12 grudnia 2012

Bohemofilia #1

Październik przyniósł ze sobą wysyp istotnych premier płytowych. Ukazał się trzeci album Please the Trees „A Forest Affair”, na podsumowanie wielkiej trasy Tata Bojs wydali płytę koncertową wraz z DVD „Ležatá Letná”, najważniejszą jednak premierą był „Vlci u dveří”, drugi album grupy Umakart, wydany osiem lat po legendarnym debiucie.

Będący zaś tradycyjnym sezonem koncertowym listopad przyniósł szereg rozczarowań. Odwołanie europejskiej trasy Grimes dotknęło nie tylko Warszawę, ale i Pragę. Występ w Czechach ze zdrowotnych powodów odwołał też niemal w ostatniej chwili Flying Lotus. W tym wypadku jednak organizatorzy postanowili, że obok możliwości zwrotu biletów, wszyscy nabywcy mogą się udać na koncert Beach House lub DJ Shadow'a. Niestety, ten drugi okazał się kolejnym rozczarowaniem, zamiast bowiem live bandu widzom zaprezentowany został zwyczajny drum'n'bassowy set.

Wydarzeniem, które jednak bez wątpienia wstrząsnęło Czechami, było niezdobycie przez Karela Gotta Złotego Słowika. Cóż w tym zaskakującego? Otóż Gott Słowików zgarnął już… 37. Jeden jedyny raz nie otrzymał go jedynie w 1998 roku, ale jako że były to czasy niemal przedinternetowe nie obiło się to aż tak szerokim echem. Český slavík jest nagrodą porównywalną do naszych nieszczęsnych Fryderyków, z tą różnicą, że głosowanie odbywa się na bazie ankiety. Seryjna produkcja kategoria Słowików dla Gotta przestała być już nawet przedmiotem żartów, dobrze to przy okazji obrazuje poziom i znaczeni wspomnianej nagrody.

To, że Boski Karel Słowika nie dostał okazało się newsem znacznie ważniejszym niż to, kto go otrzymał. A jest to młody, 26-letni piosenkarz Tomáš Klus, którego trzeci album „Racek” należy do najlepiej sprzedających się czeskich płyt roku. Prezentuje muzykę jak na Czechy nietypową, zbliżoną mianowicie do polskiej knajpiano-ogniskowo-natchnionej poezji śpiewanej.


Trzeba jednak przyznać, że głos Klusa jest naprawdę intrygujący jak na 26-latka, sama zaś płyta jest bardzo dobrze wyprodukowana, co akurat nie jest w Czechach czymś wyjątkowym. Na fali sukcesu Klus ruszył na z miejsca wyprzedane tournee. Znacznie jednak bardziej zajmująca jest trasa koncertowa zespołu Umakart. Śmiało można go zakwalifikować jako czeską super-grupę. W jej skład wchodzą m.in. Dušan Neuwerth, znany czeski producent, Jan P. Muchow również producent, także aktor i muzyk legendarnej formacji The Ecstasy of Saint Theresa oraz muzycy rockowego Priessnitz, z Jaromírem Švejdíkem na czele, znanym również jako Jaromír 99, grafik i twórca komisków.

Pierwsza płyta Umakart, „Manuál“, ukazała się w 2004 roku z miejsca stała się wydawniczym rarytasem, działalność zaś grupy wydawała się jednorazowym projektem. Aż do zeszłego roku, kiedy do czeskich kin wszedł zjawiskowy film „Alois Nebel”, będący ekranizacją komiksu autorstwa Jaromíra 99 i Jaroslava Rudíša. Film promowała piosenka „Pulnoční“ w wykonaniu Umakartu oraz Václava Neckářa, która okazała się największym (i słusznie) czeskim przebojem 2011 roku oraz przyczynkiem do renesansu kariery Neckářa (przedstawiciel pokolenia Gotta i Vondráčkovej, w przeciwieństwie do tej dwójki jednak stale i powszechnie szanowany), ale i powrotu Umakartu. Drugi album „Vlci u dveří”, promowany singlem „A venku zase prší“, jest zatem automatycznie jedną z najistotniejszych płyt tego roku. Nie tylko ze względu na piękny sposób wydania.


Nie próżnuje również Martin Hůla, alias Martin Tvrdý, alias Bourek, alias Bonus. Po niezwykłym sukcesie (głównie artystycznym) płyty „Náměstí mírů” Bonus uzupełnia swój elektro-akustyczno-hiphopowy wizerunek o darmowy album koncertowy „Live+Love”. Kontynuuje również tajemniczy ambientowy projekt aMinor, po lipcowej, typowo ambientowej EP-ce „[49 2 23.131 N 13 34 0.326 E]”, przyszedł czas na „ESCalator”, rzecz zdecydowanie mniej przyjemną, wypełnioną dźwiękami pochodzącymi ze… schodów ruchomych praskiego metra.

A skoro jesteśmy już przy darmowych wydawnictwach, warto zajrzeć do listopadowych nowości słowackiego labetu Exitab. Początek miesiąca należał do „Triple Farewell”, trzeciej już EP-ki, którą pod szyldem Stroon wydał Dalibor Kocian, zwany swego czasu „słowackim Burialem”. Debiutancki album „Re-Leave” wydał natomiast wreszcie Ink Midget, jeden z dwóch najmłodszych przedstawicieli słowackiej elektroniki. Występujący z nim kolejny nastolatek, Pjoni, swój własny debiut zaprezentował już w styczniu tego roku. Jako duet często i regularnie występują ze wspólnymi, mocno energetycznymi setami, zaczynają zajmować się remiksami i produkcją, jeśli chodzi jednak o ich własne wydawnictwa to zachowują całkowitą autonomię. [Wojciech Nowacki]