6 grudnia 2017

Recenzja esazlesa "Společnost psů"


ESAZLESA Společnost psů, [2017] Day After || Twórczość esyzlesy, szczególnie ta sprzed dość niepokojącego zawieszenia działalności, wydawała się zawsze być stosunkowo łatwą do zaszufladkowania. Hardcore, screamo, post-metal, słowa klucze, bandcampowe tagi. Nie przynależąc bezpośrednio do żadnego, esazlesa sięga po każdy z nich, z tym akurat więc nie sposób się nie zgodzić. Wyjątkowo błędnym przekonaniem jest natomiast pogląd o agresywności tej muzyki. Wręcz przeciwnie, "Společnost psů" ma zgoła uspokajający efekt, jakby swą intensywnością budowała wokół nas ochronny mur, który broni nas przed agresją zewnętrznego świata. Albo niczym różowa zapewne mgła otaczała nas i raczej wysysała z nas negatywne emocje niż je prowokowała.

"Odvracení se" liczy ponad siedem minut, jest zatem z pewnością pełnowartościową kompozycją, ale jednocześnie okazuje się być idealnym intrem, obiecuje bowiem bogatą, wielowątkową kontynuację. Kojarzący się z Mono, ale na szczęście znacznie bardziej wyrafinowany, post-rockowy klangor punktowany jest basem, do którego stopniowo dołączają perkusyjne tąpnięcia a wraz z pojawieniem się gitary całość nabiera posmaku lat dziewięćdziesiątych, lecz w sposób jakim reprezentował je choćby Tool. W piosence tytułowej esazlesa wraca do swej hardcorowej przeszłości, na wyraźnym HC-rozbieganiu bazuje też "V mracích", które przekształca się w wyjątkowo skoczny, mocny finał, który z łatwością mógłby zakończyć płytę, choć to akurat pozbawiłoby nas tak potrzebnie kojącego "Bez lidí".


Tytułowa "Společnost psů" inkorporuje też wreszcie markowy dla esyzlesy screamo-wokal, rzecz do której nigdy nie byłem przekonany, ale tutaj sprawdza się, otoczona jest bowiem przez znakomitą warstwę instrumentalną, nie jest nadużywana i przełamują ją a to tutaj trąbka, a to gdzie indziej żeńskie dopełnienie ("V dobrém i zlém"). Muzycznie dzieje się tu naprawdę sporo, całość jest przy tym spójna, angażująca, nie nudzi, ale też nie stara się zaskakiwać dla samej efektowności, skłania raczej do zadumy nad przemyślanymi i pieczołowicie implementowanymi inspiracjami członków grupy. Sekcja rytmiczna potrafi kreować wręcz funkująco-jazzującą głębię w rozpędzonym "Mezek" czy w zadziornym i autentycznie przebojowym "Egerland", który przynosi też prosty, chwytliwy, południowy hard-rock, którym w czasach "Load" szczyciła się Metallica. Koronkowa gitara częściej zaś przypomina Johna Frusciante niż post-metalowe ściany dźwięku. Płyta jest tak gęsta i pełna spójnie powiązanych pomysłów, że trudno wskazać jej emocjonalne czy narracyjne centrum (może chwila wytchnienia w "_"), ale ani nie przytłacza, ani nie męczy. Najczęściej jest po prostu otwarcie przebojowa czy wręcz podnosząca na duchu niczym weselsze kompozycje Mogwai ("St. Tropez II").

"Společnost psů" to muzyka organiczna w tym sensie, że w twardym, mięsistym ciele nawet nie próbuje ukrywać melodyjnej, melancholijnej duszy. Świetna płyta, świetna okładka, utalentowani muzycy a całą tą dobroć pobrać możecie za darmo, choć lepiej wesprzyjcie esęzlesa. Wirtualnie lub na jednym z koncertów, jeśli będziecie mieli okazję. Jeden z najlepszych rockowych albumów roku 2017 sobie na to zasłużył. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]