L.STADT EL.P, [2010] Mystic || Dobra wiadomość: coraz więcej zespołów odchodzi od tego by koniecznie upychać przynajmniej jedenaście utworów na krążek. Nie preferuję ani krótkich, ani długich albumów - preferuję odpowiednie, czyli dokładnie takie, jakie wyjdą. "EL.P", drugi album pochodzącej z Łodzi grupy L.Stadt, to dziewięć utworów o łącznej długości niecałych 28 minut. W tym czasie usłyszymy muzykę nie tylko "niepolską", co wręcz "niesłowiańską". Za dużo w tym wszystkim przymrużenia oka, dzikości i swobody grania, tak ważnych dla rock'n'rolla, a Polakom tak obcych. Muzyka jest wyrazista, ale przy tym luźna, a wokale wciąż zmienne i pełne życia. Właśnie tę swobodę, zaraz obok dobrego wokalu i naprawdę świetnej produkcji uważam za największe atuty L.Stadt.
Kiedy wysuniemy płytę z zewnętrznego kartonu zobaczymy mały żarcik: zdjęcie niezwykle podobne do tego umieszczonego na okładce pierwszego krążka grupy. Zupełnie jakby ktoś sugerował, że otrzymujemy dokładnie to samo tylko pod nową nazwą i zewnętrzną nakładką. Jest to udany żart, jednak zupełnie niesłuszny - otrzymujemy zupełnie inny materiał.
"EL.P" jest bardziej zadziorne, usłyszymy na nim więcej gitar i perkusji, a mniej klawiszy i syntezatorów. Zarówno w kompozycjach, jak i chórkach słychać inspiracje rockiem lat 70-tych (idealny przykład: "Ciggies"). Krążek rozpoczyna się od łączącego new romantic z rockiem w stylu White Lies "Death Of Surfer Girl", po czym przechodzi w zadziorne rockowe kompozycje ("Fashion Freak" czy "Smooth"), w których wokalista może się rozkręcić. Z kolei "Ciggies" i "Charmin / Lola" są bardziej humorystyczne - pierwsza z nich w lekki, wesoły sposób, natomiast druga wykorzystując kowbojską stylistykę. Dalej usłyszymy "Puppet's Song No 1", które wrażliwością muzyczną wędruje gdzieś w okolice Gorillaz, a konkretnie części "Plastic Beach" okupowanej przez utwór "Empire Ants".
Najsłabszym momentem płyty jest jak dla mnie "Mumms Attack". Rozumiem zamysł, że po spokojniejszym utworze następuje zwrot o 180 stopni i rozbrzmiewa szalony utwór, ale jakoś w tym wypadku nie przemawia to do mnie. Niby utwór ma ciekawy pomysł żeby zrobić takie rockowe nawiązanie do starych horrorów (w tle są nawet sample z takich filmów), niby ciekawym eksperymentem jest połączenie naprawdę świetnych, szalonych klawiszy z dziecięcym chórkiem. Nie jest tragicznie, utwór jest dobry, ale pomimo wszystko na tle innych wypada kiepsko. Wolałbym żeby został doszlifowany i trafił na inny krążek.
Na końcu albumu usłyszymy jeszcze dwa utwory: śliczną balladę "Sun" i "Jeff" - rozbudowaną kompozycję, w której usłyszymy zarówno czuły wstęp, jak i rozwinięcie do bardzo ciekawego hałasu rodem z The Mars Volta. Jak dla mnie to jest najlepszy kawałek na "EL.P". Szczególnie od momentu, gdy narasta napięcie by w końcu w niesamowity sposób eksplodować.
Wokal Łukasza Lacha jest jedną z ciekawszych męskich propozycji na polskim podwórku. Radzi sobie zarówno z zadziornym rockowym śpiewaniem ("Smooth" czy "Mumms Attack"), obniżaniem głosu (humorystyczne kowbojskie zabawy w "Charmin / Lola" czy whiteliesowy baryton w "Death Of A Surfer Girl"), wchodzeniem w wyższe rejestry à la The Mars Volta (momenty w różnych kawałkach - "Jeff", "Fashion Freak" czy "Smooth"). Przy tym wszystkim naprawdę niezły akcent angielskiego otwiera drzwi na zagranicznych odbiorców. Przyznać trzeba, że tą furtkę zespół wykorzystał bezbłędnie, regularnie koncertując poza Polską.
Trochę w tej całej muzyce, w tej całej kapitalnie przeprowadzonej produkcji i świetnych aranżacjach, brakuje mi artystów, którzy chcą coś konkretnego przekazać. Kiedy zaczynałem bardziej świadomie wybierać muzykę zasłuchiwałem się w projektach, które miały do przekazania swój unikatowy świat (nie tylko dźwiękowy). W przypadku L.Stadt tego brakuje. Jest porywająca muzyka, którą odtwarzam wciąż i wciąż, są wokale, które namiętnie nucę, ale słowa, które wylatują z mojego gardła nie przybierają formy takiego świata. Nie zmienia to faktu, że jest to jeden z lepszych projektów muzycznych na polskiej scenie muzycznej, a "EL.P" jeden z najlepszych krążków. 8/10 [Michał Nowakowski]