29 września 2014

Recenzja FKA twigs "LP1"


FKA twigs LP1, [2014] Young Turks || Przed turkusową okładką i obliczem wyjętym z "Domu woskowych ciał" nie było w sierpniu ucieczki. FKA twigs udało się nie tylko przedstawić inwazyjną, niepokojącą, ale już uznawaną za klasyczną okładkę, ale i zapewnić wyjątkowy jak na wakacyjne warunki debiut. Jeśli w sezonie, w którym nawet Pitchfork posiłkować się musi zestawieniami połowy dekady, na listę najlepszych albumów trafia dopiero co wydana płyta, to czy jest to przejaw typowej wakacyjnej nudy?

W meta-post-świecie, w którym estetyczna różnorodność jest oczywistością, faktury stylistyk przenikają się bezustannie i natychmiastowo a kategorie gatunkowe są artefaktem przeszłości, zaproponować coś, co wytrąci zarówno krytyków, jak i słuchaczy, ze strefy komfortu, jest automatycznie podziwu godnym wyczynem. Wartością FKA twigs jest konieczność poszukiwań nowych kategorii lub odgrzewania starych.

Najpopularniejsza etykieta dekady, "alternatywne r'n'b", wydaje się być całkiem na miejscu, ale protestuje przeciwko niej sama artystka. Słusznie zresztą, wystarczy dziś bowiem charakterystyczny sposób frazowania, mniej lub bardziej emocjonalny tekst, by na nią zasłużyć i posłużyć za dowód tego, że "alternatywa umie robić pop". Zabawnie brzmi próba dopasowania twigs do muzealnej już kategorii "trip-hopu", którego ma być rzekomo zbawczynią. Nie te czasy, nie te warunki, nie ten kontekst, ciężko wyobrazić sobie FKA twigs obok współczesnego Portishead, czy nie daj Boże Morcheeby. Reanimowanie zamierzchłego gatunku tylko krzywdzi jej twórczość, dostatecznie oryginalną, by zostawić ją w lekkim i rozkosznym niedomówieniu.

Choć zaskakująco sprawdza się tu pozornie nietrafione pojęcie "dream-popu", bynajmniej nie w rozumieniu współczesnym, lecz tym sprzed trzydziestu lat. Miejscami i tylko jako jeden z elementów pojawia się na "LP1" atmosfera dawnych nagrań 4AD. W "Closer" rozmarzony wokal w pogłosie skojarzyć się może z Julee Cruise a dzięki mrocznej atmosferze z wiadomym serialem. Zaśpiewy niemal w stylu Lisy Gerrard pojawiają się już w "Preface". Quasi-operowe wokalizy przypominać mogą podobne sztuczki Emiki z jej ostatniego albumu. Co ciekawe, "Preface", mimo, że jest ledwie półtoraminutowym intrem, jest jednym z najmocniejszych utworów na płycie i, uwaga, jednym z nielicznych wyprodukowanych wyłącznie przez samą FKA twigs.


Album jest istnym festiwalem producentów. Za "Lights On", niby klasycznym r'n'b, ale z fantastycznym i zagęszczającym się podkładem stoi Arca, który jest też jednym z aż czterech (obok m.in. Clams Casino) producentów "Hours", nota bene, kolejnego z najjaśniejszych punktów albumu. Jest dziwnie, nietypowo, wciągający zaśpiew I could kiss you for hours brzmi niemal atonalnie, dźwiękowe eksperymenty kojarzyć mogą się z Björk a jednocześnie pojawia się pierwiastek r'n'b i całość brzmi naprawdę unikalnie. Znakomite i podobnie wyjątkowe "Numbers" współprodukował Sampha, znany ze współpracy z SBTRKT. Paul Epworth stoi za przebojowym potencjałem "Pendulum", z gitarą w stylu Twin Shadowa i chórkiem a'la Florence.

Od muzycznej, produkcyjnej i aranżacyjnej strony jest to album wyśmienity. Kolejne warstwy dźwięków zaskakują, utrzymują w pełnej uwadze i, co rzadkie, wytrącają słuchacza z utartych przyzwyczajeń. Kontrast między mrokiem podkładów i mimo wszystko najczęściej popowym wokalem jest również charakterystyczny dla "LP1". Ale zredukowany wyłącznie do warstwy kompozycyjnej nie wznosi się ponad przeciętność.

Bez fenomenalnej produkcji, za którą nie wiadomo czy i w jakim stopniu FKA twigs odpowiada, zostają w gruncie rzeczy zwyczajne, czasem wręcz banalne piosenki, z prostymi i opartymi na powtórzeniach tekstami, śpiewane głosem pozbawionym większych możliwości. Właśnie wokal jest największą wadą płyty, szczególnie w wysokich rejestrach po prostu irytuje, choćby w autobiograficznym "Video Girl", czy nawet w najbardziej standardowym przeboju "Two Weeks". Zmęczenie wywoływać też może długość poszczególnych utworów, oscylująca najczęściej wokół 4-5 minut. Waga "LP1" jest zatem równie niejednoznaczna, co gatunkowa przynależność. Są tu jednak na ślady tego, że FKA twigs równie dobrze, a może nawet lepiej, powinna poradzić sobie bez plejady współpracowników. 6/10 [Wojciech Nowacki]