DEPTFORD GOTH Songs, [2014] 37 Adventures || Moda na jakkolwiek definiowane "alternatywne r'n'b" przyniosła w ostatnich latach cały szereg nowych męskich głosów, od Jamesa Blake'a i Jamiego Woona po How To Dress Well. W sprzężeniu z jeszcze bardziej uchwytną modą na melancholijnych brodaczy dała nam choćby Active Child czy archetypowego wręcz Cheta Fakera. Gdzie w tej masie i dość nieszczęśliwej etykiecie zapodział się Deptford Goth, ale uważni być może zarejestrowali piękną, rozdzierającą piosenkę "Union" oraz teledysk z balonami.
Daniel Woolhouse zaczerpnął swój pseudonim od nazwy dzielnicy w południowo-wschodnim Londynie, gdzie jako absolwent sztuki przez rok uczył w szkole podstawowej. Równolegle w swym mieszkaniu skomponował i zarejestrował debiutancki album "Life After Defo", jeden z najlepszych debiutów 2013 roku. Pianino, gitara, klawisze i sample manipulowane by brzmieć jak żywe instrumenty w połączeniu z leniwie skupionym wokalem Woolhouse'a stworzyły unikatowo kruchą i bardzo osobistą całość. Niby elektronika, niby całkiem bogate brzmienie (opinie o "operowaniu ciszą" a'la The xx były na szczęście mocno przesadzone), ale jakimś cudem udało się mu idealnie odtworzyć domową, prywatną atmosferę muzyki słuchanej sobotnim przedpołudniem gdzieś na londyńskich przedmieściach. "Union" wreszcie było przykładem świetnego songwritingu, zarówno na poziomie tekstu, jak i kompozycji. "Feel Real" miało potencjał wręcz przebojowy. Przede wszystkim jednak muzyka Deptford Goth is kind of a way of transmitting those feelings without having to look someone in the eye, czyli spełnieniem marzeń każdego introwertyka.
Taki jednak urok dystrybucji i małych labeli, że zanim zdołałem dotrzeć do fizycznej kopii "Life After Defo", Deptford Goth zdążył wydać już kolejny album zatytułowany po prostu "Songs". Tytuł to symptomatyczny i zdaje się dokładnie odzwierciedlać subtelną, ledwie uchwytną zmianę, która zaszła w kompozycjach Woolhouse'a. Jakby dzięki zasłużenie pozytywnym recenzjom "Life After Defo", zwracającym uwagę na prawdziwy i umiejętny songwriting skryty pod otoczką alternatywnego, czy wręcz eksperymentalnego r'n'b, na tyle uwierzył w swoje umiejętności, że tym razem z góry założył napisanie piosenek zamiast pościelowych eksperymentów.
Cały urok "Life After Defo" polegał nie tylko na zjawiskowym kontraście między pełnym, bogatym brzmieniem a kruchą, intymna atmosferą i poczuciem kojącej izolacji, ale też na swego rodzaju przypadkowości, spontaniczności, dzięki której spod nieśmiałych domowych eksperymentów wyłoniły się najprawdziwsze i niebanalne piosenki. Ale założenie "jestem songwriterem i będę pisał piosenki" w przypadku Deptford Goth się nie sprawdziło.
"Songs" brzmią jakby Daniel Woolhouse chciał osiągnąć więcej, ale jednocześnie miał ku temu mniej środków. Album brzmi jeszcze skromniej i oszczędniej niż poprzednik, ale całkowicie zniknęła niewymuszona domowa atmosfera, zastąpiona tutaj zwyczajną monotonią. Zwracają uwagę silniej akcentowane (głównie pogłosami) refreny, w większości niestety dość banalne. Wszystkie niemal piosenki utrzymane są w jednym tempie, jednym nastroju i nawet jeśli pojawia sie to ciekawszy refren ("Code", "Two Hearts", "We Symbolize"), to można by go wyciąć i wkleić do dowolnej innej kompozycji na płycie. Brakuje wewnętrznego progresu, zarówno całości, jak i poszczególnych piosenek, które najczęściej kończą sie zanim nawet zaczniemy mieć nadzieję na rozwinięcie się w jakiś ciekawszy motyw.
Szkoda. Oczywiście, "Songs" to ładna płyta, "ładna" to jednak zdecydowanie za mało po tak obiecującym debiucie. Przy okazji zatem zachęcam, po Deptford Goth sięgnijcie koniecznie. Po "Live After Defo". 5/10 [Wojciech Nowacki]
Daniel Woolhouse zaczerpnął swój pseudonim od nazwy dzielnicy w południowo-wschodnim Londynie, gdzie jako absolwent sztuki przez rok uczył w szkole podstawowej. Równolegle w swym mieszkaniu skomponował i zarejestrował debiutancki album "Life After Defo", jeden z najlepszych debiutów 2013 roku. Pianino, gitara, klawisze i sample manipulowane by brzmieć jak żywe instrumenty w połączeniu z leniwie skupionym wokalem Woolhouse'a stworzyły unikatowo kruchą i bardzo osobistą całość. Niby elektronika, niby całkiem bogate brzmienie (opinie o "operowaniu ciszą" a'la The xx były na szczęście mocno przesadzone), ale jakimś cudem udało się mu idealnie odtworzyć domową, prywatną atmosferę muzyki słuchanej sobotnim przedpołudniem gdzieś na londyńskich przedmieściach. "Union" wreszcie było przykładem świetnego songwritingu, zarówno na poziomie tekstu, jak i kompozycji. "Feel Real" miało potencjał wręcz przebojowy. Przede wszystkim jednak muzyka Deptford Goth is kind of a way of transmitting those feelings without having to look someone in the eye, czyli spełnieniem marzeń każdego introwertyka.
Taki jednak urok dystrybucji i małych labeli, że zanim zdołałem dotrzeć do fizycznej kopii "Life After Defo", Deptford Goth zdążył wydać już kolejny album zatytułowany po prostu "Songs". Tytuł to symptomatyczny i zdaje się dokładnie odzwierciedlać subtelną, ledwie uchwytną zmianę, która zaszła w kompozycjach Woolhouse'a. Jakby dzięki zasłużenie pozytywnym recenzjom "Life After Defo", zwracającym uwagę na prawdziwy i umiejętny songwriting skryty pod otoczką alternatywnego, czy wręcz eksperymentalnego r'n'b, na tyle uwierzył w swoje umiejętności, że tym razem z góry założył napisanie piosenek zamiast pościelowych eksperymentów.
Cały urok "Life After Defo" polegał nie tylko na zjawiskowym kontraście między pełnym, bogatym brzmieniem a kruchą, intymna atmosferą i poczuciem kojącej izolacji, ale też na swego rodzaju przypadkowości, spontaniczności, dzięki której spod nieśmiałych domowych eksperymentów wyłoniły się najprawdziwsze i niebanalne piosenki. Ale założenie "jestem songwriterem i będę pisał piosenki" w przypadku Deptford Goth się nie sprawdziło.
"Songs" brzmią jakby Daniel Woolhouse chciał osiągnąć więcej, ale jednocześnie miał ku temu mniej środków. Album brzmi jeszcze skromniej i oszczędniej niż poprzednik, ale całkowicie zniknęła niewymuszona domowa atmosfera, zastąpiona tutaj zwyczajną monotonią. Zwracają uwagę silniej akcentowane (głównie pogłosami) refreny, w większości niestety dość banalne. Wszystkie niemal piosenki utrzymane są w jednym tempie, jednym nastroju i nawet jeśli pojawia sie to ciekawszy refren ("Code", "Two Hearts", "We Symbolize"), to można by go wyciąć i wkleić do dowolnej innej kompozycji na płycie. Brakuje wewnętrznego progresu, zarówno całości, jak i poszczególnych piosenek, które najczęściej kończą sie zanim nawet zaczniemy mieć nadzieję na rozwinięcie się w jakiś ciekawszy motyw.
Szkoda. Oczywiście, "Songs" to ładna płyta, "ładna" to jednak zdecydowanie za mało po tak obiecującym debiucie. Przy okazji zatem zachęcam, po Deptford Goth sięgnijcie koniecznie. Po "Live After Defo". 5/10 [Wojciech Nowacki]