30 lipca 2019

Recenzja Low "Double Negative"


LOW Double Negative, [2018] Sub Pop || Album ten wbrew pozorom nie pojawił się znikąd. Na "Ones And Sixes", płycie, która wraz z wydaniem "Double Negative" natychmiast się zestarzała i dziś wydaje się niemal niepotrzebna, pobrzmiewała już surowość, minimalistyczna elektronika, automaty perkusyjne. Jednocześnie jednak pełna była kompozycji modelowo wpisujących się w typowe brzmienie Low. Zatrzymanie się na tym etapie nie byłoby dla zespołu o takim statusie najgorszym rozwiązaniem, ale redefinicja zaczynała być palącą potrzebą. Tym większym była zaskoczeniem gdy w końcu nadeszła.

Im bardziej zdehumanizowane wydają się dźwięki na "Double Negative", tym bardziej paradoksalnie ludzką wydaje się ta płyta, mamy więc nadal do czynienia z klasyczną kreacją Low. Idea stojąca za tym albumem bliska jest ściankowym "zepsutym piosenkom", obojętnie jak bardzo przetworzona, zniekształcona i zanurzona w pozornym chaosie jest ta muzyka, jej podstawą zawsze są kruche piosenki a w najbardziej nawet mechanicznym stukocie kryją się kojące melodie. Wyjątkowe brzmienie "Double Negative" przypominać może maszynerię do podtrzymywania życia, ale bliższe jest raczej z wolna słabnącemu sygnałowi z kosmosu. W zimnej pustce pełnej szumów, stukotów, zderzających się dźwiękowych fal i mechaniczne stygnącej aparatury nadal usłyszeć można przerywane, ginące, kruche ludzkie głosy. Przesłuchanie więc tego albumu bliskie jest fascynującej obserwacji powoli dziejącej się katastrofy.


Muzyka wyłania się tu z chaosu, lecz tkwi w niej porządek. Spore fragmenty brzmią wręcz medytacyjnie, okazjonalnie przypominają minimalistyczny industrial, by po chwili zapaść się w zrezygnowany ambient, znów rodzący ściankowe skojarzenia, tym razem w postaci ich pustynnych pejzaży. Tu i ówdzie wyłania się klarowna gitara, linia basu, piosenkowy zaśpiew i powraca klasyczne brzmienie Low, lecz tylko po to, by jeszcze silniej wybrzmiał kontrast surowych dźwiękowych modyfikacji. I choć "Double Negative" jawi się jako niepokojąca, jednolita całość, zaskakująco łatwo wyłonić z niej można autonomicznie broniące się fragmenty: hipnotyczny nieład klamry "Quorum" - "Disarray", nerwowo mantryczny "Poor Sucker", rozmigotane "Always Trying To Work It Out" czy wreszcie "Dancing And Fire" z piękną gitarą, na wzór Sigur Rós rosnącą siłą i wersem It's not the end, it's just the end of hope, klarownym jak żaden inny na całej płycie, będącym zatem jej bezdyskusyjnym emocjonalnym centrum.

I skoro mowa o nadziei, pozostaje liczyć na to, że ten radykalny zwrot Low pozostanie monumentalnie jednorazowym i z czymkolwiek powrócą będzie znów czymś zaskakująco innym. 8.5/10 [Wojciech Nowacki]