26 sierpnia 2015

Recenzja Lanks "Banquet EP"


LANKS Banquet EP, [2015] self-released || W kategorii australijskich brodaczy Chet Faker zdaje się rządzić niepodzielnie. Jednak gdyby zgolić mu potężne brodziszcze efekt wizualny, mam wrażenie, nie byłby tak atrakcyjny. Poważnie jednak mówiąc, Lanks to nie mniej utalentowana konkurencja. Oczywiście tak jednoznaczne porównanie dla debiutanta może być najpewniej krzywdzące, ale posłuchajcie tylko, nawet bez wiedzy o australijskim pochodzeniu, to pierwsze skojarzenie jakie przychodzi do głowy. Problem w tym, że Lanks, czyli Will Cuming, na scenie męskiego melancholijno-alternatywnego r'n'b podbarwionego popem i elektroniką, debiutuje dość późno, ale jednocześnie wydaje się być jednym z najbardziej utalentowanych jej przedstawicieli. Chet Faker może czuć się poważnie zagrożony, póki co, góruje jedynie doświadczeniem, Active Child jest bardziej afektowany niż efektowny, Deptford Goth po swym drugim albumie może poczuć się pokonany.

Lanks nawet jeszcze tak naprawdę nie zadebiutował, jeśli za wyznacznik początku kariery przyjmiemy wydanie długogrającego albumu. Już debiutancka epka "Thousand Piece Puzzle", którą razem z singlem "Brave Man" oraz obrazkiem kota, chyba nadal można pobrać za darmo stąd, brzmiała całkiem obiecująco, ale to singiel "Settle Down" nie pamiętam jak, gdzie i kiedy zwrócił moją uwagę. Takie na poły przypadkowe odkrycia są równie rzadkie co cenne. Rozpoczynający ten utwór falsetowy refren może początkowo co najwyżej intrygować, ale szybko staje się powolną, kroczącą, nastrojową piosenką, niezwykle śpiewną i najbardziej na zapowiadanej przez nią epce "Banquet" dopracowaną. Lanks bezwstydnie snuje melodię, w którą wplata dźwięki organów oraz bardzo subtelną gitarę, w efekcie "Settle Down" to jedna z najprzyjemniejszych piosenek jakie w ostatnich miesiącach słyszałem.


Gitara staje się w piosence "Aurelia" środkiem do całkiem efektownej eskalacji i dodania brzmieniu sporej dawki ciepła, mimo, że i ten wiedzie bit z automatu perkusyjnego. Ten akurat utwór brzmi jak podejście Radiohead to alternatywnego r'n'b, sam Will Cuming swym falsetem zdaje się zbliżać do Yorke'owych wokaliz, w niższych zaś rejestrach do wspomnianego już Fakera. W "Beach Houses" niezwykle sprawnie odmalowuje lekki, ciepły, plażowy klimat, dźwięki syntezatora na hiphpowym rytmie funkowo bujają, Cumimg niemal rapuje a w repetytywnym finale do jego głosu dołącza żeński wokal oraz, co póki co jest drobnym znakiem firmowym Lanks, flet. "Brothers Of The Mountain", płynnie przechodzące w najskromniejsze na epce "Whale Song", przynosi próbę odważniejszego śpiewu, ale też ustabilizowanie brzmienia Lanks jako połączenia elektroniki i subtelnej gitary. Na tym samym rozwiązaniu bazuje rozpoczynające całość "Hold Me Closer", choć tu akurat znak zapytania można postawić przy elektronice niebezpiecznie cofającej się do lat 90-tych, szczególnie wkraczając w drum'n'bassowy beat. Albo to zatem niekoniecznie przemyślany początek, albo wyznacznik wzmagającego się trendu. Zobaczymy.

"Banquet" znaleźć możecie na Bandcampie Lanks, posłuchać choćby na Spotify. Choć czas i konkurencja zdają się sympatycznemu Australijczykowi nie sprzyjać, to warto czekać na pełen album i obserwować z jaką radością przyjmuje wszelkie znaki rosnącej, na razie na rodzimym kontynencie, popularności. Ostatnio supportował tam znaną nam przecież niezła, choć chyba przereklamowaną duńską wokalistkę MØ, której piosenkę zresztą spontanicznie nagrał. Różne są zatem drogi i spore szanse, że o Lanks jeszcze zasłużenie usłyszymy. 8/10 [Wojciech Nowacki]