułapki wielkiego świata, zapytana o to, czy wzorem jest dla niej Katy Perry, której entuzjastyczny tweet zwrócił na nią uwagę, z widocznym wysiłkiem szukała w swej pokręconej głowie stosownych słów, by w końcu odpowiedzieć Nie i jako właściwe wzory podać Boba Dylana i Leonarda Cohena. W innym wywiadzie rozproszyło ją kaszlnięcie dziennikarza i nie pierwszy raz spontanicznie zareagowała nerwowym chichotem. Dziwna, urocza osobowość, w której nie sposób doszukiwać się kolejnych elementów.

Byłoby to oczywiście za mało, żeby ogłaszać Aurorę najbardziej oczekiwanym debiutem 2016 roku. Do tego potrzeba dojrzałego zmysłu kompozycyjnego i możliwości wokalnych. Z piosenek Aurory tchnie przebojowość, lekkość, ale i powaga, ponadto pozostając bezsprzecznie popowymi wyróżniają się często niebanalną strukturą, zarówno samych kompozycji, jak i linii wokalnych. Tu zaś kluczowym elementem jest głos wokalistki, pełen samokontroli i licznych zawiłości, dziewczęcy, ale technicznie niebywały. Aby się o tym przekonać trzeba nie tylko posłuchać nagrań studyjnych, na żywo bowiem, niezależnie czy z towarzyszeniem zespołu, gitary, pianino, czy zupełnie a capella, Aurora pozostaje czysta, bezbłędna, emocjonalna i opanowana zarazem.

Dziesięciocalowa epka to zarówno przedsmak, jak i podsumowanie. Subtelne aranżacje zdają się testować różne możliwości, od rozbuchanego popu wedle najlepszych skandynawskich tradycji w tytułowym „Running With The Wolves” przez wokalne chórki w „Under Stars” po pianino w „Little Boy In The Grass”. Z jednej strony mamy tu chyba najbardziej radosne i popowe „Awakening”, z drugiej zaś medytacyjne „In Boxes”, które przeradza się we frywolną opowieść rodem ze szkicownika Kate Bush. Narracyjność piosenek jest też niezwykle charakterystyczną dla Aurory cechą, każda tworzy miniaturową opowieść, która wydaje się nie pochodzić z pamiętniczka nastolatki, ale steranej wiatrami żywota wiekowej duszy, zafascynowanej naturą, obserwującej ludzi i zakorzenionej w tradycji.


Jako wizytówka i zapowiedź albumu Aurory starczyłby podwójny singiel „Runaway” / „Running With The Wolves”, z pierwszą piosenką nieśmiałą, melodyjną i dziewczęcą, ale jakby czekającą by wyrwać się wprzód, drugą zaś wręcz monumentalną i pełną emocji. Jedyną wątpliwością jako można mieć przed wydaniem albumu jest pytanie co konkretnie się na nim znajdzie. Od ukazania się epki Aurora wydała już singiel „Murder Song (5, 4, 3, 2, 1)”, kontrowersyjny dla niektórych cover „Half The World Away” Oasis i świąteczną piosenkę „Walking In The Air”. Wiemy, że album ma być różnorodny i schizofreniczny, co brzmi szczerze i dla Aurory całkiem naturalnie, przy jej niespożytym talencie wolałbym jednak zestaw zupełnie nowych piosenek. Im więcej, tym lepiej, ale jaką wiosnę przyniesie nam Aurora przekonamy się już za parę miesięcy. 9/10 [Wojciech Nowacki]