28 kwietnia 2011

Recenzja Aucan "Black Rainbow"


AUCAN Black Rainbow, [2011] Africantape || Myślicie, że skoro są ze słonecznej Italii, to ich muzyka będzie równie ciepła? Nic bardziej mylnego! Aucan zagłębiają się w mroczne rejony muzyki, jak gdyby zagłębiali się od razu w ludzkie dusze. Są bardzo konsekwentni, jeszcze bardziej precyzyjni i właśnie wydali nową płytę. Chyba nikt się nie spodziewał, że "Black Rainbow" będzie aż takim krokiem naprzód!

Zadebiutowali stosunkowo niedawno, bo w 2008 roku, wydając swój debiutancki album (mający tę samą nazwę, co zespół). Na "Aucan" ambient miesza się z mocnymi gitarowymi riffami, które pozornie tylko burzą dopiero co zbudowaną konstrukcję. Jest pewien spokój, są szarpnięcia, a im dalej się zagłębiamy, tym robi się coraz dynamiczniej. A wszystko oparte jedynie na dźwiękach. Jest to płyta zaskakująca i warto się jej bliżej przyjrzeć, ale prawdziwą niespodzianką okazała się jednak "Black Rainbow". Przede wszystkim dlatego, że pojawił się na niej wokal, przerobiony cyfrowo i świetnie komponujący się z muzyką. Dodatkowym smaczkiem jest realizacja jednej piosenki z Angelą Kinczly, której chłodny głos zaprasza na wędrówkę przez wyludnione krainy. Mowa oczywiście o fascynującym "Blurred".

Kilka słów o nim. Zaczyna się tajemniczo. Słychać pocięte dźwięki na tle szumu deszczu, a po chwili wchodzi wysoki głos, na początku tylko nucącej, Angeli. Uzupełnia go snująca się muzyka, wspomagana syntezatorami, zaś gdzieś w tle słychać wybijającą rytm perkusję. I nagle następuje kopnięcie prądem. Dźwięki stają się gwałtowne, chropowate, zaczynają drżeć, niepokoją. Uzupełniane przez śpiew (czuć tutaj trip-hopową nutę) dają poczucie osamotnienia i przerażająco fascynują. "Blurred" jest świetną zapowiedzią całego albumu. Słuchając tej piosenki chce się od razu zgłębić resztę utworów.

Jednak następne w kolejności "Heartless" okazuje się już nie tak zimne, zaskakuje wyjątkową żywością i - o dziwo - pierwszym udziałem wokalnym panów z Aucan. Chyba jednak tylko tym, bo od razu czuje się pewien niedosyt. Włosi przyzwyczaili do swojego wystudiowanego, przemyślanego chłodu i precyzji, z jaką przesuwają się po najbardziej odludnych krainach, nawet gdy włącza się w to zgrzytliwa gitara. A ta piosenka nie ma z tym nic wspólnego, jest wręcz trochę kuriozalną kontynuacją wcześniejszej. Trochę tak, jakby należała do innego albumu, ale tylko trochę.

Na szczęście po niej następuje poprawa. Wracamy do klimatów z debiutu. "Red Minoga" wciąga nas w wir gwałtownych, samplowanych dźwięków. Nawet nie sposób zauważyć, kiedy zaczynamy miarowo kiwać głową jak w transie. Obraz, jaki pojawić się może przed oczami, przypomina trochę pokraczny taniec przy świetle stroboskopowym. Ten kawałek przywodzi na myśl migawki lampy błyskowej, ale są to rozbłyski dźwięków. Mające swój początek, rozwinięcie i puentę. To, co u Aucan jest tak charakterystyczne.

Są jednak na tej płycie jeszcze dwie, poza "Blurred", perełki. Pierwszą jest "Storm", zaczynające się niepokojąco spokojnie. Miarowe, pulsujące blipnięcia w tym samym tonie, uzupełniane w oddali przez dźwięk podobny do płynącej wody w strumieniu. A potem wszystko przeradza się w melodyjną podróż z zamkniętymi oczami poprzez znowu mroczne, obce i dramatyczne rejony. Zawdzięczamy to wysoko nastrojonym klawiszom i gitarze basowej. Druga perła to "Underwater Music", czyli niesamowicie dynamiczne, poszarpane dźwięki, kolejne blipnięcia i zygzaki, a całość jak najbardziej spójna. Bez pytania rzucamy się w niekończący się wir tej podwodnej przygody, wzdłuż nieustannie falujących, syntezatorowych serpentyn.

"Black Rainbow" to przede wszystkim płyta bardzo odważna. Aucan wyszli ze swoich mrocznych, wybitnie basowych kątów, by zakosztować wysokich, dużo gwałtowniejszych dźwięków. Jest dubstepowy chłód, jest i rozpalająca do czerwoności elektronika, a wszystko uzupełniane przez pocięte sample wokalne. To nie jest łatwa płyta. Wymaga uwagi i cierpliwości, ale jeśli doceni się piękno pierwszego kawałka, bez pytania pójdzie się dalej. 8/10 [Monika Pomijan]