3 października 2014

Recenzja Kieslowski "Mezi lopatky"


KIESLOWSKI Mezi lopatky, [2014] Indies Scope || Formuła duetu jest jedną z najbardziej wdzięcznych, ale i najbardziej wymagających. Interakcja między dwoma muzykami, dwiema osobowościami, łatwo może zapaść do sztampowych klisz, ale przy niewymuszonej chemii i naturalnym talencie może odwdzięczyć się niezwykle intensywną i intymną zarazem twórczością. O tym, że Kieslowski potrafią w duecie dosięgnąć maestrii udowodnili już na znakomitym albumie "Na nože".

Jest to płyta z gatunku tych, które po odtworzeniu natychmiast chce się zapętlić. Co jest zasługą w podobnym stopniu jej idealne wyważonej długości, co bezbłędnych kompozycji. "Na nože" jest zadziorna, wyrazista i chwytliwa. Od pierwszego indeksu praktycznie każda piosenka niesie ze sobą intensywność przeboju. Współgra duetu w czystej formie oddana została w sposób niemal niemożliwy do polepszenia. Duetu, zaznaczmy raz jeszcze podstawowy warunek, prawdziwie i bezpretensjonalnie utalentowanego.

Nie mogą zatem dziwić spore oczekiwania wobec następcy, zaostrzone tylko remiksowym minialbumem "Na lože", udowadniającym mocne zakotwiczenie Kieslowski we współczesnych realiach muzycznych. Oczekiwania nie dotyczyły bynajmniej jakości kompozycji, piosenki z "Mezi lopatky" już od dawna są stałym elementem koncertów duetu. Uwagę najsilniej zwróciła osoba zapowiadanego producenta płyty.

Jan P. Muchow to już legenda, ale nadal filar czeskiej sceny muzycznej. Taki trochę Artur Rojek, ale bez festiwalu, za to z karierą uznanego producenta, autora muzyki filmowej a nawet aktora. W początku lat 90-tych, na fali shoegaze'u zespół The Ecstasy of Saint Theresa promowany był przez samego Johna Peela. Umakart, mając na koncie zaledwie dwa albumy, jest w czeskich warunkach nie mniejszą legedną. "Samotáři" z muzyką Muchowa to w Polsce film kultowy, w Czechach taki sam status ma "Šeptej", w którym zagrał jedną z głównych ról.


Osoba producenta o tak uznanym statusie i od lat wypracowanym warsztacie odznaczyła się na "Mezi lopatky" na tyle silnym piętnem, że czasami mam wrażenie jakbym słuchał płyty Jan P. Muchow feat. Kieslowski. Nie ma wątpliwości co do autorstwa kompozycji, to nadal pełna napięcia interakcja Marie i Davida. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że płyta jest przeprodukowana, zdecydowanie nie. Delikatniejsze niż na "Na nože" piosenki pozostawiają sporo miejsca do słusznego wypełnienia. Większość jednak produkcyjnych i aranżacyjnych zabiegów jest na tyle charakterystyczna dla Muchowa, że do muzycznego związku Kieslowski wniknął z zewnątrz ktoś trzeci naruszając kruchy ideał.

Pełno na "Mezi lopatky" ciepłych, miękkich klawiszy. Pojawia się i gitara elektryczna, ale tylko w roli akcentu, podobnie subtelna elektronika, czasem w postaci lekkiego syntezatorowego pulsu. Kieslowski swoją obecność wyraźniej zaznaczają w dynamiczniejszych utworach, których jest tu wyraźnie mniej niż na poprzedniku. Żywe "Postele" czy "Obrazy", bazujące gitarze akustycznej i linii z późniejszym towarzystwem klawiszy i rytmicznych oklasków, to jedne z najlepszych piosenek na płycie. Wizytówką albumu mogą być już otwierające całość "Doteky" a w "Sever" znajdziemy bardzo sympatyczne odniesienie do Kittchena, który na Północ chciał tylko wyjechać, ale David to faktycznie zrobił, tylko po to, żeby się przekonać, że jednak nie jest tam lepiej. Cóż, na Północy jest kraj Kieślowskiego.

"Mezi lopatky" to urocza płyta, słucha jej się bez wątpienia niezwykle przyjemnie. Po prostu bardziej ekscytuje mnie surowsza, mniej wygładzona i bardziej podstawowa odsłona tego zjawiskowego duetu. Dwa głosy, klawisze Marie, gitara Davida, wyraźne osobowości i talent to tworzenia bez wyjątku udanych piosenek zupełnie wystarczają. Miękkość nowego albumu jednak również znajduje zastosowanie a Kieslowski idealnie trafiają między łopatki jesieni. 7.5/10 [Wojciech Nowacki]