24 wrze艣nia 2012


FOUR TET Pink, [2012] Text || Kieran Hebden od ponad dekady jest klas膮 sam膮 w sobie. Oboj臋tnie, czy prezentuj膮c pod szyldem Four Tet swe autorskie dokonania, czy te偶 kolejne wy艣mienite remiksy ca艂ego spektrum gwiazd. Elektroniczne wcielenie Hebdena, bo przypomnijmy r贸wnie偶 jakby zapomnian膮 post-rockow膮 formacj臋 Fridge, udanie przyci膮ga uwag臋 mi艂o艣nik贸w i elektronicznej, i gitarowej alternatywy. D藕wi臋czne, wci膮gaj膮ce kompozycje Four Tet wznosz膮 si臋 ponad stylistyczne podzia艂y, nie dziwota zatem, 偶e ju偶 od czas贸w zjawiskowej p艂yty „Rounds” kolejne jego wydawnictwa spotykaj膮 si臋 z wielkim zainteresowaniem.

Ostatni regularny album Four Tet, „There Is Love In You”, po nieco trudniejszym i chropawym „Everything Ecstatic”, przyni贸s艂 renesans klubowych i tanecznych brzmie艅, okrzykni臋ty za艣 zosta艂 jednym z najlepszych dokona艅 Hebdena. W nast臋pnych latach, obok kolaboracji z Burialem i Thomem Yorkiem, nowe utwory Four Tet ukazywa艂y si臋 wy艂膮cznie w postaci singli, bynajmniej nie zapowiadaj膮cych nowego albumu. Zbiorem tych w艂a艣nie singli jest „Pink”.

Album ten, o kompilacyjnym zatem charakterze, nie powinien by膰 jednak traktowany po macoszemu. Cho膰 wydany w formie cyfrowej, na fizycznym no艣niku za艣 wy艂膮cznie w Japonii, to w pe艂ni zas艂uguje na postawienie obok regularnych p艂yt Four Tet. Pod paroma wzgl臋dami nawet je przewy偶sza, na najlepszych nawet albumach Hebdena mieli艣my r贸偶ne miniatury i wype艂niacze, „Pink” natomiast przynosi nam wy艂膮cznie ponad godzinny konkret.

Zawieszony gdzie艣 pomi臋dzy dwoma ostatnimi albumami, z jednej strony znajdziemy tu perkusyjne rytmy rodem z „Everything Ecstatic”, z drugiej parkietowe niemal kompozycje w stylu „There Is Love In You”. Powr贸t do pierwszych mamy ju偶 w otwieraj膮cych „Pink” utworach „Locked” i „Lion”. Taneczny beat odnajdziemy natomiast cho膰by w wy艣mienitym „Ocoras”. House’owo pobrzmiewa te偶 wspomniany ju偶 „Lion”, mocno osadzony w stylistyce techno jest z kolei „Pyramid”.

Blisk膮 minimalu d藕wi臋kow膮 plam膮 okazuje si臋 najd艂u偶szy w zestawie „Peace For Earth”. Dzieje si臋 tu niewiele tylko pozornie, podobnie jak w „Locked”, w kt贸rym kolejne warstwy nak艂adaj膮 si臋 na siebie, trzymaj膮c si臋 jednak w perkusyjnych ramach. Tanecznie, lecz nieco ciemniej jest w fina艂owym „Pinnacles”, obok „Ocoras” i „Pyramid” jednym z najlepszych na p艂ycie. Najs艂abszym za艣 w zestawie jest „128 Harps”, wszystkie jego elementy s膮 nam ju偶 dobrze znane, nie tworz膮 przy tym 偶adnej ciekawej ca艂o艣ci, a dodatkowo irytuje samplowany wokal.

„Peace For Earth” oraz king-crimsonowy momentami „Lion” s膮 jedynymi premierowymi kompozycjami na „Pink”. Zgodnie z zapowiedzi膮 Hebdena i one uka偶膮 si臋 wkr贸tce na winylowym singlu. Nie jest wa偶ne, czy „Pink” jest czyszczeniem szuflad z niewykorzystanych pomys艂贸w, podsumowaniem dotychczasowych inspiracji, czy rozbiegiem przed kolejnym regularnym album. Zapewne jest to jedynie u艣miech wys艂any z singlowego 艣wiata elektroniki w stron臋 jej mi艂o艣nik贸w przyzwyczajonych do wi臋kszych form. Najwa偶niejsze, 偶e dobrze si臋 sta艂o, „Pink” bowiem s艂ucha si臋 nadzwyczaj przyjemnie. 7/10 [Wojciech Nowacki]

21 wrze艣nia 2012


FUKA LATA Saturn Melancholia, [2012] Kondico Dreams || Fuka Lata to warszawski duet, kt贸ry ma wielkie szanse na to, by by艂o o nim g艂o艣no. Dwa odmienne pe艂nowymiarowe albumy na koncie, pomys艂y i gotowy materia艂 na kolejne, 艣wietne koncerty i zaskakuj膮co spory potencja艂 komercyjny zach臋caj膮 do bacznego ich obserwowania. Bycia na bie偶膮co nie u艂atwi jednak kontakt z ostatnim albumem, „Saturn Melancholia” jest bowiem bardziej wycieczk膮 w przesz艂o艣膰 i podsumowaniem pewnego etapu.

Debiutancki „Other Sides” to bardziej soniczny eksperyment, do ko艅ca ani nie elektroniczny, ani akustyczny, przywodz膮cy na my艣l zwietrza艂e „Dni Wiatru”. Niemal pozbawiony melodii, bliski d藕wi臋kowej medytacji, kr膮偶y wok贸艂 ambientu i shoegaze’u, kreuj膮c jednak sp贸jn膮 i wci膮gaj膮c膮 atmosfer臋. Podobnie dzia艂a „Saturn Melancholia”, za pomoc膮 zupe艂nie innych jednak 艣rodk贸w.

Otwieraj膮cy p艂yt臋 „Life” to zgodnie z tytu艂em kompozycja bardzo witalna. Elektroniczna, oparta na mocnym beacie, rodzi wreszcie zal膮偶ek melodii gdzie艣 na przeci臋ciu house’u i space-rocka. Orientalizuj膮cy wokal natomiast rodzi skojarzenia od M.I.A. po jj. Skojarzenia jak najbardziej pozytywne, cho膰 dream-popowe tropy r贸wnie偶 wydaj膮 si臋 w przypadku tego wcielenia Fuka Lata w艂a艣ciwe, to nie ma tu mowy o 偶adnej imitacji. Wokal niestety rozje偶d偶a si臋 w „Muse of the Introverted”, zabrak艂o czego艣 do zwi膮zania tej kompozycji, przed ca艂kowitym bezw艂adem ratuje j膮 jednak pojawienie si臋 tr膮bki.


Tymczasem „Flying Fuka” to rewelacyjny deep-house’owy przeb贸j, niemal w stylu GusGus, nie przekraczaj膮cy jednak pewnej granicy bezczelnej przebojowo艣ci. Zamiast parkietowego rozwini臋cia mamy tu… ptaszki, szkoda tylko, 偶e tak przestrzenny numer wydaje si臋 w jaki艣 dziwny spos贸b przyt艂umiony. Orientalny wokal powraca w „Confide in Me”, wschodnio tym razem brzmi i podk艂ad. Dominuje mocny beat, nie ma tu zn贸w wyra藕nej melodii, ten brak rekompensuje jednak rosn膮ce zag臋szczenie d藕wi臋k贸w i emocji, prowadz膮ce do noise’owego fina艂u.

Utw贸r tytu艂owy to niemal melorecytacja oparta na gitarowych sprz臋偶eniach i kosmicznej pulsacji. W „Rainy Day” pojawia si臋 natomiast jedna z najwi臋kszych niespodzianek na p艂ycie, mianowicie flet, na kt贸rym gra Ray Dicaty, znany ze wsp贸艂pracy cho膰by ze Spiritualized. Instrument ten rozbrzmiewa r贸wnie udany w ciemnym, fina艂owym „Ribbon of Red”, gdzie zn贸w kosmiczny puls w po艂膮czeniu z d藕wi臋kowymi zniekszta艂ceniami na my艣l przywodzi niemal eksperymenty Sun Araw.

Ale, na koncertach duet prezentuje ju偶 zupe艂nie inn膮 muzyk臋, b臋d膮c膮 rozwini臋ciem „house’owych” w膮tk贸w z „Saturn Melancholia”. I ta ods艂ona, popowa, hipnotyczna i taneczna mo偶e wreszcie skupi膰 na Fuka Lata nale偶n膮 im uwag臋. 6/10 [Wojciech Nowacki]

17 wrze艣nia 2012


JELLY BELLY 脺ber Alles EP, [2012] Starcastic || Od czasu poprzedniego wydawnictwa Jelly Belly, niezwyk艂ej EP-ki „Deaf Till 30”, 艣wiat nie sta艂 si臋 sprawiedliwszy. Nadal 艂atwiej si臋ga膰 nam po muzyk臋 zza oceanu ni偶 zza w艂asnej granicy. S艂owackie trio z Koszyc wznosi si臋 zatem ponad wszystko i z powietrza atakuje pi臋膰 strategicznych punkt贸w.

Przestrzenny shoegaze w post-rockowym sosie nie wydaje si臋 dzi艣 stylistyk膮 ani specjalnie modn膮, ani wyj膮tkowo no艣n膮. Znale藕膰 zatem w jej ramach wypowied藕 nie tylko 艣wie偶膮, ale i 艣wie偶膮 oraz kapitaln膮 kompozycyjnie, jest zadaniem ci臋偶kim i niewdzi臋cznym. Zalew kolejnych klon贸w Mogwai, prymitywizuj膮cych etykiet臋 „post-rock” do postaci „metalu dla ubogich z d艂ugimi i smutnymi tytu艂ami”, barbaryzuje gitarowe granie i zniech臋ca do 艣ledzenia go.

„NYC/MCA” to ledwie intro, od razu ukazuj膮ce zdolno艣ci Jelly Belly do kreowania niesamowitej d藕wi臋kowej przestrzeni. Z miejsca te偶 pojawia si臋 pytanie, jak膮 to opowie艣膰 maj膮 S艂owacy nam do opowiedzenia tym razem. „Deaf Till 30” obraca艂o si臋 wok贸艂… hokeja i postaci Petera Barto拧a. „脺ber Alles”, na kt贸rym wszystkie tytu艂y pochodz膮 od nazw miast, po艣wi臋cone jest miejscom, kt贸re kojarzy膰 si臋 maj膮 z szeroko rozumian膮 wojn膮 i konfliktami. Nie ma to jednak nic wsp贸lnego z metalow膮 pretensjonalno艣ci膮 i militaryzmem.


„Tobruk”, wyj膮tkowo rytmiczny i z mocno wyeksponowanym wokalem, jest idealnym materia艂em na singiel. Maj膮c do艣膰 standardow膮 konstrukcj臋 nie obywa si臋 jednak bez fascynuj膮cego wzrostu napi臋cia. Okazuje si臋, 偶e niepotrzebne s膮 wielominutowe post-rockowe monstra, by wykrzesa膰 taki 艂adunek emocji. R贸wnie rytmiczne, niemal funkuj膮ce jest „Vegas”. Koj膮ce, mrucz膮ce wokale i hipnotyczna muzyka, zn贸w kreuj膮 przestrze艅 godn膮 bombowego nalotu.

Z gitarowego rz臋偶enia wy艂ania si臋 „Dublin”, bazuj膮c zn贸w na wci膮gaj膮cym rytmie, troch臋 jednak bardziej niepokoj膮cy ni偶 poprzednie utwory. Zaskakuje natomiast niemal grunge’owa ko艅c贸wka. Fina艂owy „Berlin” zwalnia odrobin臋 tempo, eksponuje d藕wi臋kowe do艂y i mimo s艂abszej nieco linii melodycznej rodzi skojarzenia z przebojowym industrialem w stylu NIN.

„脺ber Alles” r贸偶ni si臋 zdecydowanie od swej poprzedniczki. Jest bardziej jednorodna i piosenkowa. Mniej tu zmian tempa i zabaw struktur膮, ca艂o艣膰 wydaje si臋 do艣膰 tradycyjna i mniej agresywna od „Deaf Till 30”. Obie EP-ki s膮 jednak zamkni臋tymi ca艂o艣ciami na najwy偶szym poziomie. A偶 nie chce si臋 nigdy us艂ysze膰 ca艂ego albumu Jelly Belly, ta ma艂a forma wydaje si臋 bowiem idealnie dla nich skrojona. Niemniej moim najnowszym marzeniem jest m贸c us艂ysze膰 ich na 偶ywo, gdy偶 bez w膮tpienia mamy tu do czynienia z najlepszym ostatnio gitarowym graniem z naszego zak膮tka 艣wiata. Stredn谩 Eur贸pa predov拧etk媒m! 8/10 [Wojciech Nowacki]

P.S.: „脺ber Alles”, podobnie jak „Deaf Till 30”, wydane zosta艂o wy艂膮cznie na winylu oraz w postaci darmowego downloadu. Pobieramy!

5 wrze艣nia 2012


BEAK> Beak>>, [2012] Invada || Chcia艂em unikn膮膰 wspominania o Portishead w kontek艣cie drugiego zespo艂u Geoffa Barrowa. Beak> nie zas艂uguje na traktowanie jako projekt poboczny, lecz nie da si臋 pomin膮膰 to偶samo艣ci muzycznej jego lidera. Silnie odcisn臋艂a si臋 bowiem na odmiennym i intryguj膮cym charakterze „Third” Portishead, kt贸rego kraut-rockowe w膮tki znalaz艂y rozwini臋cie w艂a艣nie w postaci Beak>.

O ile pierwszy album zatytu艂owany „Beak>” lub „Recordings 05/01/09 > 17/01/09”, przypomina艂 raczej zestaw szkic贸w lub zabaw w studiu, o tyle po „Beak>>” mo偶na spodziewa膰 si臋 ju偶 wi臋kszej dojrza艂o艣ci. Od pierwszych sekund „The Goal” wiadomo z czym b臋dziemy mieli do czynienia. Ju偶 na samym wst臋pie przypominaj膮 nam si臋, co bardziej motoryczne, fragmenty ostatniego albumu Portishead. Szybko jednak skojarzenia te gin膮 w kraut-rockowej otch艂ani.

Najciekawiej t膮 intryguj膮c膮, lecz hermetyczn膮, stylistyk臋 od艣wie偶y艂o w latach 90-tych Stereolab. Echa tego legendarnego zespo艂u pobrzmiewaj膮 i tutaj. W „Liar” skonfrontowane zostaj膮 z pulsacj膮 rodem z film贸w sci-fi z lat 70-tych, w „Yatton” za艣 z czytelnym nawi膮zaniem do Kraftwerk. Kosmiczne rozb艂yski wydaj膮 si臋 czasem jedyn膮 podstaw膮 kompozycji („Ladies’ Mile”). Nie jest jednak g艂adko i sterylnie. „The Goal” prowadzony jest kolejnymi d藕wi臋kowymi dysonansami, „Spinnig Top” z lu藕nego jamu przeradza si臋 w noise’owy szum.


Centralnym albumem na p艂ycie jest zdecydowanie „Wulfstan II”. Pustynny, psychodeliczny charakter zderza si臋 tu z brudn膮, industrialn膮 produkcj膮. Wreszcie nast臋puj膮 zmiany w obr臋bie jednej kompozycji, wzrost napi臋cia, rodz膮cy nadzieje na post-rockow膮 kulminacj臋, pozostaje jednak niespe艂niony. Pr贸b臋 wlania emocji do kraut-rockowych form Beak> podejmuje r贸wnie偶 w nerwowym i zaskakuj膮co podnios艂ym „Kidney”.

S膮 na „Beak>>” fragmenty oci臋偶a艂e. Czasem powraca poczucie, 偶e muzyka ta nie jest niczym wi臋cej ni偶 studyjn膮 zabaw膮. Estetyka kraut-rocka jednak otula i poch艂ania. Dzi臋ki swojej transowo艣ci brzmi pierwotnie, wr臋cz prymitywnie, spe艂niaj膮c najprostsze potrzeby. Z pewno艣ci膮 czym艣 nietypowym dla gatunku jest jednak zaskakuj膮co gara偶owe brzmienie. Paradoksalnie jednak nie przydaje ono „Beak>>” emocji.

Potencjalnie intryguj膮ca ca艂o艣膰 nie fascynuje zatem a偶 tak bardzo. Krautowe stuktury Tim Gane potrafi艂 wykorzysta膰 jako podstaw臋 kreacji przebogatego wszech艣wiata Stereolab. Geoff Barrow, nagrywaj膮c z Beak> niew膮tpliwie ciekaw膮 muzyk臋, nie ma jednak takich ambicji, zadowalaj膮c si臋 jedynie imitowaniem i sk艂adaniem ho艂du klasykom. 5/10 [Wojciech Nowacki]

4 wrze艣nia 2012


JAPANDROIDS [31.08.2012], Fabrika, Pozna艅 || Na szcz臋艣cie zdo艂a艂em ju偶 odzyska膰 s艂uch. Poza typowym jednodniowym og艂uszeniem, przez ca艂y weekend trapi艂o mnie uporczywe dzwonienie w prawym uchu. By jedna膰 mie膰 w Fabrice szans臋 cokolwiek zobaczy膰, trzeba by膰 pod sam膮 scen膮. By unikn膮膰 艂okci w 偶ebrach i utraty okular贸w, trzeba si臋 schroni膰 z boku pod 艣cian膮. Pod g艂o艣nikiem, solidnie zreszt膮 nawalaj膮cym… Lokal lokalem, ale Japandroids dali w Poznaniu kolejny doskona艂y koncert.

Rozpocz臋li mocnym akcentem. „The Boys Are Leaving Town” z perfekcyjnego debiutu, zaraz po nim wymowne „Adrenaline Nightshift” oraz „Younger Us” z „Celebration Rock”. Cho膰 w recenzji narzeka艂em na t臋 p艂yt臋 za zbytni膮 jej jednorodno艣膰, to jednak s艂usznie zak艂ada艂em, 偶e utwory z niej pochodz膮ce 艣wietnie sprawdz膮 si臋 na 偶ywo. Potwierdzi艂o si臋 r贸wnie偶 to, 偶e Brian King i David Prowse pozostaj膮c niezwykle naturalnymi dojrzeli muzycznie i koncertowo.

Trzy utwory wystarczy艂y do zagotowania atmosfery, 艂askawe uruchomienie klimatyzacji na usiln膮 pro艣b臋 Briana powitane zosta艂o przez niego stosownym gitarowym riff’em oraz s艂owami Air-conditioning, bitch!. W piekielnym za艣 klimacie rozbrzmia艂 jednej z najstarszych utwor贸w duetu „To Hell With Good Intentions”, cover Mclusky znany z kompilacji „No Singles”. Cz臋ste si臋ganie po niecz臋sto wykonywane ju偶 utwory by艂o uk艂onem w stron臋 pozna艅skiej publiczno艣ci widzianej przez sympatycznych Kanadyjczyk贸w ostatnio ponad dwa lata temu.

Wtedy to po raz pierwszy poczu艂em si臋 staro. Wcze艣niej nie ogarnia艂em faktu, 偶e ludzie ledwie kilka lat m艂odsi scrobbluj膮 dziesi膮tki p艂yt zamiast pieczo艂owicie przewija膰 cienkopisem jedn膮 upragnion膮 kaset臋. W zwi膮zku z czym na koncert debiutant贸w z drugiego ko艅ca 艣wiata udaj膮 si臋 przygotowani w opinie i znajomo艣膰 tekst贸w. Ekstatyczne 艣piewy rozbrzmiewa艂y i tym razem.

Japandroids kieruj膮c si臋 „Fire’s Highway” zabrali nas w swe rodzinne strony w „Rockers East Vancouver” z perkusist膮 Dave’m w roli g艂贸wnego wokalisty. Zainspirowany wystrojem Fabriki Brian zdradzi艂, 偶e kolejny utw贸r, 艣wietne „The Night of Wine and Roses”, ze wzgl臋du na charakterystyczny perkusyjny beat przypominaj膮cy „Born In The USA” roboczo nazywaj膮 „Springsteen”. Prowse zreszt膮, mimo swej aparycji sympatycznego nerda, jest fenomenalnym b臋bniarzem, w „Wet Hair” rozp臋ta艂 prawdziw膮 burz臋, w „Evil’s Sway” za艣 popisa艂 si臋 nawet perkusyjnym solo.

Po singlowym „The House That Heaven Built” podzielili si臋 rado艣ci膮 z grania przed tak “awesome” publiczno艣ci膮. Na specjaln膮 za艣 pro艣b臋 supportu zagrali m贸j chyba ulubiony ich utw贸r - „Heart Sweats” - nieprzyzwoicie ekstatyczny (a podobno od dawna ju偶 na koncertach nie wykonywany). W „Sovereignty” mieli艣my zn贸w ma艂y powr贸t do Vancouver, chwila wytchnienia nast膮pi艂a dopiero przy „Continuous Thunder”, jednym wolniejszym tego wieczora i fina艂owym dla ostatniej p艂yty utworze.

艢cis艂e ograniczenia czasowe nie pozwoli艂y na zabaw臋 w bisy i schodzenie ze sceny. S艂usznie zreszt膮, zbytnia kokieteria by艂aby nie na miejscu w czasie tak bezpretensjonalnego koncertu. Jako pow贸d, dla kt贸rego Japandroids znale藕li si臋 przed nami zapowiedziane zosta艂o pokoleniowe niemal „Young Hearts Spark Fire”. Na sam koniec uda艂o si臋 jeszcze zadziorne power-blues’owe „For The Love of Ivy”.

Niesamowite jest to, 偶e zaledwie dw贸ch ch艂opak贸w z s膮siedztwa, sympatycznych i naturalnych jakby nadal grali w gara偶u na przedmie艣ciach, wygenerowa膰 potrafi膮 tak膮 ilo艣膰 ha艂asu. Do tego okrutnie melodyjnego. Sami zreszt膮 zupe艂nie otwarcie i szczerze m贸wili, 偶e dla nich niesamowita jest reakcja publiczno艣ci tak przecie偶 odleg艂ej od przedmie艣膰 Vancouver. Takimi koncertami Brian i David z Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie zdobywaj膮 艣wiat. [Wojciech Nowacki]

PURE PHASE ENSEMBLE Live at SpaceFest!, [2012] Nasiono || Kosmicznie dobry kr膮偶ek. Najlepszy, jaki wyszed艂 w tym roku (nie w Polsce – w og贸le). Jest to zaawansowana technicznie, a do tego pi臋kna artystycznie rakieta, zbudowana ze space-rocka, zadymionego jazzu, elektronicznych ha艂as贸w i eksperyment贸w. Misja by艂a nast臋puj膮ca: trzynastu muzyk贸w z Polski i Anglii spotka艂o si臋 w Gda艅sku, nagra艂o wsp贸lny materia艂 i zagra艂o go podczas pierwszej edycji festiwalu SpaceFest!.

Ju偶 otwieraj膮cy „Electra Glide” pokazuje klas臋 tego albumu. Przestrzenne, ambientowe t艂o i instrumenty przygotowuj膮 na lot w kosmos. Chocia偶 utw贸r rozwija si臋 bardzo leniwie, elektryczno艣膰 przenika s艂uchaj膮cego przez ca艂e 7:15 trwania. Pot臋guje to g艂os Ku藕my (Asia i Koty, Folder), przy kt贸rym nawet Lisa Gerrard brzmi ma艂o mistycznie. Troch臋 mi si臋 to (jak r贸wnie偶 kilka fragment贸w p贸藕niej) kojarzy z duchem 艣cie偶ki d藕wi臋kowej filmu „Million Dollar Hotel”.

W kosmos startujemy z „No Movement”, g艂adko wskakuj膮cym w podnios艂y koniec poprzednika. Napi臋cie osi膮ga kulminacje i rozchodzi si臋 w przestrzeni za spraw膮 sekcji d臋tej. To jest jeden z najwi臋kszych atut贸w kr膮偶ka – cudowne, zapadaj膮ce w pami臋膰 d臋ciaki (saksofon tenorowy Dickaty'ego i Kossakowskiego, barytonowy Gadeckiego i tr膮bka Szuszkiewicza). Smutno-weso艂e, kr膮偶膮 wok贸艂 艣ciany d藕wi臋k贸w tworzonej przez gitary i perkusj臋, a ubarwianej dodatkowo przez syntezatory. Pe艂ne dramaryzmu wokale Hardinga (Marion), a w ko艅c贸wce r贸wnie偶 Ku藕my buduj膮 napi臋cie, wci膮gaj膮 i przejmuj膮.


Lot przyspiesza z „High Flats”, najkr贸tszym i najbardziej energicznym kawa艂kiem. Cho膰 jest bardziej rockowo (od pierwszych chwil prowadzi perkusja, przy wsparciu gitar), to sekcja d臋ta, a tak偶e – ciekawie wsp贸艂graj膮ce – g艂osy Ku藕my i Hardinga, wci膮偶 podtrzymuj膮 artystyczny ci臋偶ar i prowokuj膮 do wyobra偶ania sobie 艣piewanego „we're living in a high flats  – we can sea everything”. „Crucifixion (Traditional)” to nag艂a zmiana. Muzyka zwalnia, s艂yszymy pos臋pne, wr臋cz 偶a艂obne d臋ciaki. Jest troch臋 zbyt klasycznie, jak na ten album. Ale bez l臋ku, wszystko jest pod kontrol膮 – zaraz Miego艅 skomunikuje si臋 z inn膮 galaktyk膮 za pomoc膮 ha艂a艣liwych sampli, a d臋ciaki wypadn膮 z trasy.

O ile „Electra Glide” rozkr臋ca艂o si臋 powoli, o tyle „Bowie” – najwi臋ksza supernowa tego albumu – nie rozp臋dza si臋 w og贸le. Fenomenalne jest to, 偶e chocia偶 utw贸r trwa ponad szesna艣cie minut (!), kiedy si臋 ko艅czy, czuj臋 silny niedosyt. Utw贸r p艂ynie powoli, przesuwany elektronik膮, leniw膮 perkusj膮 i oddalonymi d臋ciakami. Gdzie艣 w okolicach pi膮tej minuty zaczyna 艣piewa膰 Schwarz (Prawatt, Karol Schwarz All Stars). To jest pi臋kna, cho膰 nienarzucaj膮ca si臋 kompozycja; bardzo zwiewna, cho膰 mimo wszystko emocjonalnie intensywna i sentymentalna. Szacunek dla Schwarza – to du偶a klasa wej艣膰 wokalnie w tak otwarty, subtelny utw贸r i wytrwa膰 w nim jedena艣cie minut, podtrzymuj膮c zainteresowanie do samego ko艅ca. Czekam na „Bowie II”.

Utw贸r „The Frost” m贸g艂by si臋 znale藕膰 na p艂ycie Ku藕my solo. Czaruj膮ca, intymna ballada z najbardziej magicznym damskim wokalem w tym kraju. Kawa艂ek p艂ynnie przechodzi w drugi z najpi臋kniejszych na p艂ycie – „Darkest Sun”. Pulsuj膮ca elektronika we wst臋pie, rozrastaj膮ca si臋 o bas powtarzaj膮cy chwytliwy riff, perkusj臋, ha艂a艣liwe gitarowe t艂o i wokale (Ku藕ma i Harding przechodz膮 w utworze sami siebie). Jest trans, s膮 emocje. Przyjemnie s艂ucha si臋, jak wokali艣ci – z sukcesem – walcz膮 o swoje miejsce na ha艂a艣liwej planecie, zamieszkiwanej przez niez艂ych instrumentalist贸w. 9/10 [Micha艂 Nowakowski]