24 grudnia 2012

Recenzja Mogwai "Les Revenants EP"


MOGWAI Les Revenants EP, [2012] Rock Action || Koniec świata zasługuje na porządny soundtrack. Lekko upiorny, lekko melancholijny, troszkę zrezygnowany, troszkę bojowy, mniej lub bardziej podskórnie emocjonalny. Brzmi to jak idealne zadanie dla Mogwai. Choć, jak widać, apokalipsa nam chwilowo nie grozi, Szkoci zilustrowali swoją muzyką… francuski serial o zombie.

W działaniach Mogwai jest puewna prawidłowość. Pomiędzy każdą regularną płytą studyjną oferują jakiś dodatek, pompujący ich imponującą dyskografię. Większości tych wydawnictw nie należy traktować po macoszemu, „My Father My King” był dziełem imponującym, kwintesencją muzyki Mogwai, „Earth Division” udanym dopełnieniem „Hardcore Will Never Die, But You Will” a „EP+6” jedną z najlepszych ich płyt w ogóle. Jednak do soundtracków szczęścia specjalnie nie mieli. Ilustracja filmu o Zidanie wypadła w powszechnym mniemaniu dość nijako. Dołączony jako bonusowa płyta do „Hardcore Will Never Die, But You Will” utwór “Music For A Forgotten Future (The Singing Mountain)”, mimo imponujących rozmiarów też okazał się zaledwie ciekawostką.

Tymczasem zawsze podkreślało się mocny filmowy wymiar kompozycji Mogwai, te najlepsze momentalnie wywoływały szereg obrazów w głowie i emocji w sercu, płyty „EP+6”, „Rock Action” i „Happy Songs For Happy People” brzmiały jak bajeczna ścieżka dźwiękowa nieistniejącej trylogii. Potrzeba wpisania się w oczekiwania twórców filmu wydaje się jednak mocno ograniczać wyobraźnie muzyków, w efekcie „soundtrackowość” staje się często przymiotem pejoratywnym.

Zilustrowanie francuskiego serialu o zombie jest równie szalonym i typowym dla Mogwai pomysłem co biograficzno-futbolowego filmu. Zombiakom poszczęściło się chyba jednak bardziej niż Zidanowi. Przed paroma dniami ukazała się, wyłącznie w wersji cyfrowej a wkrótce i na winylu, EP-ka „Les Revenants”, pod koniec lutego zaś, również na tradycyjnym CD ukaże się pełna ścieżka dźwiękowa do serialu pod tym samym tytułem. „Les Revenants EP” stanowi zaledwie zapowiedź przyszłorocznego albumu „Les Revenants OST”, umieszczone na niej cztery kompozycje znajdą się bowiem również tam. Można zatem spokojnie poczekać na efekt finalny do lutego, choć zapewne spora część miłośników Mogwai nie wytrzyma i sięgnie po tą zaledwie dwunastominutową EP-kę.

Cztery utwory, dlaczego akurat te dowiemy się zapewne za jakiś czas, brzmią jednak na tyle spójnie, że pojawia się obawa czy finalna pełna wersja nie okaże się po prostu zbyt długa. Miniatury mają swój urok i tak jest w tym wypadku. „Wizard Motor” to typowa kompozycja dla Mogwai ostatnich lat. Rosnące napięcie, prosta konstrukcja, zwyczajnie rockowa melodyka i refleksja – jak to klasyczny mogwai’owy patent z nagłym wyciszeniem i urwaniem wątku nadal satysfakcjonuje! „Soup” to okraszony piękną gitarą ambientowy przerywnik, po nim zaś następuje „The Hut”, najciekawszy punkt tego zbioru. „Wizard Motor”, ma być flagowym utworem EP-ki, brzmi bowiem jak Mogwai od czasów nieudanego albumu „Mr. Beast”. Gitarowy, ale ugrzeczniony i oczywisty, melodyjny w sposób bardziej klasycznie rockowy niż post-rockowy, charakterystyczny dla dzisiejszych epigonów tego gatunku. „The Hut” natomiast, choć nie zawiera ściany gitar, posiada rzecz dawno już przez Szkotów utraconą – motorykę. Upiorna, krocząca transowość charakteryzująca dawniej Mogwai, powraca w pełnej krasie i aż się prosi o rozwinięcie tematu w dłuższą, potencjalnie porywającą kompozycję.

Całość wieńczy kruchy „This Messiah Needs Watching”, do którego, mimo koronkowej natury, mój odtwarzacz uparcie pobiera jakąś płomienno-kiczowatą okładkę metalowego zespołu. Być może ma rację, za spokojem Mogwai zawsze kryły się płomienie, tak jak i serialowe zombie, choć francuskie, nadal są bezdusznymi monstrami. „Les Revenants EP”, gdyby ukazała się w postaci darmowego gwiazdkowego prezentu, mogłaby służyć za ciekawe wprowadzenie w świat dźwięków Mogwai. Ostatecznie jednak, będąc jak do tej pory chyba najlepszym podejściem zespołu do muzyki filmowej, jest rzeczą wyłącznie dla najwierniejszych fanów. 6/10 [Wojciech Nowacki]