23 marca 2011

Recenzja Searching For Calm "Celestial Greetings"


SEARCHING FOR CALM Celestial Greetings, [2010] Mystic || Kobiety są z natury wielowarstwowe, niełatwo je opisać, a jeszcze trudniej te cierpiące na rozdwojenie jaźni. Gdyby płyta "Celestial Greetings" była kobietą, zdecydowanie należałaby do tej drugiej grupy.

Może i jest ciężka w odbiorze, ale też intrygująca. Gdybym zakładała zespół chciałabym współpracować właśnie z takimi muzykami - niesamowity talent, a co najważniejsze, zacięcie do ciągłego doskonalenia się to ogromny skarb. Searching For Calm powstało w 2002 roku a tworzą go muzycy z Sosnowca i Chorzowa: Michał Maślak (wokal, gitara), Michał Augustyn (gitara), Piotr Gruenpeter (bas niski), Jakub Basek (bas wysoki - swoją drogą adekwatne nazwisko) i Bartosz Lichołap (instrumenty perkusyjne). Rok po założeniu zespołu panowie nagrali materiał demo, a w trzy lata później swoją pierwszą płytę, jednak dopiero w 2010 roku nastąpił mainstreamowy debiut. Przez te osiem lat wspólnego grania muzycy wzbogacali swoje umiejętności, szlifowali warsztat i tak oto powstało "Celestial Greetings", którym udowodnili, że powiedzenie "ciężka praca popłaca" jest w stu procentach trafne.

Naprawdę wiele o tej płycie można powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest jednorodna. Co chwilę pojawia się na niej jakiś nowy motyw, a całość aż kipi od muzycznych rozwiązań. Przypisywanie tej muzyce jakichkolwiek etykietek jest skazane na porażkę. I bardzo dobrze! Jako ciekawostkę dodam, że całość została nagrana w Częstochowie, a następnie materiał powędrował do Wielkiej Brytanii, gdzie zmiksował go Pedro Fereira znany m.in. ze współpracy z The Horrors czy Enter Shikari. Z kolei matematyczną okładkę zmajstrowali Dagny Nowak i Daniel Szwed (znany z formacji Woody Alien).

Krążek różni się znacznie od wydanej w 2003 roku epki, bardziej skłaniając się w stronę alternatywnego rocka niż post hard-core'u. Jednak to wcale nie oznacza, że nie znajdziemy na nim mocniejszych brzmień. Chwytliwe melodie sąsiadują tu z siermiężnymi, ciężkimi riffami, które nie pozwolą nam zapomnieć z jakiej sceny wywodzi się zespół. Podczas słuchania wyłapałam kilka słabych momentów, ale nie mam zamiaru narzekać, bo to z pewnością jedno z lepszych krajowych wydawnictw zeszłego roku.

Najmocniej przypadł mi do gustu pierwszy utwór - "Screens" - jeden z cięższych i dziwniejszych na płycie. Bardzo możliwe, że do tej sympatii przyczynia się fakt, że słyszę tam inspiracje Faith No More, a gdzieś w okolicach drugiej minuty wokal zaczyna brzmieć jak ten w Deftones..., a może tylko mi się wydaje. W każdym razie świetny numer, szydzący z ludzi-statywów na siłę wpasowujących się do zero-jedynkowego kodu, podporządkowanych trendom i wpływom szklanego ekranu telewizora. Z takich bardziej przebojowych mogę wymienić dwa kolejne - "The Fall" i "Follow". Drugi z wymienionych utworów aż nadto przypomina stylistycznie U2 i myślę, że spokojnie mógłby podbijać radiowe listy przebojów. Pozycję czwartą zajmuje jeden z najlepszych moim zdaniem, "Transformation", który sprawił, ze moja sympatia do wokalu wzrosła o kilka stopni.

Dokładnie pośrodku natrafimy na cover utworu "Once In A Lifetime" zespołu Talking Heads (jak dla mnie świetne wykonanie, nieco żywsze, z takim pazurem), zaraz za nim na pozycji siódmej punkowe "Airs And Graces", a potem bardzo przyjemne "Celestial" z delikatnymi, nastrojowymi gitarami, spokojną perkusją i nostalgicznym głosem, który po ponad czterominutowym smęceniu na chwilę pozwala sobie na burzę emocji. Płytę zamyka jeden z cięższych utworów - "Consensus". Właściwie to nie do końca jest ciężki..., no ale prawie żaden kawałek na tej płycie nie zamyka się w jednej stylistyce. Powiedzmy, że waży mało, ale tylko wygląda na lekkostrawny.

Teksty wszystkich piosenek zaśpiewane są w języku angielskim, ale to nie jedyny zachodni akcent. Na całym krążku słychać fascynację zachodnią muzyką, zresztą członkowie Searching For Calm sami przyznają, że tych inspiracji w ich życiu było wiele.

Płyta doskonała. Dobra i na prywatkę, i na pochlej na plaży, a nawet na samotny wieczór przy jednej świeczce i gapienie się w przestrzeń krajobrazu czy gwiazdy. Polecam wszystkim miłośnikom różnorodności. To muzyczna schizofrenia, dziwadło, ale jakie dobre! 9/10 [Agnieszka Hirt]