16 grudnia 2013

Recenzja Four Tet "Beautiful Rewind"


FOUR TET Beautiful Rewind, [2013] Text Records || Kieran Hebden w ciągu ostatniej dekady zasłużenie stał się jedną z najważniejszych postaci muzyki elektronicznej. Mowa oczywiście o twórczości pod jego solowym szyldem Four Tet, mało kto bowiem, poza największymi miłośnikami post-rockowych eksperymentów przełomu stuleci i labelu Domino, pamięta dziś o Fridge, nawet pomimo powrotu tria z nowym albumem w 2007 roku. W tym czasie Hebden był już instytucją. Kilka albumów Four Tet, w tym jeden powszechnie uznawany za klasykę nowego wieku, dziesiątki, jeśli nie setki remiksów, późniejsza współpraca z Thomem Yorkem, Burialem, Stevem Reidem, nie wspominając o takiej nobilitacji jak wykorzystanie jednej jego kompozycji w "House M.D."

Wspomniany klasyczny album to oczywiście "Rounds" z 2003 roku, choć stanowiący rozwinięcie brzmienia Four Tet z wcześniejszych płyt (głównie urokliwie intymnego "Pause"), to konstytuujacy brzmienie zarówno tamtych lat, jak i Domino Records sprzed indie-rockowych czasów. Etykiety "emo-" lub "folkotroniki" może nie do końca się przyjęły, ale doskonale opisują ponadgatunkową i oryginalną twórczość Hebdena, cieplejszą i budzącą więcej emocji niż większość "żywej" muzyki.

Owe ciepło ustąpiło miejsca kwaśnej i kanciastej psychodelii na "Everything Ecstatic", albumie, który ukazał szersze możliwości Hebdena, ale jako trudniejszy w odbiorze nie miał szans powtórzyć sukcesu "Rounds". Ten nastąpił dopiero po dłuższej przerwie w roku 2010 wraz z niemal taneczno-house'ową płytą "There Is Love In You". I faktycznie, miłość do Four Tet znów powszechnie rozkwitła, album bezdyskusyjnie postawić można obok "Rounds", Hebden zaś udowodnił, choć wcale nie musiał tego robić, że po ponad dekadzie od debiutu Four Tet nadal znajduje się w czołówce.

Dyskontowanie sukcesu? Wręcz przeciwnie. Kolejne ruchy Four Tet sprawiały wrażenie czyszczenia szuflady i przygotowań do przeprowadzki z klubowych świateł do domowego undergoundu. Kolekcja całkiem udanych winylowych singli zebrana została w album "Pink", za darmo upubliczniony został także zestaw "0181", zawierający wczesne niepublikowane nagrania Four Tet z lat 1997-2001. Najważniejszym jednak gestem Hebdena, niekoniecznie muzycznym, było zaprzestanie wydawania dla Domino Records na rzecz własnego labelu Text Records. Odcięcie się od Domino, wielkiej, ale nadal niezależnej wytwórni, i wydawanie płyt własnym sumptem wpłynęło zasadniczo na dostępność muzyki Four Tet. Jasne, zakup mp3 nie stanowi problemu, gorzej jednak w przypadku fizycznych nośników i ich dystrybucji. Jakby Hebden wyraźnie chciał zaznaczyć, że interesuje go tylko produkowanie muzyki w domowym zaciszu i nic więcej. Co łączy się też z jego deklaracją, że nowy album Four Tet obejdzie się bez preorderów, Spotify, streamingów, singli.



Firmowe dzwonki Four Tet usłyszyły tylko w otwierającym całość, nomen omen, "Gong". Ten w duchu odrobinę post-dubstepowy krótki utwór opiera się na rozszalałych perkusjonaliach i wokalnym samplu, będąc tym samym w pełni reprezentatywny dla "Beautiful Rewind". Utwory ciężko tutaj nazwać kompozycjami, w większości są to krótkie, mocno perkusyjne szkice, praktycznie pozbawione melodii. Oraz emocji. Jest to też pierwszy album Four Tet, który ciężko nazwać przyjemnym, brzmienie jest tu bardzo surowe a pomysły proste, by nie powiedzieć prostackie. Materiał jest jednak jak zwykle u Hebdena świetnie wyprodukowany, dlatego też zyskuje przy bliskim, słuchawkowym kontakcie.

"Beautiful Rewind" najbliżej do również surowego, kanciastego i perkusyjnego "Everything Ecstatic". Tamta płyta była jednak zdecydowanie bardziej pomysłowa i melodyjna, choć nie w oczywisty sposób. Pobrzmiewały na niej inspiracje jazzem, kraut rockiem i psychodelią, na "Beautiful Rewind" doczytać można się ewentualnie nawiązań do dubstepu i hip-hopu oraz tej samej fascynacji automatami perkusyjnymi, której przesadnie uległ ostatnio Thom Yorke. Jego solowe dokonania przypomina zresztą "Your Body Feels", w kontekście maszynowego początku zatytułowany chyba ironicznie. Emocje były kluczem do sukcesu elektroniki Four Tet, bez tego czynnika Hebden zredukował się do szeregu setek bandcampowych artystów bawiących się w robienie elektroniki przed domowym komputerem.



Jedyną emocją jaką potrafi wzbudzić "Beautiful Rewind" jest irytacja, spowodowana głównie wspomnianymi samplami wokalnymi. Jeden z dwóch najciekawszych utworów, "Kool FM", popsuty został jednocześnie najbardziej denerwującym samplem. Jako jedyny jednak wydaje się dokądś prowadzić a głęboki, potężny bas stanowi ogromną ulgę po dominujących płaskich automatach. Drugim niezłym utworem jest "Unicorn", bynajmniej nie za sprawą zachęcającego tytułu. Więcej tutaj wreszcie przestrzeni, całość opleciona jest ładnymi koronkowymi syntezatorami, po zabiegu z nagłym wyciszeniem ma się wrażenie, że tytułowy jednorożec mógłby tak urokliwie biec jeszcze kilka dobrych minut w całkiem interesującym kierunku. "Unicorn" ma najbliżej do wcześniejszej twórczości Four Tet, w otoczeniu starszych kompozycji jednak nie wyróżniałby się tak mocno jak na "Beautiful Rewind".

Ciężko określić dla kogo jest ta płyta. Najprawdopodobniej dla samego Hebdena. To miło, że postanowił się z nami podzielić szkicami ze swego notatnika, bo niestety ciężko te 11 utworów nazwać czymś więcej. Dobrze też, że nadal eksperymentuje i nie stoi w miejscu. Pozbawiając jednak Four Tet tego, co esencjonalne, Hebden spada kilka kategorii w dół albo całkowicie wycofuje się z wyścigu zadowalając się pozycją dawnego mistrza, który może sobie wreszcie pozwolić na wszelkie dziwactwa. Szkoda. 4/10 [Wojciech Nowacki]