KRISTEN LAS, [2016] Instant Classic || Pływamy po powierzchni alternatywy. Wszystko jest tu większym lub mniejszym uproszczeniem, ale mógłby to być nasz jednozdaniowy manifest. Od początku chodziło mi o propagację, o zachętę, o pokazanie, że nie trzeba sięgać zbyt głęboko, żeby odnaleźć dosłownie rozumianą alternatywę. Muzykę zaspokajającą całe spektrum emocjonalnych potrzeb, równie satysfakcjonującą, różnorodną i przystępną, co bardziej oczywiste pierwsze wybory z popularnej linii rozpostartej między popem a rockiem. Piętnaście, dwadzieścia lat temu rzeczy o których pisuję mogły uchodzić i faktycznie uchodziły za głęboką alternatywę, ale czasy się zmieniły, granice między mainstreamem a niezależnymi potoczkami całkowicie się rozmyły. Na marginaliach kwitną zatem kolejne niezwykłe efemerydy, mikrogatunki, netlabele, niezaprzeczalnie ciekawe zjawiska, które dość bezrefleksyjnie wzdychają za większą popularnością. Jeśli jednak nadal są na świecie fajni, inteligentni ludzie dla których szczytem muzycznego wyrafinowania będzie U2 to bardzo mi przykro, ale nie będę pisał o field-recordingu czy kasetowym ambiencie.
Najbliżej przełamania szklanego sufitu rozdzielającego alternatywę od rockistowskiego i popowego mainstreamu była polska scena w samych początkach tego światowego procesu, kiedy istniało Sissy Records, działał Ampersand a Rojek zamiast festiwalu miał audycję radiową. Coś jednak popsuło się po drodze, mamy co prawda poświęcony polskiej muzyce kwartalnik, ale żywotom labeli brakuje stabilności, ich tradycje są krótkotrwałe a tzw. niezal wydaje się zajmować głównie sam sobą. Blogosfera, wydawcy, muzycy zbyt mocno uczestniczą w chowie wsobnym, własnym i bardzo hermetycznym mikro-światku, który ożywiają takie aferki jak lament nad końcem działalności jednego z netlabeli czy rozgorączkowanie wokół pewnej recenzji pewnego zespołu. Kristen symptomatycznie przeszli przez wszystkie niemal etapy polskiej alternatywy, wydawał ich Gustaff, Ampersand, Lado ABC czy wreszcie Instant Classic, dziś flagowiec płynący pod polską banderą na zagraniczne wody. W jego katalogu Kristen pełnią w towarzystwie znacznie nowszych imion rolę jakby prekursorów, stabilnych i zapomnianych klasyków, zbyt mało jednak awangardowych. "LAS" odnajduje nas zatem dokładnie tam, właśnie tam gdzie znajdować się chcemy. Powierzchnia alternatywy, za łatwa dla trudnych, a dla łatwych za trudna.
Mówiąc wprost, trzeba być bezdusznym potworem, żeby "LAS" już od pierwszych rytmów obezwładniającego "SALTA" nie wywołał emocjonalnej odpowiedzi. Tym razem bowiem destylat Kristen wreszcie oddziałuje bardziej na emocje niż intelekt, co zawsze było lekką przywarą zespołu i nawet na niemal idealnym poprzedniku "The Secret Map" prowadziło do lekko schizofrenicznego efektu. Nie znaczy to, że "LAS" jest jakimś mitycznym punktem docelowym do którego zmierzała cała kariera Kristen, każda z płyt dysponowała własnym, charakterystycznym wyróżnikiem i nie mamy powodów by sądzić, że i kolejne albumy nie będą się różnić i dalej poszukiwać. "LAS" zbudowany został jednak na prostocie, odarciu ze zbędnych warstw, dotarciu do pierwotnego, motorycznego rdzenia. W pewnym wręcz sensie zatacza koło do debiutu "Kristen", przynajmniej pod względem uproszczenia instrumentarium, kompozycyjnie bowiem radykalizuje się jeszcze bardziej porzucając jakiekolwiek zawikłane post-rockowe struktury. Zapętlona rytmika "LASU" jest w istocie transowa, ale już niekoniecznie plemienna, wydaje się być znacznie bardziej mechaniczna niż naturalistyczna. Pobrzmiewa tu raczej technologiczny optymizm post-apokalipsy. Jeśli Mogwai na "Atomic" pokazali nam drogę do nuklearnej zagłady a Boards Of Canada na "Tomorrow’s Harvest" trawione głodem atomowe zgliszcza, to krautowa motoryka Kristen wskazuje na świat żywej, świadomej i pozostawionej samej sobie maszynerii, być ten sam, który znacznie bardziej niepokojąco Ścianka odmalowała na "Niezwyciężonym". "LAS" wciąga i pochłania, jego idealne proporcje i emocjonalna karuzela sprawiają, że do płyty powraca się natychmiast i niemal kompulsywnie. Nawet bez piosenkowości będącej najlepszym elementem "The Secret Map" najnowsza płyta Kristen jest perfekcyjnie przystępną. Nie potrzebujecie znać środowiska, niczego wiedzieć, niczego rozumieć, starać się niczego doceniać, mieć żadnego przygotowania. "LAS" jest dokładnie taką płytą o jakiej zawsze chciałem tutaj napisać. 10/10 [Wojciech Nowacki]
Najbliżej przełamania szklanego sufitu rozdzielającego alternatywę od rockistowskiego i popowego mainstreamu była polska scena w samych początkach tego światowego procesu, kiedy istniało Sissy Records, działał Ampersand a Rojek zamiast festiwalu miał audycję radiową. Coś jednak popsuło się po drodze, mamy co prawda poświęcony polskiej muzyce kwartalnik, ale żywotom labeli brakuje stabilności, ich tradycje są krótkotrwałe a tzw. niezal wydaje się zajmować głównie sam sobą. Blogosfera, wydawcy, muzycy zbyt mocno uczestniczą w chowie wsobnym, własnym i bardzo hermetycznym mikro-światku, który ożywiają takie aferki jak lament nad końcem działalności jednego z netlabeli czy rozgorączkowanie wokół pewnej recenzji pewnego zespołu. Kristen symptomatycznie przeszli przez wszystkie niemal etapy polskiej alternatywy, wydawał ich Gustaff, Ampersand, Lado ABC czy wreszcie Instant Classic, dziś flagowiec płynący pod polską banderą na zagraniczne wody. W jego katalogu Kristen pełnią w towarzystwie znacznie nowszych imion rolę jakby prekursorów, stabilnych i zapomnianych klasyków, zbyt mało jednak awangardowych. "LAS" odnajduje nas zatem dokładnie tam, właśnie tam gdzie znajdować się chcemy. Powierzchnia alternatywy, za łatwa dla trudnych, a dla łatwych za trudna.
Mówiąc wprost, trzeba być bezdusznym potworem, żeby "LAS" już od pierwszych rytmów obezwładniającego "SALTA" nie wywołał emocjonalnej odpowiedzi. Tym razem bowiem destylat Kristen wreszcie oddziałuje bardziej na emocje niż intelekt, co zawsze było lekką przywarą zespołu i nawet na niemal idealnym poprzedniku "The Secret Map" prowadziło do lekko schizofrenicznego efektu. Nie znaczy to, że "LAS" jest jakimś mitycznym punktem docelowym do którego zmierzała cała kariera Kristen, każda z płyt dysponowała własnym, charakterystycznym wyróżnikiem i nie mamy powodów by sądzić, że i kolejne albumy nie będą się różnić i dalej poszukiwać. "LAS" zbudowany został jednak na prostocie, odarciu ze zbędnych warstw, dotarciu do pierwotnego, motorycznego rdzenia. W pewnym wręcz sensie zatacza koło do debiutu "Kristen", przynajmniej pod względem uproszczenia instrumentarium, kompozycyjnie bowiem radykalizuje się jeszcze bardziej porzucając jakiekolwiek zawikłane post-rockowe struktury. Zapętlona rytmika "LASU" jest w istocie transowa, ale już niekoniecznie plemienna, wydaje się być znacznie bardziej mechaniczna niż naturalistyczna. Pobrzmiewa tu raczej technologiczny optymizm post-apokalipsy. Jeśli Mogwai na "Atomic" pokazali nam drogę do nuklearnej zagłady a Boards Of Canada na "Tomorrow’s Harvest" trawione głodem atomowe zgliszcza, to krautowa motoryka Kristen wskazuje na świat żywej, świadomej i pozostawionej samej sobie maszynerii, być ten sam, który znacznie bardziej niepokojąco Ścianka odmalowała na "Niezwyciężonym". "LAS" wciąga i pochłania, jego idealne proporcje i emocjonalna karuzela sprawiają, że do płyty powraca się natychmiast i niemal kompulsywnie. Nawet bez piosenkowości będącej najlepszym elementem "The Secret Map" najnowsza płyta Kristen jest perfekcyjnie przystępną. Nie potrzebujecie znać środowiska, niczego wiedzieć, niczego rozumieć, starać się niczego doceniać, mieć żadnego przygotowania. "LAS" jest dokładnie taką płytą o jakiej zawsze chciałem tutaj napisać. 10/10 [Wojciech Nowacki]