23 lutego 2017

Recenzja Sohn "Rennen"


SOHN Rennen, [2017] 4AD || "Hard Liquor", niczym amalgamat pozornie chaotycznych i ciągle morfujących rytmów, idealnie balansuje na granicy abstrakcji i przeboju, jest zatem tym, co kiedyś potrafiła i do dziś stara się osiągnąć Björk, bliski jest też elektronicznemu rzemiosłu The Acid. Zbudowana z krystalicznie doszlifowanych elementów piosenka sprawiać może wrażenie technicznego popisu, lecz dzięki swej nieznośnej śpiewności jest popisem przede wszystkim emocjonalnym. "Conrad" natomiast nie bawi się już abstrakcje i jest z kolei tym, co zawsze chciał osiągnąć How To Dress Well, silną, pewną siebie piosenką, z kroczącym, zegarkowym rytmem, ciepłymi klawiszami Wurlitzera, chłodnym syntezatorowym dronem i znów niesamowicie wręcz śpiewnym refrenem.

Są to dwa pierwsze utwory na jednej z pierwszych płyt 2017 roku, która bynajmniej nie startowała w wyścigu na album tego roku, ale ostatecznie ma go szanse zaskakująco zwyciężyć. "Hard Liquor" i "Conrad" są zarazem singlami (ależ oczywiście, że są), co pokazuje tylko jak pewnym siebie przy okazji drugiego albumu stał się Sohn. Jasne, dopracowanie, pomysłowość, kompozytorska i aranżacyjna precyzja płyty, podobnie jak w przypadku wspomnianych już The Acid, wskazywać mogą, że Christopher Taylor spędził ostatnie lata na uważnym śledzeniu trendów w muzyce elektronicznej i alternatywnym r'n'b, ale "Rennen" nie jest bynajmniej prostym destylatem potencjalnie najbardziej chwytliwych elementów. Sohn je nie tylko wyselekcjonował, ale i ulepszył, wypełnił luki, naprawił błędy.


Przede wszystkim jednak "Hard Liquor" i "Conrad" nie przytłaczają reszty albumu. Po części dzięki jego idealnej, kompaktowo skrojonej długości, tak odświeżającej po choćby potwornie przeciągniętym albumie Jamesa Blake'a, głównie jednak za sprawą dopracowania do najmniejszego niemal szczegółu każdej z kompozycji. Owszem, zdarzają się niedociągnięcia, nawet w "Conrad", gdzie rozbrzmiewa przyciężka syntezatorowa solówka a'la Röyksopp, ale i tak obok "Future Politics" Austry pozostaje najlepszym singlem początku tego roku. Nawet piosenki pozornie skromniejsze niezmiernie satysfakcjonują, "Signal" na przykład zapowiada się jako dość standardowe współczesne r'n'b, ale wzmacnia się i eskaluje w finale, przed czym standardowe r'n'b zazwyczaj się wzdraga, kładąc nacisk najczęściej wyłącznie na rozemocjonowany wokal. Powstrzymywanie się przed zagęszczaniem kompozycji było zauważalne na debiucie Sohna, ale prześpiewanie materiału jest już problemem na którym, może z wyjątkiem Jamie Woona, polegają prawie wszyscy, od FKA twigs po How To Dress Well.

Ten ostatni łatwo by się odnalazł w skromnej piosence "Primary", Sohn jednak praktycznie wygasza w połowie wokale a utwór przeradza się w niemal instrumentalny. Podobnie finałowy "Harbour" rozpoczyna czysty śpiew a kończy efektowna część instrumentalna, nacisk na muzykę zatem, czy może raczej prawidłowe proporcje między nieinwazyjnym wokalem a dopracowaną muzyką, są główną przyczyną obłędnej chwytliwości "Rennen". A zapomnieć nie można o różnorodności materiału zawartego w ramach ledwie 37 minut. Całość opływają chłodne dźwięki syntezatorów, które zaskakująco ocieplają wymowę albumu, ale znajdują się na nim zarówno klasyczny utwór tytułowy, jak i frywolne, lekko głupkowate wręcz "Dead Wrong". Oraz "Falling", znów abstrakcyjne, ale jeszcze bardziej radykalne niż "Hard Liquor", pełne mikrodźwięków, pozornego nacisku na czysty wokal, ale zmierzające w stronę mocnego, zapętlonego finału.

"Rennen" po prostu satysfakcjonuje i to na wielu poziomach, czego nie można było powiedzieć o pierwszej płycie Sohna, gdzie jego potencjał spełniał się tylko w singlowym "Artifice". Po skromniejszym i mniej chwytliwym debiucie Sohn zdecydowanie odrobił niejedną lekcję i nie można mieć mu tego za złe. 9/10 [Wojciech Nowacki]